Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Betonoza na Śląsku: Kruszy się królestwo z betonu. Będzie coraz trudniej usmażyć jajecznicę na rozgrzanych placach śląskich miast

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
Bytomski rynek był kiedys betenową pustynią. Mieszkańcy wymusili zmiany.
Bytomski rynek był kiedys betenową pustynią. Mieszkańcy wymusili zmiany. Arkadiusz Gola
Coraz trudniej będzie usmażyć jajecznicę na rozgrzanych placach śląskich miast. Wracają do nich drzewa, betonoza ustępuje. Ale według raportu NIK, w miastach nadal więcej drzew się wycina, niż sadzi.

Wciąż więcej się wycina niż sadzi

Beton i asfalt są lepsze niż trawniki i drzewa - taką zasadą przez lata kierowali się prezydenci i burmistrzowie nie tylko śląskich miast. Brukowali rynki i deptaki, usuwali z nich wszelką zieleń, przeszkadzały im nawet ławki, przynajmniej te niemodne z oparciem. Powstawały puste place, jakby oczekiwano, że lada chwila wyląduje tu UFO i pochwali urzędników za sterylne przygotowanie lądowiska, łącznie z odsunięciem od niego ludzi.

Ale kosmici nie nadlecieli, tylko mieszkańcy - jak najbardziej ludzcy, mają dość smażenia się latem w centrum miast. Gdzie ani drzewa, ani gdzie przysiąść. Ostatnią kroplą goryczy dla zwolenników betonozy była kontrola NIK, która wykazała, że zieleń miejska nie może być dłużej traktowana przez samorządy po macoszemu.

- Miasto to nie wieś, musi być elegancko, a nie chwasty, łąki i tony opadłych liści z drzew - oburzył się wtedy jeden z urzędników.

- Bardzo ważna dla władz miast była i nadal jest funkcja reprezentacyjna rynków czy placów, właśnie w imię tych aspiracji wycinano masowo drzewa - tłumaczy katowicki architekt Aleksander Krajewski z Pracowni Blomm, która wywodzi się z Fundacji Napraw Sobie Miasto.

Im większe kompleksy, tym więcej betonu. Ale to nie jedyna przyczyna ogałacania miast z zieleni. Inną było przekonanie, że ludzie już nie chodzą piechotą, tylko poruszają się samochodami. A auta muszą gdzieś parkować, poza tym relacje samochód - drzewo bywają trudne. To gałąź spadnie, to zdarzy się kolizja. Lepiej zawalidrogę wyciąć.

- W naszych miastach to samochody wciąż grają główną rolę, niektóre rynki zamieniono w gołe ronda, są wyraźnie przeznaczone tylko dla zmotoryzowanych - dodaje Aleksander Krajewski. - Co prawda, kiedy projektowano większość rynków, po drogach jeździły powozy i dorożki, było ich jednak o wiele mniej niż obecnie aut. Dzisiaj czerpiąc z tradycji, trzeba zachować równowagę, ale przede wszystkim motoryzacji nie można podporządkować całej przestrzeni rynków czy placów.

Przykładem poświęcenia wygody mieszkańców dla samochodów jest dla architekta rynek w Mysłowicach, o którym mieszkańcy mówią, że tutaj życie umarło. W Chorzowie rynek niemal całkowicie służy tramwajom, samochodom osobowym i autobusom. Można posiedzieć na betonowych ławach w hałasie i spalinach.

Mysłowice pod wpływem opinii mieszkańców będą poprawiać błędy, chcą, żeby Rynek był bardziej klasyczny, zielony, żeby na powierzchnię wrócili ludzie, a samochody trafiły do podziemnych parkingów. Jak będzie z zielenią i drzewami? W miastach to wciąż delikatny temat, a deklaracje różnią się od praktyki.

Drzewo w mieście to problem i luksus

Raport NIK ,,Zachowanie i zwiększanie terenów zielonych w miastach” z 2021 roku nie jest optymistyczny. Kontrolą objęto 19 miast, z woj. śląskiego Katowice, Chorzów i Mikołów. Sprawdzono siedem miast wojewódzkich, oprócz Katowic były to - Warszawa, Gdańsk, Kraków, Lublin, Łódź i Rzeszów. Reszta stanowiła miejscowości z całej Polski na prawach powiatu i miasta.
Kontrola miała zbadać, czy gminy przeprowadziły rzetelną diagnozę terenów zielonych w mieście oraz uwzględniły jej wyniki w dokumentach planistycznych. Odpowiedź - raczej nie. Czy działania gmin przyczyniły się do zachowania i zwiększenia terenów zielonych? Odpowiedź - tak, ale...

W skontrolowanych przez NIK miastach w sumie zwiększono powierzchnię terenów zielonych o 221,5 ha, ale nie brakowało poważnych problemów. Katowicom na przykład wytknięto zbyt skąpe środki finansowe na utrzymanie i zakładanie terenów zieleni, rozproszone kompetencje w zarządzaniu zasobami przyrody. brak minimalnego dostępu do zieleni według standardów, zwłaszcza w nowych zespołach mieszkaniowych.

15 miast posiadało aktualne programy ochrony środowiska. Trzy miasta, w tym Chorzów, Lublin i Kutno, w ogóle nie miały takiego dokumentu, co narusza przepisy i oznacza, że nie korzystały z ważnego instrumentu dla ochrony przyrody. Brak programu tłumaczono głównie zaniedbaniami danego wydziału i ograniczeniami finansowymi.

Tymczasem wycinka drzew trwała w miastach w najlepsze. W badanym okresie z nieruchomości gminnych wycięto około 116 tys. drzew i ponad 141 tys. m kw. krzewów. Jeśli liczyć, że las ma około 600 drzew, to wycięto 193 lasów.
Największy ruch był w Warszawie, pozbyto się tutaj prawie 37 tys. drzew i 16 tys. m kw. krzewów. W Katowicach 8025 drzew i 17 223 m kw. krzewów. Miasta wydały też zezwolenia na usunięcie 363,4 tys. drzew (605 lasów) i 394,5 tys. m kw. krzewów z innych nieruchomości, nie wiedziały jednak, ile rzeczywiście i co wycięto.

- Kontrolerów zaskoczył fakt, że w Skierniewicach prezydent sam do siebie pisał pisma z prośbą o wycięcie drzew, następnie sam sobie udzielał zgody.

W dziesięciu miastach gminy na swoich nieruchomościach nasadziły mniej drzew niż z nich wycięły. W Katowicach mniej o ponad 17 tys., to najwyższy wynik spośród kontrolowanych miast. W Warszawie nasadzono 10 tys. więcej drzew niż usunięto, w Krakowie więcej o 7 tys., a w Gdańsku o 4 tys. Lublin i Łódź też mają kłopoty z wyrównaniem tego rachunku, ale mają nasadzeń mniej niż jedna trzecia tego, ile Katowice.

- Problem w tym, że czasem trzeba długo szukać miejsca, gdzie można nasadzić nowe drzewa, żeby nikogo nie uszczęśliwiać na siłę - mówi dendrolog Piotr Kamiński, który prawie od 30 lat zajmuje się pielęgnacją i sadzeniem drzew, współpracuje także z Katowicami.

Jego zdaniem, nie wszyscy są zwolennikami drzew w mieście. Mają swoje powody, które bierze pod uwagę.

- Jeśli mam drzewa do nasadzenia od miasta, szukam często miejsca koło szkół i przedszkoli - opowiada dendrolog. - Zdarza się, że mam na przykład sześć pięknych drzew i siedem krzewów, idę do pani dyrektor przedszkola i mówię, jaką mam niespodziankę. Ona bardzo się cieszy, bo ma spory i pusty plac. Innym razem słyszę odmowę, bo przedszkole ma zbyt małe podwórko. Argument: ,,Tu już nawet szpilki nie da się wcisnąć” i naprawdę tak jest.

Wbrew pozorom, nie jest łatwo znaleźć w mieście miejsce dla drzewa, gdzie byłoby mu dobrze. Czasem ludzie chętnie posadziliby drzewa na swojej ulicy, ale wiadomo, że miejsce się nie nadaje.

- Szukam jednak do skutku - zapewnia Piotr Kamiński. - Na szczęście widzę, że ludzie coraz bardziej doceniają drzewa, chcą na nie patrzeć, są im potrzebne do życia.

Z urzędnikami bywa różnie. Drzewo to problem i koszty. Aleksander Krajewski słyszał nieraz, że drzew i pylenia obawiają się alergicy, że drzewa przyciągają różne owady i inne zwierzęta, jesienią zasypują teren liśćmi, które trzeba sprzątać. Korzenie rzekomo dewastują sieć kanalizacyjną, wichury łamią gałęzie, mogą uszkodzić samochód albo człowieka. Ile to kosztuje.

- Coś się jednak zmienia w podejściu do natury w mieście - mówi architekt. - Dotyczy to na przykład trawników, ludzie często chcą zamiast nich mieć łąkę. Z kwiatami, owadami, całym ciekawym ekosystemem. Może wrócą do łask pnącza na fasadach domów, bo są nie tylko malownicze, ale i pożyteczne. Wyciągają wilgoć z murów, latem chłodzą, a zimą stanowią osłonę ochronną przed mrozem. Skarb.

Apetyt inwestorów ważniejszy od zieleni

Mieszczanie spragnieni kontaktu z przyrodą zakładają różne ogródki, łąki, sadzą krzewy, dbają o samosiejki. W żadnym z kontrolowanych przez NIK miast nie prowadzono jednak inwentaryzacji zieleni. Władze nie wiedziały, ile mają drzew, w jakim gatunku i w jakiej kondycji. Prezydenci i burmistrzowie tłumaczyli, że taka dokumentacja jest zbyt kosztowne. A zieleń żyje, sytuacja jest zmienna. Dopóki nie pojawią się jakieś skargi, albo inwestor nie zainteresuje się terenem, to co wyrosło, może rosnąć dalej. Ale jeśli pojawi się chętny, to biada nawet wspaniałym, stuletnim kasztanowcom, które wycięto na ulicy Raciborskiej w Katowicach, za zgodą władz. Kiedy sprawa stała się głośna, miasto chciało wycofać swoje pozwolenie na wycinkę, było już jednak za późno.

Niepokój kontrolerów NIK budzi presja inwestorów na tereny zielone, zwłaszcza w dużych miastach. Z miast wojewódzkich najwięcej decyzji o tzw. warunkach zabudowy, czyli praktycznie szybkiej zgody na inwestycje wydano w Łodzi (12,8 tys.) i w Warszawie (10,9 tys.). Najmniej natomiast w Katowicach (2 tys.) i w Gdańsku (1,6 tys.). Na 180 skontrolowanych decyzji o warunkach zabudowy, ponad 53 proc. pozwalało na budowę osiedli na terenach przyrodniczych, które początkowo nie miały służyć takim celom.

Pewną ochronę przed apetytem deweloperów i innych inwestorów na tereny zielone stanowią miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Właściwie nie można zmieniać przeznaczenia ujętych tam gruntów, ale nie wszystkie miasta chcą mieć taki plan. Jeśli go nie ma, władze miasta mogą w każdej chwili przeznaczyć dany teren na inwestycje, budowę osiedla czy supermarketu. Pod tym względem korzystnie wyróżnia się Chorzów, który objął planem 100 proc. swojej powierzchni. Trudno będzie inwestorom uszczknąć miastu cokolwiek z jego terenów zielonych. Na drugim miejscu znalazł się Mikołów ze wskaźnikiem 99, 7 proc.

- W Katowicach jest trochę gorzej niż przeciętnie - wskaźnik wynosi 27,5 proc. W Polsce średni stopień pokrycia powierzchni miast wojewódzkich miejscowymi planami zagospodarowania wynosi 31,4 proc.

NIK bardzo słabo ocenił aktywność planistyczną jednostek samorządu terytorialnego. Według raportu, to właśnie ten fakt nie pozwolił na osiągnięcie wyników, jakie zawarto w „Strategicznym planie adaptacji dla sektorów i obszarów wrażliwych na zmiany klimatu, z perspektywą do roku 2030.”

Rewitalizacje do poprawki

Miasta wyprzedając zielone tereny nie biorą pod uwagę, że to się zemści. Takie grunty połączone w korytarze służą wymianie powietrza i jego jakości. Do tego potrzebna jest jednak drożność przestrzenna, nie zawsze doceniana przez włodarzy. Jak stwierdza NIK, od kilkunastu lat w samorządach są z tym problemy, powód nieznany. Ale w pogoni za doraźnym zyskiem, nie można przecież zostawić przyszłym pokoleniom ,,dusznego” problemu. Chociaż finanse na takie cele są skromne.

Nakłady miast na utrzymanie zieleni wynosiły średnio 1, 1 proc. wszystkich ich wydatków. W Katowicach ten zielony budżet wynosił 1,5 proc. całości, w Chorzowie 1,6 proc., w Mikołowie 1,2 proc.

A co z betonozą i rewitalizacją tych obszarów w mieście, które trzeba ożywić? NIK nie pochwalił gminnych rewitalizacji, skala jest zbyt mała. Raport stwierdza: ,,Analiza 37 przedsięwzięć rewitalizacyjnych wykazała, że w większości nie przyczyniły się one do zwiększenia powierzchni biologicznie czynnej.”

A jednak są w regionie takie miejsca, gdzie nastąpił udany powrót do zieleni, gdzie beton spadł z piedestału i nie świadczy już o miejskości. W Czeladzi rynek był kiedyś betonową pustynią, dzisiaj jest przykładem, jak dobrze odpoczywać w cieniu platanów. Inne miasta też przypominają sobie o sile drzew, zwłaszcza teraz, gdy mieszkańcy smażą na rynkach samych siebie i jajecznicę.

- Jestem dobrej myśli co do powrotu drzew do miast - mówi Piotr Kamiński. - Nie możemy się bez nich obejść. Wiem po latach na pewno, że ludzi i drzewa łączy miłość.

Nie przeocz

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera