Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zofia Książek-Bregułowa ma 93 lata. Ośrodek dla niewidzących w Dąbrowie nosi jej imię

Teresa Semik
Aktorka i poetka, Zofia Książek-Bregułowa, skończyła 93 lata. Wzrok straciła w powstaniu warszawskim. Mieszka w Katowicach
Aktorka i poetka, Zofia Książek-Bregułowa, skończyła 93 lata. Wzrok straciła w powstaniu warszawskim. Mieszka w Katowicach Arkadiusz Ławrywianiec
W czwartek ociemniała aktorka i poetka, Zofia Książek-Bregułowa, obchodziła 93. urodziny. W piątek przeprowadzkę do nowej siedziby świętuje ośrodek dla dzieci niewidzących w Dąbrowie Górniczej, który nosi jej imię - pisze Teresa Semik

Dzieci same wybrały ją sobie na patronkę, bo nikt bardziej nie ujął ich chęcią do życia i siłą walki o to życie. Zofia Książek-Bregułowa nie zrezygnowała ze swoich marzeń nawet wtedy, gdy wszystko zaczęło mieć kolor smoły. Niewidoma aktorka? To przecież możliwe - przekonuje.

- Z klęczek się dźwignę ze wzniesioną głową - powtarzała, gdy jej świat runął niszcząc to, co kochała. Roztrzaskał się na kawałki 5 września 1944 roku, w ogarniętej powstaniem Warszawie. Pocisk artyleryjski ranił jej nogi, klatkę piersiową, uszkodził wzrok. Pamięta, jak leżała twarzą do ziemi i krzyczała z bólu: "Dobijcie mnie!". Była łączniczką oddziału szturmowego 3 Kompanii porucznika "Lewara" Jana Piotrowskiego w Zgrupowaniu AK "Krybar". Właśnie opiekowała się rannymi powstańcami w podziemiach banku przy ul. Świętokrzyskiej.

Grała dla drzew w lesie

Marzenia o życiu na scenie pojawiły się w dzieciństwie spędzonym na przedmieściach Kielc. Grała dla drzew w lesie i kwiatów na łące, stale uczyła się wierszy. Zagroziła rodzicom, że rzuci się pod pociąg, jeśli nie poślą jej dalej do szkoły. Trochę ze strachu pozwolili jej na naukę w szkole handlowej. Nie wierzyli, że będzie kimś innym niż urzędniczką.

A ona biegała na występy gościnne aktorów, bo teatru stałego w Kielcach nie było. I marzyła, jak to pięknie by było przeistaczać się w nowe postaci, mówić do pełnej widowni.

Nie będę urzędniczką, zostanę aktorką - zdecydowała.

Nie jedź, będzie wojna

Pod koniec czerwca 1939 roku wyruszyła do stolicy. Nie słuchała próśb mamy: nie jedź, córko, będzie wojna.

Zajęcia w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej rozpoczynały się po południu, więc rano mogła pracować. Do jedzenia miała chleb, maślankę, ziemniaki, czasem jarzyny i mleko. Mimo biedy była szczęśliwa, bo marzenia o nauce aktorstwa nabierały kształtów.

W drodze do pracy, 1 września usłyszała warkot samolotów, gwizd i huk spadających bomb.

- Trzeba żyć, otrząsnąć się, nie wszystko stracone. Jestem młoda, silna i mam ciągle marzenia - powtarzała. Zgłosiła się do PCK, by pomagać rannym. Została też słuchaczką tajnych kompletów Instytutu Sztuki Teatralnej. Uczył ją zawodu Stefan Jaracz, póki nie trafił do Auschwitz, potem prof. Jan Kreczmar.
- Tylko lekcje trzymały mnie przy życiu - napisze w opowiadaniu "Zamiast świateł rampy".

Na Boże Narodzenie 1943 roku nie pojechała do Kielc. Nie miała w czym. - Gdybym miała choć jedną elegancką sukienkę, może spróbowałabym śpiewać w jakiejś kawiarni i mogłabym wtedy kupić sobie ciepłe buty - rozmyślała. Pracowała przy produkcji tekturowych pudełek. Święta poświęciła na naukę roli.

Gdy Warszawa szykowała się do powstania, usłyszała, że może się schronić w Kielcach.

- Z oburzeniem odrzuciła tę sugestię - przypomina Magdalena Makaruk, autorka filmów o Zofii Książek-Bregułowej pt."Poezja utkana z jej życia" i "Zamiast świateł rampy".

Była z pokolenia Kolumbów, które od dziecka wiedziało, że trzeba tak ojczyznę kochać, by w razie potrzeby żadne prywatne sprawy nie były od niej ważniejsze. Trzeba wszystko odrzucić i walczyć. Iść na czołgi z butelkami z benzyną, jeśli nie ma niczego lepszego. Oszalała patriotyzmem młodzież.

- Dla Zosi niezwykle ważny był i jest ten patriotyzm - dodaje Makaruk. - Stąd motywacja, aby nie bacząc na wielką karierę, którą jej przepowiadano, wybrać obowiązek i powstanie.

Miała 24 lata. Biegała z rozkazami, wycierała krew z noszy aż sama upadła. Ból był nie do zniesienia. Gdy usłyszała nad sobą modły, pomyślała, że pewnie umiera albo już umarła.

- Proszę księdza, przecież żyję, chcę żyć - wołała. Przez dwa dni widziała, ale okulista obejrzał ją dopiero po ośmiu dniach. Lewe oko stracone, w prawym - poczucie światła. Cierpienie na nic, nadziei na nic. Jaki cel miał ten heroizm i ból?

