Rozbicie dzielnicowe Mysłowic: Czy to ma sens? [DWUGŁOS]
Rozmowa z Bernardem Bednorzem, starostą powiatu bieruńsko-lędzińskiego, najmniejszego w woj. śląskim
Mieszkańcy mają szczęście, że w powiecie są dwie kopalnie i ani jednego szpitala, który zadłuża się i generuje straty.
Kopalnie "Piast" i "Ziemowit" to nasz wielki atut, jeśli chodzi o możliwość zaspokajania potrzeb na rynku pracy, ale też uciążliwość, bo cały powiat jest narażony na negatywne skutki eksploatacji górniczej. Niemniej jednak Kompania Węglowa, do której kopalnie należą, usuwa je na bieżąco i co roku wydaje na ten cel kilkanaście milionów złotych. Brak szpitala, owszem, daje nam przewagę nad tymi powiatami, które mają takie obciążenia.
Są jakieś wady?
Nie mamy też innych instytucji. Korzystając z uprzejmości Tychów, mamy wspólny urząd pracy i urząd skarbowy. Jesteśmy małym powiatem, nie stać nas też na samodzielne utrzymanie zawodowej straży pożarnej. Chcieliśmy otworzyć wydział ksiąg wieczystych sądu, ale ruch w tym zakresie na naszym obszarze zdołałby pokryć pół etatu sędziego.
Dlatego przyjąłby pan dzielnice Mysłowic?
Muszę dbać o to, aby powiat się rozwijał. Liczba mieszkańców i powierzchnia są wyznacznikami pozycji i ważności.
Łatwiej rządzi się małym powiatem?
Rządzi się tak samo jak dużym, ale lepiej się znamy.