Kto odpowie za śmierć 2-letniego Tomka? Śledztwo przejęła Prokuratura Regionalna
Już w kwietniu opisywaliśmy tragiczną historię małego Tomka z Koziegłów, w powiecie myszkowskim. Miesiąc przed śmiercią chłopiec był w szpitalu, gdzie rozpoznano u niego zapalenie płuc. Pomimo tego nie pozostał w lecznicy. Dlaczego tak się stało?
Prokuratura Regionalna w Katowicach przejęła śledztwo dotyczące śmierci niespełna 2-letniego Tomka.
Dyrekcja szpitala twierdzi, że na hospitalizację nie zgodziła się mama chłopca i taki zapis znajduje się w dokumentacji medycznej.
Kobieta przekonuje jednak, że w szpitalu nie poinformowano jej o tym, że stan syna jest tak poważny, i zalecono jedynie robienie zastrzyków. - Opiekowaliśmy się synem na 100 procent, ale doszło do ogromnej tragedii. Nie było w tym naszej winy i mam czyste sumienie. Nikomu nie życzę, by się znalazł w takiej sytuacji jak nasza rodzina. Do tej tragedii nigdy nie powinno dojść - mówiła nam mama Tomka.
Sekcja zwłok wykazała, że chłopiec zmarł na tzw. śródmiąższowe zapalenie płuc. Sprawę badała początkowo Prokuratura Rejonowa w Myszkowie.
Rozważano tam między innymi zasięgnięcie opinii biegłego w zakresie prawidłowości sprawowania opieki nad tym dzieckiem. Po naszej publikacji śledztwo w sprawie śmierci chłopca przejęła już jednak Prokuratura Regionalna w Katowicach. Sprawa jest w toku. - Do tej pory oględzinom poddano dokumentację medyczną z 3 placówek, gdzie leczono chłopca. Ponadto przesłuchano 13 świadków oraz dokonano analizy rozmowy z dyspozytorem pogotowia ratunkowego - przekazał prokurator Ireneusz Kunert z Prokuratury Regionalnej w Katowicach. Obecnie prokurator referent decyduje o dalszym ukierunkowaniu śledztwa.
Prokuratura Regionalna w Katowicach przejęła śledztwo dotyczące śmierci niespełna 2-letniego Tomka z Koziegłów w powiecie myszkowskim.
Historię chłopczyka opisywaliśmy na naszych łamach w kwietniu. Pod koniec ubiegłego roku, a dokładnie 15 grudnia, mały Tomek zmarł, gdy był pod opieką partnera swojej mamy. Kiedy do Prokuratury Rejonowej w Myszkowie wpłynęła ostateczna opinia biegłych z zakresu medycyny sądowej (którzy wykonywali sekcję zwłok), okazało się, że przyczyną śmierci było śródmiąższowe zapalenie płuc, które u tak małych dzieci potrafi rozwijać się bardzo szybko.
Kto za to odpowiada?
Dotarliśmy jednak do informacji, z których wynika, że 17 listopada, a więc miesiąc przed śmiercią, mały Tomek był w szpitalu w Myszkowie. Rozpoznano u niego „nieokreślone odoskrzelowe zapalenie płuc”, a na karcie informacyjnej pacjenta jest dodatkowo napisane: „Mama nie wyraziła zgody na hospitalizację, deklaruje leczenie ambulatoryjne”. Stan zdrowia dziecka powinien być szczególnie monitorowany, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Tomek był po operacji niedrożności dwunastnicy, którą przeprowadzono w lipcu 2017 roku w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
- Zgon nie miał z tym związku - dowiedzieliśmy się teraz od śledczych.
Rozmawialiśmy jednak z lekarzami, którzy stwierdzili, że Tomek powinien zostać w szpitalu w Myszkowie. Dlaczego wrócił jednak do domu? Tu pojawiają się dwie wersje wydarzeń.
Dyrektor SP ZOZ w Myszkowie, Khalid Hagar podkreśla: - Z naszego punktu widzenia SP ZOZ w Myszkowie wykonywał swoje obowiązki, tak jak należy. Co do odmowy przyjęcia do szpitala, to była suwerenna decyzja mamy. Miała do tego prawo i absolutnie nie możemy kogoś zmusić do leczenia - mówi dyrektor.
Khalid Hagar doprecyzował, że przyjmowanie każdego dziecka do szpitala określają procedury. Niezależnie od tego, czy przychodzi ze skierowaniem, czy bez, lekarz z oddziału chorób dziecięcych ocenia stan kliniczny dziecka. Jeśli stwierdzi, że objawy są podejrzane nawet w minimalnym stopniu, to zawsze proponowane jest przyjęcie do szpitala. By diagnozować i leczyć.
- Często zdarza się, że opiekunowie prawni nie zgadzają się na pozostanie w lecznicy. W takich sytuacjach zawsze żądamy od nich podpisu o odmowie przyjęcia do szpitala - podkreśla dyrektor Hagar.
Dodaje, że zdarza się, że dzieci są przyjmowane do szpitala pomimo to, że objawy nie są bardzo zaawansowane. - Nie jesteśmy w stanie ocenić, co będzie działo się z dzieckiem za 2-3 godziny, następnego dnia czy za miesiąc. Gdy po 3-4 dniach obserwacji dziecka nic się nie dzieje, to zostaje wypisane - wskazuje Hagar.
Mama chłopca zaprzecza
Mama zmarłego chłopca twierdzi jednak, że 17 listopada ubiegłego roku nie odmówiła hospitalizacji syna w szpitalu w Myszkowie.
- Po prostu nikt nie powiedział mi, że sytuacja jest tak poważna, że mój syn powinien tam zostać. Nie było propozycji pozostania w szpitalu - twierdzi kobieta. - Usłyszałam, że jeśli mamy kogoś, kto może robić zastrzyki, to dziecko może wrócić do domu. To, że na karcie informacyjnej jest napisane coś innego, to już inna kwestia - dodaje matka chłopca. Pytana o podpis pod deklaracją, że nie wyraża zgody na hospitalizację, odpowiada: nie czytałam, co tam jest napisane. Zapoznałam się z zaleceniami lekarskimi i wróciliśmy do domu.
Śledztwo wszczęte przez Prokuraturę Rejonową w Myszkowie było prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci.
dziewczynka umarła w łóżeczku
W kwietniu tego roku głośno było o śmierci półrocznej dziewczynki w Gliwicach. Do tragedii doszło w jednym z mieszkań w kamienicy przy ulicy Pszczyńskiej. Ojciec półrocznej dziewczynki zauważył, że niemowlę jest całe sine. Już po przyjeździe na miejsce, lekarz niestety stwierdził zgon malutkiej dziewczynki. Stróże prawa ustalili, że wcześniej w mieszkaniu trwała libacja alkoholowa.
trwa prokuratorskie śledztwo
Rodzicom dziecka, którzy byli pijani w chwili zatrzymania (30-latka miała ponad 1,8 promila alkoholu we krwi, a 39-latek - 1,5 promila), przedstawiono za-rzuty narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Na 39-letnim ojcu i o 9 lat młodszej matce ciążył obowiązek opieki nad dziewczynką, dlatego grozi im do 5 lat więzienia. Trwa śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Gliwice-Wschód.