Ze szpitala trafiła do obozu Gross Luebars, a potem stalagu VI C w Oberlangen. W czarnej opasce na oczach i w podarowanej sukience chodziła od baraku do baraku z recitalami. - Będę na scenie, w najgorszym razie na estradzie - myślała w bezsenne noce.

Wolność przynieśli jej żołnierze generała Maczka. Od wojskowych lekarzy usłyszała, że w Edynburgu, w Szkocji, jest znakomity okulista Jan Ruszkowski.

- Co pani widzi? - pytał, gdy po operacji zdejmował bandaże.

- Widzę światło, dużo światła. Widzę w ogrodzie zarysy drzew - wyjaśniała. Wszystko widziała tak, jak malowali impresjoniści - przysłonięte cieniutkim woalem. Odzyskała zaledwie 2 proc. wzroku w jedynym oku.

Potem w szpitalu w Edyn-burgu zoperowano jej kolano. Gdy tak leżała z nogą na wyciągu, przyszedł do niej pacjent, były student katowickiego konserwatorium. Grał jej miniatury Wieniawskiego na skrzypcach. Tak poznała swojego męża, Włodzimierza Bregułę. Pochodził z Gliwic i był synem powstańca śląskiego, który po podziale Śląska przeniósł się do polskiego Chorzowa. Włodzimierz, rocznik 1919, uciekł z Wehrmachtu i dotarł do wojska polskiego w Szkocji. Grał w wojskowym zespole.
- Świadomość, że będę osobą już zawsze niemal niewidomą rodził frustrację, gniew i rozpacz - przyznaje.

Nie zrezygnowała jednak z marzeń o aktorstwie. W Szkocji uczyła się szermierki, śpiewu, pobierała lekcje dykcji, mimiki, gry aktorskiej.

Nie skorzystała z propozycji wyjazdu do USA pod opiekę bogatej Amerykanki. W grudniu 1947 roku wróciła do Warszawy.
Dla Polskiego Radia nagrała audycje z poezją romantyczną. W Teatrze Roma wystąpiła z Aleksandrem Zelwerowiczem w programie mickiewiczowskim. Zadania aktorskie nadeszły z teatru w Opolu. Zadebiutowała rolą Zośki w "Placówce" Prusa.

- Nigdy niczego nie strąciłam, nie stłukłam, nie upadłam - jednym słowem, nie zaliczyłam wpadki - powie uradowana.
Przeniosła się do Katowic ze względów rodzinnych, mąż był skrzypkiem Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, którą prowadził Grzegorz Fitelberg.

- Mąż kochał ją bardzo i z tej miłości czerpała też siłę - mówi Magda Makaruk.

Wprawdzie przyjęto ją w Teatrze im. Wyspiańskiego, ale nie dano szansy w zawodzie. Po 16 latach tę szansę otrzymała od Mieczysława Daszewskiego. Wystąpiła w monodramie "Podróż do zielonych cieni" w jego reżyserii. Aleksander Widera, dyrektor literacki w Radiu Katowice, zaproponował jej udział w cyklicznej audycji "Pieśni o domu ojczystym". Liczne recitale w domach kultury zawdzięcza Barbarze Surmanowej.

Niekończąca się noc

W 1985 roku upadła i straciła jedyne oko. - Ogarnął mnie koszmar najczarniejszej, niekończącej się nocy - napisze we wspomnieniach. Wszystko miało kolor smoły, który z biegiem dnia stawał się szarością. Ranek znów był czarny, ale wieczór pojawiał się jasny, oślepiający biały, aż do bólu. Nie mogła od tej bieli nigdzie uciec, a stawała się równie męcząca jak czerń. Potem pojawiły się: jasnobrązowy, beżowy, szmaragdowy, zieleń, khaki. Pojawiło się podniecenie i nerwowość. Wyczekiwała kolejnych kolorów, bo nawrót czerni niezmiennie przerażał. W końcu zobaczyła pastele nakładające się na siebie, w ciągłym ruchu układały się we wzory, najczęściej kwiatów albo toni morskiej. Poczterech miesiącach kolor czarny nigdy nie występował sam. Najczęściej był nieruchomym tłem, oprószony srebrnym pyłem.

Widzenie pozazmysłowe

Miała przekonanie, że widzi zarysy rąk, postać męża. - To pozazmysłowe widzenie - tłumaczono. Albo że nerw wzrokowy jest ciągle żywy, odbiera obraz bliznami pooperacyjnymi.

- Żyję w swoich własnych światłach, cieniach i kolorach, ale nie mam nad nimi władzy. Przychodzą i znikają, kiedy im się podoba - tłumaczy ona sama.

Pozbyła się lęku przed czarnym, gdy nagle spłynęły na nią wiersze. Są pełne kolorów i bólu, pytań o sens ludzkiego cierpienia. Wydała kilka tomików. "Cykadę na smyczku" poświęciła mężowi po jego śmierci w 1986 r. O ich miłości pisze Barbara Czajkowska w książce "Będziesz jedna, jedyna".

93. urodziny Zofia Książek-Bregułowa obchodziła w swoim mieszkanku w Katowicach. Dziś przeprowadzkę do nowej siedziby świętuje Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Słabo Widzących i Niewidomych w Dąbrowie Górniczej, który nosi jej imię.


*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Restauracja Rączka gotuje otwarta ZOBACZ ZDJĘCIA
*Granica polsko-niemiecka 1922 na Górnym Śląsku [SENSACYJNE ZDJĘCIA]
*Podziemny dworzec autobusowy w Katowicach działa! [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!