Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie jest jak pudełko czekoladek. Rozmawiamy z filmoznawcą Adamem Pazerą

Krzysztof Jabłczyński
O polskiej kinematografii i „mizerii” filmowej, o wielkich i mniejszych festiwalach filmowych, pracy w festiwalowym jury, rozmawiamy z filmoznawcą Adamem Pazerą

- Kilka tygodni temu uczestniczył Pan w CINEFEST w Miszkolcu, największym na Węgrzech festiwalu filmowym jako członek międzynarodowego jury. Jak do tego doszło?
- Z Tiborem Biró (dyrektorem festiwalu) znamy się od lat, spotykaliśmy się wielokrotnie na międzynarodowych konferencjach sieci Europa Cinemas, od 10 lat jestem uczestnikiem festiwalu w Miszkolcu, znam jego specyfikę, pisałem artykuły o festiwalu. Zapewne to wszystko zadecydowało o wyborze…

- Proszę opowiedzieć, na czym polegała praca jury?
- Podstawowym obowiązkiem (a raczej przyjemnością) było obejrzenie 16 filmów Konkursu Głównego. Każdego spotykaliśmy się podczas lunchu, omawialiśmy filmy i na koniec dokonaliśmy wyboru tego najlepszego. Można powiedzieć, że „obracaliśmy się” wokół 5-6 filmów, każdy z naszej „piątki” przedstawił swoje trzy swoje typy, z Węgrem Balázsem „mieliśmy” te same filmy, ale przy innej kolejności. Natomiast jednomyślni byliśmy, jeśli chodzi o pierwsze miejsce, z Przewodniczącą, Francuzką Isabelle, dla nas obojga: the winner is…

- Co można powiedzieć o zwycięskim filmie?
- To chiński film „Return to Dust”, w reżyserii Ruijun Li. Dość powiedzieć, że jury FIPRESCI (stowarzyszenie dziennikarzy międzynarodowych) podjęło taką samą decyzję. Ten film to niemal baśniowa opowieść o rozkwitającym uczuciu w zaaranżowanym małżeństwie, a surowy klimat ich wiejskiego życia jeszcze bardziej wiąże ich ze sobą na dobre i złe.

- Można chyba powiedzieć, że poniekąd znowu reprezentował Pan Śląsk, w ubiegłym roku dzięki Pana inicjatywie odbył się w Miszkolcu „Silesian Film Day”?
- No, nie... Nie miałem takich plenipotencji, choć tamtejszy region (Borsod-Abaúj-Zemplén) jest partnerskim dla woj. śląskiego. A w ub. roku z Instytucją Kultury Ars Cameralis Silesiae Superioris zorganizowaliśmy pokaz filmów Lecha Majewskiego – „Wojaczek” i „Angelus”, przegląd etiud studenckich ze Szkoły Filmowej im. K. Kieślowskiego oraz pokaz kreskówek ze studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej.

- Czy w bieżącym roku były na Cinefest jakieś polonica?
- Znając się bardzo dobrze z Witkiem Ludwigiem, reżyserem filmu „Nędzarz i madame”, już wczesną wiosną zaproponowałem Tiborowi emisję tego filmu. Odbył się seans specjalny z udziałem reżysera, a sala Béke była pełna. Węgrzy są bardzo ciekawi naszej historii, a wszak film opowiada o naszym historycznym bohaterze, Adamie Chmielowskim, późniejszym Bracie Albercie.

- Pana związek z kinem trwał – nie bójmy się tych słów - kilka dziesięcioleci, toteż nie dziwi funkcjonowanie wciąż w tym nurcie.
- W „Światowidzie” przepracowałem 25 lat (1992 -2017), a już wcześniej mając do czynienia z kinem: dekadę lat 80-tych prowadziłem na Uniwersytecie Śląskim DKF „U Kopernika”, następnie przez pół roku pracowałem w Śląskim Towarzystwie Filmowym.

- W 2017 roku został Pan niesłusznie zwolniony?
- Tamten rok był dla mnie wyjątkowo dramatyczny: wiosną zmarła mama, trzy tygodnie później tragicznie zginął siostrzeniec, ja z końcem sierpnia miałem udar, a w listopadzie…, ale nie chciałbym do tego wracać. W każdym razie wyrok sądu obalił wszelkie zarzuty wobec mnie, a uzasadnienie wyroku było miażdżące dla pracodawcy!

- Ktoś Pana bardzo nie lubił, a Pan często miał „pod górkę” z dyrekcją?
- Takie jest życie, które nauczyło, że nie warto się wysilać, wykazywać zaangażowanie, mieć jakiekolwiek pomysły. Bo takie osoby stanowią potencjalne „zagrożenie”.

- Starsi widzowie pamiętają kino „Światowid” ze spektakularnych wydarzeń, bardzo oryginalnych eventów.
- Początek lat 90-tych ub. wieku to był trudny czas dla kin. Przeobrażenia społeczno-gospodarcze i transformacja ustrojowa zrobiły swoje. Mając już wszak wcześniejsze doświadczenie kinowe zdawałem sobie sprawę, że widza trzeba zachęcić jeszcze czymś, oprócz filmu na ekranie, aby poczuł, że jest współuczestnikiem wydarzenia. Stąd też rozpocząłem różnego rodzaju konkursy, zachęta do przybywania widzów w przebraniach, przysyłania zdjęcia swoich zwierzaków, za co były drobne upominki.

