Szalona tabloidyzacja sprawiła, że znacznie więcej uwagi poświęca się temu, czy Perquis próbował śpiewać hymn niż jego zagraniom świadczącym o totalnym braku zrozumienia z partnerami. I konsekwencjom tego debiutu, który oznacza, że na przedpolu ocierającego się o bramkarską genialność Wojciecha Szczęsnego wciąż zieje olbrzymia czarna dziura.
Wśród achów i ochów na temat zdecydowanie najładniejszego polskiego bursztynowego stadionu zniknęły jęki rozpaczy po bezmyślnie wykopywanych rzutach rożnych i wolnych, świadczących o tym, że Franciszek Smuda zaniedbał szkolenia z jednego z najważniejszych elementów piłkarskiego abecadła. Po tylu miesiącach pracy kadra nie ma nie tylko pomysłu, ale nawet schematu rozgrywania stałych fragmentów gry! Może niech selekcjoner w trybie awaryjnym zadzwoni do Marka Motyki, po rozpiskę słynnej "szarańczy", z której co prawda pada niewiele goli, ale za to niezmiennie wywołuje u rywali i kibiców stan oszołomienia?
W odgrzewanych patriotyczno-sentymentalnych opowiastkach, jak to Klose i Podolski cieszyli się z przyjazdu do Gdańska, utopiono coś znacznie ważniejszego - że Niemcom we wtorek chciało się grać tylko trochę. A jak im się naprawdę zechciało, to wjechali do naszej bramki i to nie tylko dlatego, że Wawrzyniak akurat się poślizgnął. Jedźmy jednak dalej. Wieści o spalonym (na szczęście nieukradzionym) wozie transmisyjnym niemieckiej telewizji podgrzały atmosferę do tego stopnia, że prawie nikt nie zwrócił uwagi na brak zimnej krwi u naszych zawodników. Nawet dziś Włodzimierz Smolarek, jak blisko trzydzieści lat temu w meczu z ZSRR, utrzymałby pewnie zwycięstwo dla Polski, bawiąc się piłką w narożniku... Z drugiej strony nie wszystko da się zrzucić na gorące głowy, bo trzy zmarnowane przez Peszkę sytuacje to dowód nie tyle na nadmiernie grające w nim emocje, co na brak umiejętności.
Oczywiście były i plusy. Pewnie łatwiej zauważalne, chociaż w kontekście Lewandowskiego i Błaszczykowskiego więcej niż o ich boiskowych zaletach mówiono o tym, że ich gole były pierwszymi od 31 lat, jakie Polacy strzelali Niemcom, Tymczasem ważniejsze jest to, że jako jedyni wybijali się ponad przeciętność. To akurat musiało cieszyć, ale, jak mawia klasyk w "Misiu", rozchodzi się o to, żeby plusy nie przesłoniły nam minusów.
Zresztą trochę mnie dziwi aż tak wielki żal, że wtorkowy mecz zakończył się jedynie remisem. Przecież nie od dziś wiadomo, że w meczach towarzyskich wyniki są nieważne, liczy się styl gry. Co prawda trener i zawodnicy najchętniej przypominają o tym po spotkaniach przegranych, ale i tym razem powinni o tym pamiętać. Dlatego właśnie Joachim Loew bardzo słusznie podkreślił, że remis jest wynikiem znakomitym, bo dzięki niemu żadna z drużyn nie wpadnie w zupełnie niepotrzebną przed Euro euforię.
No bo kto, jak kto, ale akurat my powinniśmy być od niej bardzo, bardzo daleko.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?