Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żory: Historia dzieci zaklętych w kamieniu. Kim byli Ewa i Jaś z kamiennej płyty? ZDJĘCIA

Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk
Jacek Struczyk z żorskiego muzeum podczas prac porządkowych przy nagrobnej płycie dzieci. To najstarszy zabytek naszej ery z Żor w zbiorach Muzeum Miejskiego w Żorach.
Jacek Struczyk z żorskiego muzeum podczas prac porządkowych przy nagrobnej płycie dzieci. To najstarszy zabytek naszej ery z Żor w zbiorach Muzeum Miejskiego w Żorach. Szymon Kamczk / Dziennik Zachodni
W 1606 roku Żory opanowała zaraza dżumy. Choroby nie przetrwała dwójka rodzeństwa - Ewa i Jaś, których nagrobek został pieczołowicie wyrzeźbiony w wapieniu. Niedawno został wyeksponowany w żorskim muzeum.

Pochowani, zapomniani, zbombardowani, zdeptani i wreszcie ostatecznie - zachowani. Tak w ogromnym skrócie można by streścić historię najstarszego zabytku naszej ery w zbiorach Muzeum Miejskiego w Żorach. Mowa o nagrobnej płycie z wizerunkami dwójki dzieci - Ewy i Jasia. Nie było nam dane zobaczyć ich twarzy, bo zostały zatarte w zawieruchach historii. Dzisiaj jednak sporo już udało się odkryć na temat płyty i jej przeznaczenia, ale sporo jeszcze do odkrycia!

Był rok 1606, kiedy spokój na Śląsku został zakłócony przez niespodziewane rozprzestrzenienie się choroby. Zaraza dżumy, o której mówią ówczesne dokumenty miała swoje ogniska w wielu miejscowościach, m.in. w Ząbkowicach Śląskich (niem. Frankenstein), gdzie do rozprzestrzenienia się zarazy przyczyniali się tamtejsi grabarze, produkując trujący proszek ze zwłok. Epidemia nie oszczędziła również Żor.

Choć nie mamy dokładnych danych, ile osób wtedy zmarło, a Augustyn Weltzel w „Historii miasta Żory” wzmiankuje jedynie o zarazach nękających miasto w tamtych latach, do dzisiaj zachował się zabytek, który potwierdza ówczesne tragiczne wydarzenia. O tym, że choroba mogła dotknąć każdego świadczy fakt, że nagrobna płyta - bo o niej mowa - miała upamiętniać dwójkę zmarłych dzieci z bogatej żorskiej rodziny. Za sprawą ks. Alfonsa Nowacka, który z początkiem XX wieku odczytał część napisu, który biegnie wokół rantu kamiennej płyty, znamy imiona dzieci.

To Ewa i Jan, którzy zmarli w 1606 roku za sprawą zarazy. Dzisiaj już nie można dojrzeć twarzy dzieci, bo na wyrytych wizerunkach nie zachowały się żadne rysy. Dzieci przedstawiono w pośmiertnych koszulach, co było typowym wyobrażeniem zmarłych dzieci w XVII w. Z wizerunku dzieci można określić, że gdy dopadła je choroba, miały zaledwie kilka lat.

Nie udało się do końca odczytać napisów na płycie, bo część z nich jest zatarta, a mogą być one kluczowe w zbadaniu, z której żorskiej rodziny wywodziły się zmarłe dzieci. Napisy spisano w dialekcie języka czeskiego - po morawsku, bo takim językiem wtedy porozumiewano się w Żorach.

Wiemy jednak, że dzieci nie pochodziły z biednej rodziny, bo na płyty nagrobne dla głowy rodu mogli pozwolić sobie najbogatsi, nie mówiąc już o rzeźbionych nagrobkach dla małych dzieci. W tym przypadku mamy do czynienia z dodatkową rzadkością - na jednej płycie znalazł się wizerunek dwójki zmarłych. Na Śląsku jest zaledwie kilka podobnych nagrobków z tamtego okresu. Bardzo prawdopodobne jest również, że byli protestantami, bo w tym okresie - do 1629 roku kościół Św. Filipa i Jakuba był protestancki.

Napisy są po morawsku

- Płytę umieszczono na cmentarzu, który był wokół kościoła pw. Świętych Filipa i Jakuba. Przeleżała tam prawdopodobnie do początku XIX w., bo w tym momencie założono nowy cmentarz na terenie dawnej fosy - za murami miejskimi. Wtedy uporządkowano plac kościelny i powstało nowe ogrodzenie. Ta płyta, jak i druga płyta z małym Walentynem (zaginęła w czasie II wojny światowej - red.), były wmurowane w kościelne ogrodzenie przy bramie wejściowej. Były wzmiankowane w roku 1900, kiedy ks. Nowack opisywał cały kościół. W latach 30. ogrodzenie wymieniano na nowe.

Co wtedy stało się z płytami nie wiem, ale prawdopodobnie trafiły do wnętrza kościoła - mówi Tomasz Górecki z Muzeum Miejskiego w Żorach. Kolejna wzmianka o płycie nagrobnej Ewy i Jasia pojawia się w latach 60. Wtedy po odbudowie kościoła po wojnie, na gruzowisku przy resztkach muru obronnego, znaleziono płytę. Wtedy prof. Zygmunt Laskowski z grupą młodzieży uratował płytę przed zniszczeniem.

Nagrobek trafił do izby muzealnej na terenie I Liceum Ogólnokształcącego. Kiedy izbę muzealną przeniesiono do MOK-u, sama płyta została w I LO i jakimś trafem została umieszczona w szatni sali gimnastycznej, jako element podłogi. Na szczęście zabytek odwrócono płaskorzeźbą do dołu, co uchroniło wizerunki dzieci przed zatarciem przez zdeptanie.

Badania w planach

Później płyta została przeniesiona ze szkoły do izby muzealnej przy ul. Traugutta. Przeleżała w jednym z garaży do 2010 roku, kiedy muzeum miejskie przejęło zabytek od prywatnych właścicieli. Została poddana wstępnej konserwacji, jest obecnie odpowiednio zabezpieczona i wyeksponowana.

Teraz odwiedzający muzeum mają okazję zobaczyć z bliska małych Ewę i Jasia, których tragiczna historia pozostała zapisana w kamieniu. Czy będzie nam dane odkryć ich szczegółową historię? Na pewno pomogą w tym nieinwazyjne badania, które chcą przeprowadzić w żorskim muzeum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!