Nie rzucim działki, skąd nasz bób. Co dalej z ogródkami?
Rybnik: Kiedyś to była ruina. Dziś - mały raj
Kiedy prawie cztery lata temu rybniczanin Marek Rogus przejmował swoją działkę, ogród wyglądał jak zaniedbana łąka. Nie było kwitnących krzaków róż, drzewek owocowych, a altanka wyglądała jak zdewastowany barak.
- Razem z żoną zakasałem rękawy i wziąłem się do roboty. Aby działka wyglądała tak jak dzisiaj, trzeba było włożyć sporo pracy - wspomina.
Dziś jego ogródek położony w Rybniku, przy ruchliwej ulicy Wodzisławskiej, na terenie ogródków działkowych "Jedność Florian", to niewielki, ale uroczy raj.
67-latek odnowił domek letniskowy, zadbał o wygląd krzewów, posadził róże, bratki, tulipany. - Własnoręcznie zrobiłem płotek i furtkę, zasiałem trawę, zbudowałem szklarnię i ubikację - mówi pan Marek.
W niewielkiej szklarni działkowiec, który kiedyś pracował jako maszynista w PKP, a dziś jest emerytem, uprawia ogórki, pomidory i winogrona. - Obrodził też w tym roku krzak poziomek, który wyrósł na dziko - mówi. Jego dumą jest jabłoń, którą osobiście posadził. - Jabłek mam pod dostatkiem. Moja żona może robić pyszne konfitury i kompoty - podkreśla.
Ogródek pana Marka ma 300 metrów kwadratowych powierzchni. Działkowiec płaci rocznie za niego niecałe 150 złotych. - Z wyrokiem Trybunału, który zakwestionował ustawę o działkach,
się nie zgadzam. Państwo powinno dać gwarancję, że działka po kilku latach stanie się moją własnością, skoro za to płacę - dodaje emeryt. OLA, ASIA
Rybniczanin Marek Rogus o swoją działkę dba od czterech lat