- Niezwykłe były oprawy artystyczne do wielu filmów, proszę przypomnieć choć kilka z udanych eventów.
- Hm, było tego wiele, nie wiem, czy została w kinie jakaś dokumentacja, aby móc to ewentualnie zaprezentować… Np. „Good bye, Lenin” z udziałem 44 trabantów na ul. 3 Maja, transporter opancerzony i szpaler „zomowców” do filmu „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł”, „dostarczona” na salę w drewnianej skrzyni słowacka aktorka Zuzana Sulajova (miało to związek ze sceną w filmie „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie”), zapraszani byli twórcy filmów, np. Krzysztofa Zanussiego poprosiłem o wjazd na koniu do sali (premiera „Cwału”)…

- W internecie można znaleźć krótki film z przywitania przez Pana Thierry’ego Fremaux, dyrektora artystycznego festiwalu filmowego w Cannes na lotnisku w Pyrzowicach. Przyznam, że… równie oryginalne.
- Thierry przyleciał do Katowic na 3 dni na moje zaproszenie na organizowany wówczas festiwal Regio-fun. A ponieważ w Cannes, to on stoi na szczycie schodów i wita wkraczających gości, ja uczyniłem jakby à rebours: dzięki pomocy osób odpowiedzialnych za promocję lotniska na parkingu został ustawiony trap, na nim czerwona wykładzina, a ja na szczycie tych schodów w „canneńskim”, dress code. I tym razem to Thierry „wkraczał” (a raczej wspinał się) po czerwonym dywanie”…

- Wspomniał Pan o nieistniejącym już festiwalu Regio-fun, dlaczego – Pańskim zdaniem - w Katowicach nie ma porządnego festiwalu filmowego?
- To pytanie nie do mnie, choć mam wiele przemyśleń na ten temat, które wolę zostawić dla siebie.

- A czym jest w dzisiejszych czasach kino?
- To przyjemne spędzenie czasu w ciemnej sali, wspólne oglądanie i przeżywanie wydarzeń na ekranie. Ale kino może też edukować. Ja przez lata organizowałem szereg patriotycznych wydarzeń rocznicowych, uroczyste premiery historycznych filmów. I wielką satysfakcją było dla mnie bodaj 2 lata temu, gdy na jakimś pikniku pewien mężczyzna podszedł do mnie, przypomniał się i powiedział, że na tych pokazach wychował się jego syn, przedstawiając mi, stojącego obok, na oko dwudziestoparolatka. Ale takie wydarzenia nie wszystkim były w smak i wielu „uwierały”.

- Mija właśnie 5-letni okres świętowania wielu naszych rocznic: odzyskanie niepodległości, powstania śląskie, powrót Śląska…?
- Zawiesił Pan głos, ale wiem, co zapewne chciałby usłyszeć… Tak, te rocznice nie wybrzmiały w żaden sposób w kinach na Śląsku, a szkoda, bo ja oczywiście nie pozostałbym obojętnym i godnie je uczcił. Choć jednak w pewnym stopniu okazałem się przydatny: „Silesia – Film” podchwyciła mój pomysł i w bieżącym roku, w dzień urodzin W. Korfantego zorganizowany został – pod patronatem Marszałka Województwa Śląskiego i przy wydatnej pomocy IPN w Katowicach - quiz filmowo-historyczny związany z tą wybitną postacią Śląska. Co prawda ograniczony jedynie dla grup młodzieżowych, ale jednak… A ja przecież w 2017 roku, już szykowałem się do organizacji wydarzenia związanego ze 150 rocznicą urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego (5 grudnia, a to również data moich urodzin). Dodam jeszcze, że kilka tygodni temu na ekrany wszedł film „Orlęta. Grodno’39”. Czy odbyła się w Katowicach jakaś uroczysta premiera z oprawą historyczną? Z tego, co wiem, to nie!

- Za niecały rok, kończy się kadencja obecnej Pani dyrektor „Silesia– Film”, jeśli nie będzie miała przedłużonego kontraktu czy zamierza Pan wystartować w konkursie?
- „Bądźmy poważni”, że użyję cytatu klasyka. Posłużę się tu dialogiem gen. Zambika i płk. Molibdena z „Rozmów kontrolowanych”: niestety są lepsi. To znaczy są lepsi, bo są gorsi. Rozumiecie? - Wy jesteście dobrzy, jeden z najlepszych, dlatego jesteście nie najlepsi. Lepszy, to będzie ktoś kto będzie gorszy, bo będzie w sam raz.

- I co dalej, Panie Adamie, w kontekście naszej rozmowy można stwierdzić, że jest Pan niejako ambasadorem naszej kinematografii za granicą?
- Nie przesadzajmy, jak mogę, to staram się, aby nasze filmy zaistniały również poza granicami. W bieżącym roku nie udało się pozyskać uczestnictwa „Soli ziemi czarnej” w sekcji CannesClassic w Cannes. Ale mam pomysł na przyszły rok, na udział w tej sekcji innego polskiego filmu. Będę czynił starania…

- A ja cóż… odpowiem na zakończenie cytatem: "Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz...".

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera