Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A gdy się zejdą, raz i drugi: mężczyzna z przeszłością, kobieta po (niedawnych) przejściach…

Adam Pazera
Piotr Trzaskalski, solidny reżyser średniego pokolenia, dał się dotychczas poznać m.in. z rewelacyjnego debiutu sprzed 20 lat - „Edi” - o życiowych rozbitkach, nieco przekombinowanego „Mistrza” czy „Mojego roweru” o trójpokoleniowych relacjach. Tym razem popełnił „Na chwilę, na zawsze” z debiutującą na dużym ekranie Martyną Byczkowską i Pawłem Domagałą, który jednocześnie jest pomysłodawcą fabuły i współscenarzystą wraz z Mirellą Zaradkiewicz i Magdaleną Wiśniewolską.

Czy ten tercet scenariuszowy nie przesadził z fabułą? Fabuła jak fabuła, ale wykonanie rodzi we mnie wiele wątpliwości. Jednym zdaniem: „Na chwilę, na zawsze” to historia romansu dwojga piosenkarzy: mężczyzny z przeszłością - Borysa i kobiety - Poli - po (niedawnych) przejściach. Pola jest dwudziestokilkuletnią gwiazdą piosenki za którą szaleją fani na jej koncertach, Borys jest instruktorem od muzyki w ośrodku leczenia uzależnień, gdzie trafia Pola. I jak nietrudno się domyśleć, rodzi się między nimi uczucie. Schemat? Oczywiście, ale zależy jak jest „podany”. Ale po kolei…

Zbliżenie na lico artystki w garderobie, spocona, umalowana twarz, po której płyną łzy. To chwilowa (łyk, a raczej stały „ciąg” - dla kurażu?) przerwa w występie Poli. Do drzwi dobija się ojciec, jednocześnie jej menadżer: „Dziecko, co się z tobą dzieje? Weź się w garść, fani na ciebie czekają”. Pola pociąga kolejny łyk z butelki, wychodzi na scenę, śpiewa, wzbudzając aplauz na widowni. Później, po koncercie, pociąga jeszcze wielokroć, wsiada do samochodu i staje się to, co musi się stać: doprowadza do wypadku samochodowego w którym ciężko ranne zostają kobieta z małym dzieckiem.

A ponieważ akcja dzieje się w Polsce i znamy przypadki artystów, którym za jazdę „pod wpływem” nie czyni się krzywdy, toteż młoda artystka Pola trafia nie za kratki, ale do ośrodka dla uzależnionych. Dzięki zresztą wybitnej pomocy tatusia, który zna się z surowym, ale sprawiedliwym dyrektorem ośrodka. Dzięki temu otrzymuje 1-osobowy pokój, ale ten (dyrektor, nie pokój!) już na wstępie bez ogródek informuje Polę: „Tu jest prawdziwe życie, nie scena! Masz 40 godz. zajęć tygodniowo, dużo, ale sporo nabroiłaś. I… żadnych środków odurzających!”. Pierwsze dni Poli w ośrodku to całkowite jej odizolowanie się od reszty
i „gwiazdorzenie”: na śniadanie jest jedynie jajecznica, więc zamawia sobie pizzę z miasta. Nie udziela się społecznie, pojawiając się w muzykującej grupie, którą opiekuje się Borys, patrzy na resztę spode łba z nutą wyższości. I już nasuwają się pytania i wątpliwości, a fabuła jest dość nielogiczna: jak to możliwe, że piosenkarka przemyca do ośrodka od uzależnień całe mnóstwo „małpek”, które opróżnia regularnie, co wieczór przy braku jakiejkolwiek kontroli (inni uczestnicy muszą chuchać swej wychowawczyni)? Dlaczego Pola nie bierze udziału w żadnych zajęciach terapeutycznych, ba! może swobodnie opuścić ośrodek, udać się do miasta, zakupić kolejne butelki i opróżniać je o zachodzie słońca na malowniczej łące! Toteż nie dziwi gniew dyrektora, który chyba żałuje znajomości z ojcem Poli: „Ona wszystko rujnuje, a tu pracują dzieciaki, aby wyjść z tego rynsztoka”!

Skoro Pola jest tak wielką gwiazdą, to dlaczego ojciec menadżer – któremu winno zależeć, aby sprawa się nie rozniosła - nie oddał jej do jakiejś prywatnej, anonimowej przychodni, a do obskurnego ośrodka, gdzie zostaje rozpoznana i przez „lokatorów” jest albo wyszydzana („ty myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie?”) albo… ubóstwiana („znam wszystkie twoje utwory, może zabierzesz mnie do zespołu?”)? I przede wszystkim nienaturalny i niewiarygodny jest dla mnie romans wychowawcy z podopieczną, jej nocne wizyty w jego „mieszkaniu” - prymitywnym mobile home, o czym wszyscy wiedzą, a przecież za „takie coś” Borys powinien wylecieć natychmiast z roboty. I nie przekonują mnie jego dramatyczne przeżycia z przeszłości, że szuka bratniej, równie pokaleczonej duszy. I przede wszystkim brak w filmie momentu, przełomu w zachowaniu Poli, co spowodowało, że ignorująca pierwotnie wszystko i wszystkich (Borysa też!) dziewczyna zapałała nagle miłością do - dość niechlujnego w ubiorze – opiekuna wychowawcy. Nie czuje się żadnego magnetyzmu, brak jakiejkolwiek energii, wzajemnego przyciągania u obojga zakochanych. Ich dialogi są nijakie, scena uniesień miłosnych podczas deszczu wydaje się być bardzo kiczowata i wzbudza nie wzruszenie, ale śmiech. Nie poruszają sceny delirycznych majaczeń Poli w pijackim amoku, kiedy kamera często najeżdża na twarz bohaterki. Jej zachowanie drażni i nawet po uczuciowej (i jednocześnie społecznej) przemianie nie wzbudza u mnie sympatii. Rola Poli dla zartyny Byczkowskiej jest chyba najważniejsza w jej dotychczasowym dorobku aktorskim. Wątpliwości mam w obsadzie Borysa: Paweł Domagała kojarzył mi się dotychczas z szaławiłą, wesołkiem z licznych seriali oraz piosenkarzem.

Ale skoro był pomysłodawcą fabuły, to widocznie musiał też zagrać główną postać. Role innych uczestników terapii w ośrodku zostały potraktowane powierzchownie i marginalnie, a szkoda, bo mogłyby mieć większy akcent emocjonalny (tragiczna postać Candy). Natomiast podoba mi się gra Ireneusza Czopa, choć to wredna rola, ale mogę zrozumieć intencje ojca, który żeruje na popularności Poli, jej sławie, a przede wszystkim na… pieniądzach! Bo zapewne są tacy rodzice, którzy „wiszą” na swoich dzieciach-celebrytach i są one dla nich nie tyle powodem do dumy, ile skarbonką na pieniądze. Ojcu Poli chodzi tylko o to, aby kontrakty ze sponsorami nie zostały zerwane, aby miał na – jak mówi w którymś momencie córka – ulubione wina, na utrzymanie jachtu.

A tym bardziej trudno mi uwierzyć w miłość dwojga bohaterów w relacji wychowawca – podopieczna, bo „miłość powinna przychodzić, kiedy jesteś (na nią) gotowy, a nie samotny. Zatem zamiast desperacko poszukiwać równowagi w nowej relacji, powinniśmy najpierw nauczyć się jak być samemu. Inaczej każdy związek będzie tylko ułudą” (za: pieknoumyslu.com). I może właśnie tu tkwi sedno, toteż historia opowiedziana w produkcji Piotra Trzaskowskiego wcale mnie nie wciąga, więc o filmie mogę pomyśleć tylko „Na chwilę…, ale o nim zapomnieć …na zawsze”.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera