Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bilardowy stół to żywioł Bogdana Wołkowskiego. "Czarodziej" z Katowic podbił cały świat [WIDEO]

Leszek Jaźwiecki
Bogdan "Czarodziej" Wołkowski nie chciał być piłkarzem i bokserem, został więc mistrzem świata w trikach bilardowych
Bogdan "Czarodziej" Wołkowski nie chciał być piłkarzem i bokserem, został więc mistrzem świata w trikach bilardowych Jakub Jaźwiecki
Najpierw była piłka nożna. Bogdan Wołkowski grał w jednej drużynie z Kostuchny razem z Janem Furtokiem. - Nie miałem jednak aż takiego talentu jak on, więc poszedłem swoją drogą - wspomina bohater tego tekstu. Poszukiwania trwały długo: pojawiały się piłka ręczna, pływanie, a nawet boks. - Szukałem czegoś, w czym będę najlepszy - nie ukrywa Wołkowski. Szukał, szukał, aż znalazł: wybór padł na bilard. Teraz ma na koncie czternaście tytułów mistrza świata w trikach i różnych odmianach bilardu artystycznego.

Wszystko ma w głowie

W domu w Jaworznie, gdzie Wołkowski urządził sobie salę bilardową z prawdziwego zdarzenia, na próżno jednak szukać mistrzowskich pucharów. Na półce stoi tylko jeden, okazały, bo prawie półmetrowy, zdobyty rok temu na mistrzostwach Polski w Kielcach.

- Pozostałe... zamurowałem - nieoczekiwanie mówi Woł-kowski. - Było ich za dużo, żonie nie chciało się już ich czyścić z kurzu, mnie zresztą też nie. Dlatego, gdy w ogrodzie chciałem zrobić sobie kamienny krąg, zamiast zbrojenia wrzuciłem tam swoje puchary. Miałem też inny pomysł, chciałem sprasować wszystkie te trofea, zrobić jedną wielką statuetkę, na której mógłbym wypisać wszystkie tytuły. Nie znalazłem jednak nikogo, kto by się tego podjął, dlatego trafiły tam, gdzie są obecnie.
Wołkowski mówi otwarcie, że do trofeów i dyplomów nie przywiązuje żadnej wagi. Wszystko, co osiągnął dzięki bilardowi ma przecież w głowie.

- Jeśli zapomnę o jakichś zawodach,które wygrałem, to zawsze mogę to odnaleźć w internecie - tłumaczy mistrz.

Guru Mike Massey

Pierwszy swój tytuł wywalczył w 1995 roku. Został mistrzem Polski. Wtedy bilard w naszym kraju dopiero raczkował. Był bardziej formą zabawy, spędzaniem czasu w miłym gronie niż sportową rywalizacją. Ten prawdziwy zawodowy bilard oglądało się jedynie w telewizji satelitarnej.

- Nie było łatwo, wtedy nie było jeszcze internetu - śmieje się Wołkowski. - Nagrywaliśmy zawody na kasety, a potem próbowaliśmy naśladować mistrzów. Nikt nam nie pokazywał, jak powinno się ustawić przy stole, uderzyć. Do wszystkiego musieliśmy dojść sami - tłumaczy.

Cudowna odmiana w karierze przyszłego "Czarodzieja" - taki przydomek nosi Wołkowski - nastąpiła, gdy do Polski przyjechał Mike Massey, legendarny amerykański mistrz w sztuczkach bilardowych.

- Kiedy za jednym strzałem [tak bilardziści określają uderzenia kijem - przyp. red.] wbił pięć bili, to opadła mi "klamka" - opowiada polski mistrz. - Od tej pory Massey został moim guru.

Później ich drogi skrzyżowały się jeszcze kilka razy. Polakowi udało mu się nawet wygrać z utytułowanym Amerykaninem. Zmierzył się także z inną gwiazdą, angielskim graczem, wieloletnim liderem światowego rankingu, Steve'm Davisem.
- Na swoje pierwsze mistrzostwa świata w trickach w 1998 r. do Londynu jechałem, żeby wygrać - mówi wprost bilardzista z Jaworzna. - Czułem się mocny. Ćwiczyłem przez kilkanaście dni, przerywając jedynie na posiłki i krótki sen. Byłem pewny zwycięstwa.

Z kijem w świat

Po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata podpisał kontrakt zawodowy. Był zapraszany na największe zawody z udziałem największych gwiazd.

- Grając w bilard, zwiedziłem niemal cały świat - opowiada. - Zyskałem też sporą popularność. Kiedyś w USA spotkałem mojego fana. Wiedział o mnie wszystko. Przyjechał specjalnie, aby mnie zobaczyć w akcji. Spał w samochodzie, zaprosiłem go do swojego apartamentu. Jaki on był szczęśliwy. Myślę, że zapamięta tamte zawody do końca świata, a może nawet dzień dłużej.

Bilardzista z Jaworzna szybko zyskał szacunek swoich rywali.

- W Holandii miałem problemy z jednym strzałem. Denerwowałem się i wtedy podszedł do mnie mój przyjaciel Stefano Pelinga. Powiedział, że jemu zawsze to wychodzi z zamkniętym mostkiem [palec wskazujący przełożony przez kij - przyp. red.]. Spróbowałem i wyszło. Raz, drugi, trzeci. W turnieju też nie miałem problemu, za to Stefano swojej pró-by nie zaliczył. Nie miał jednak pretensji. To naprawdę fajne środowisko - opowiada Wołkowski.

Niech się uczą polskiego

Podczas prezentacji trików, zawodnik opowiada, co będzie robił. Wołkowski nie ukrywa, że na początku kariery jego problemem była słaba znajomość języka angielskiego.

- Podczas pierwszego spotkania z Masseyem porozumiewaliśmy się praktycznie na mi-gi - wspomina. - Przed zawodami zawsze lubiłem wejść na salę, zobaczyć, kto siedzi na widowni. Tak też było kiedyś w Londynie. Rozglądam się po sali i pytam: kto mówi po polsku? Kilka osób podniosło rękę. W takim razie będę mówił do państwa po polsku, reszta niech się uczy - opowiada śmiejąc się Wołkowski.

Wiedział, kiedy odejść

Ostatni tytuł Polak wywalczył w Las Vegas w 2008 roku. - Po wygraniu turnieju poszedłem do kasyna - wspomina. - Zrelaksowałem się trochę, może nawet coś wygrałem, ale tego już nie pamiętam. Wróciłem do hotelu. Leżąc na łóżku słuchałem piosenki Perfectu "Niepokonani". Grzegorz Markowski śpiewał: "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym. Wśród tandety lśniąc jak diament. Być zagadką, której nikt nie zdąży zgadnąć nim minie czas". I wtedy pomyślałem, że taki moment właśnie nadszedł.
Ale kij nie poszedł w kąt. Wołkowski pomagał w założeniu związku bilardowego, był szefem Komisji Sędziów, trenował reprezentację Polski juniorów. Oferuje także pokazy. I dobrze na nich zarabia.

- Daję ludziom sporo zabawy i zapraszam ich do stołu - tłumaczy. - Czasami ludzie, którzy nigdy wcześniej nie mieli kija w ręce, wykonują triki, o jakich im się nie śniło - śmieje się Wołkowski.

Buty, pas i kariera

- Nie mam żadnych wątpliwości, że wybrałem właściwą drogę życia - podsumowuje Wołkowski i dodaje, że ma jeszcze sporo pomysłów. Przede wszystkim chce otworzyć prywatną szkołę.

- Profesjonalną, z czterema stołami, z kamerami, telebimami, na których później można pokazać wszystkie dobre i złe uderzenia - tłumaczy. - To nie będzie klub bilardowy, w którym można sobie pograć i przy okazji wypić piwo, tylko taka mistrzowska akademia.

Na koniec naszego spotkania mistrz świata prezentuje nam kilkanaście trików, które wyglądają na niemożliwe do wykonania.

- Aby utrzymać formę trzeba wciąż ćwiczyć. Przyznam się, że zazwyczaj trenuję w dresie i samych skarpetkach, bo tak jest mi wygodniej - mówi. - Ale kilka dni przed wyjazdem ubieram się już galowo. Obowiązkowa biała koszula, kamizelka i hiszpański pas. Buty muszą być wygodne i w kolorze pasa. Podczas zawodów i pokazów pokonuje się przecież kilkaset metrów. Tyle co nic, bo droga na bilardowy szczyt jest znacznie dłuższa...


*Strajk generalny 26 marca w woj. śląskim
*Bandycki napad na sklep w Mysłowicach ZOBACZ WIDEO
*ZOBACZ luksusowe samochody prezydentów miast. Po co im to? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo