Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Rekosz świętuje 15-lecie pracy twórczej. Dąbrowski pisarz opowiada DZ o początkach, podróżach z gwiazdami, planach

Piotr Sobierajski
Piotr Sobierajski
Dariusz Rekosz od 15 lat pisze książki, przybliża nam życie gwiazd i spotyka się czytelnikami w całej Polsce.Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Dariusz Rekosz od 15 lat pisze książki, przybliża nam życie gwiazd i spotyka się czytelnikami w całej Polsce.Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE PAS/mat. D. Rekosz
W sobotę 11 kwietnia 2020 roku Dariusz Rekosz kończy 50 lat, a jednocześnie świętuje w tym roku 15-lecie pracy twórczej. Dąbrowski pisarz, animator kultury, autor scenariuszy to prawdziwy “człowiek orkiestra” W rozmowie z Dziennikiem Zachodnim wspomina początki swojej pracy, niesamowite historie, które przydarzyły mu się “po drodze”, a także uchyla nieco rąbka tajemnicy, jakie ma plany na przyszłość w czasach, kiedy pokonamy koronawirusa. Bo to, że pokonamy musi stać się kiedyś faktem.

Jakie były twoje początki przygody ze światem słowa pisanego? To przemyślany wybór, a może chęć sprawdzenia siebie w nowej roli?

Dokładnie 15 lat temu, w 2005 roku, na podstawie pewnego ogłoszenia internetowego wpadłem na pomysł, że napiszę fragment książki. Chodziło o to, żeby stworzyć trzystronicowy początek pewnej opowieści dla młodych czytelników. Wysłać i zadebiutować. W odpowiedzi przysłano mi wiadomość, z której wynikało, że to co napisałem jest fajne i ciekawe, ale nie zostanie ze mną nawiązana współpraca, bo to co napisałem przypomina początek dobrego, młodzieżowego kryminału, a potrzebna była bardziej forma bajkowa do książki, w której można sobie coś tam pokolorować. Zaproponowano mi jednak, bym napisał to do końca. Wyszło z tego takie wielkie opowiadanie, które miało prawie 80 stron. Później podzieliłem je na rozdziały, dodałem tytuł i tak narodziła się pierwsza książka pod tytułem “Szkolny detektyw 1. Tajemnica dyrektora Fiszera.

To był udany debiut, bo powstały kolejne książki opowiadające o losach głównych bohaterów.

Tak. Potem jeszcze wydałem dwie książki z tej serii, następnie trzy, czyli w sumie uzbierało się ich sześć. Szukałem jednak wydawcy, który będzie potrafił wprowadzić te moje książki do tradycyjnego obrotu, ponieważ te trzy pierwsze w ciągu całego roku wydawniczego, od 2005 do 2006 roku, sprzedały się w nakładzie 10 sztuk. Nie 10 tysięcy, a dokładnie 10 sztuk. Stwierdziłem, że skoro moja twórczość ma pozytywne opinie i byłem porównywany do takich twórców jak Nienacki, Niziurski, Bahdaj, to trzeba było zadbać o to, by te książki zaczęły gościć na półkach czytelników.

I wtedy wpadłeś na jakiś kosmiczny pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę?

Można tak powiedzieć, ale tak naprawdę więcej było w tym przypadku niż konkretnego planowania. Poznałem Bohdana Butenkę, który zgodził się zilustrować moje książki pod warunkiem, że znajdziemy dla nich wydawcę. Na szczęście się znalazł i od 2007 roku te książki zaczęły się pojawiać w serii “Mors, Pinky i...”W sumie sześć książek. Te pierwsze wydania zostały wznowione w 2018 roku z nowymi ilustracjami, nowymi okładkami, w nowej szacie graficznej, z nową czcionką. Tak więc ten debiut miał miejsce dwukrotnie. Potem zaczęli się do mnie zwracać z propozycjami kolejni wydawcy, którzy mówili - “niech nam pan napisze to samo, ale trochę inaczej”. I wtedy urodziła się seria o Czarnym Maćku. Chodziło o to, by bohaterów umieścić piętro wyżej. Mors i Pinky działali bowiem w podstawówce, a Czarny Maciek i jego przyjaciele w gimnazjum, bo taka forma nauczania – właśnie w gimnazjach – wtedy jeszcze istniała.

Nie przegap

Pomysły rodziły się potem same, było ich wiele, bo zacząłeś pisać nie tylko dla młodzieży, ale również jeszcze starszych czytelników.

Rzeczywiście, ale co ciekawe pierwsza książka dla dorosłych czytelników to nie był kryminał, ale… komedia. To “Szyfr Jana Matejki”. Tej książki na początku nikt nie chciał wydać. Przez rok dobijałem się do różnych drzwi, szukałem wydawcy, rozsyłałem mailem tę powieść. Z każdej strony jednak otrzymywałem taką informację, że to takie niezbyt śmieszne, głupie a w ogóle, to co to za komedia. Odłożyłem więc książkę do szuflady. W maju 2007 roku dostałem maila, mniej więcej tej treści: “Dzień dobry, mam na imię Maciek, bardzo mi się podobają pana książki dla dzieci i chciałbym, by pan mi je podpisał. Mieszkam w Racławicach, więc jak pan będzie w Krakowie, to proszę dać znać. Pojadę z tatą”. Odpisałem, że nie wiem, kiedy będę w Krakowie, ale już wtedy zaczynałem swoją działalność jako animator kultury. Zaczynałem prowadzić spotkania autorskie od 2007 roku. Ostatecznie stanęło na tym, że umówiliśmy się w ten sposób, że jak będę w Racławicach, to podpiszę Maćkowi moje książki. Okazało się, że w miejscowej bibliotece jest możliwość zorganizowania takiego spotkania, na które miał przyjść Maciek z kilkoma swoimi kolegami. Ostatecznie, kiedy pojawiłem się w Racławicach czekało 150 dzieciaków. Panie polonistki przyprowadziły bowiem uczniów na spotkanie z pisarzem. Trzeba było więc zorganizować to spotkanie w tamtejszej remizie strażackiej, bo biblioteka okazała się za mała. Na spotkaniu pojawił się dziennikarz z pewnej krakowskiej gazety. Zrobił zdjęcia, opisał to, co działo się podczas spotkania. Wspomniał również w artykule, że napisałem książkę dla dorosłych, która czeka na wydanie. Po tym artykule odezwało się kilku wydawców. Nawiązałem współpracę z jednym z nich. I tak“Szyfr Jana Matejki” czyli parodia “Kodu Da Vinci”została wydana chyba cztery razy, o ile dobrze pamiętam. A dodatkowo powstała druga część, czyli “Ko(s)miczna futryna”. Pierwszy nakład sprzedał się w ciągu czterech miesięcy, potem powstała wspomniana kontynuacja. Tak więc w ten oto sposób Maciek przyczynił się do tego, że ta książka ujrzała światło dzienne.

Komedie, kryminały, zagadki to jednak nie wszystko. Przyszedł bowiem również czas na to, by związać swoje zawodowe życie z osobami z pierwszych stron gazet czy portali internetowych.

Starałem się nadążyć także za tym, co dzieje się wokół nas. Stąd, kiedy mieliśmy w Polsce Euro w 2012 roku, powstały właśnie książki o piłce nożnej. Ten rok był dla mnie szczególny, bo właśnie w 2012 książka z ilustracjami Bohdana Butenki - “Detektywów para Jacek i Barbara” została uznana najlepszą książką dla dzieci na lato w Polsce. A potem faktycznie, kiedy w 2009 roku powstało Muzeum Hansa Klossa, starałem się również tam działać, by móc organizować różne spotkania z aktorami, pisarzami, dziennikarzami. Zaczęło się od Stanisława Mikulskiego, był Witold Pyrkosz, Leonard Pietraszak, Edward Linde-Lubaszenko. Potem, już po zamknięciu Muzeum Hansa Klossa miałem okazję poznać Lecha Ordona, a o mały włos udałoby mi się też zaprosić na takie spotkanie Alinę Janowską. Muzeum zbyt szybko zniknęło z mapy kulturalnej, a po trosze efektem tego była dwukrotnie wydana książka “Zamach na Muzeum Hansa Klossa”. Pierwsze wydanie rozeszło się w nakładzie 10 tysiąca egzemplarzy w ciągu 1,5 miesiąca, a drugie wciąż ma się dobrze na rynku wydawniczym i wciąż jest chętnie kupowane przez czytelników.

To nie wszystkie znane osobistości, z którymi współpracowałeś i współpracujesz nadal.

Tak, w tym gronie są również m.in. Bronisław Cieślak, dzięki któremu udało mi się poznać Jerzego Rogalskiego i Hannę Dunowską, którą udało się kiedyś zaprosić do Dąbrowy Górniczej. Z Bronisławem Cieślakiem wiążą się takie imprezy, jak jego 70 oraz 75 urodziny, które miałem okazję organizować i prowadzić w naszym regionie. Są to również Marian Dziędziel, Antoni Piechniczek, Ewa Wachowicz, Robert Makłowicz, Grażyna Zielińska, Iza Trojanowska, Sławek Łosowski, Stanisław Janicki czy Kinga Dębska. Z samym Bronisławem Cieślakiem byliśmy w ponad 60 bibliotekach.

Zobacz koniecznie

A co najbardziej zapadło ci w pamięci w czasie tych minionych 15 lat?

Na pewno znajomość z Bohdanem Butenko. To nietuzinkowy ilustrator, który niestety odszedł od nas kilka miesięcy temu. Współpracowaliśmy ze sobą co najmniej 10 lat. Stworzyłem jego oficjalną stronę internetową, która w dalszym ciągu funkcjonuje. W dalszym ciągu są z nami książki przez niego ilustrowane, dlatego bardzo cenię sobie tą naszą prywatną znajomość. Bo bywało tak, że to właśnie on ubiegał mnie przed różnego rodzaju świętami, czy to Wielkanocą czy Bożym Narodzeniem i dzwonił z życzeniami. Wysyłaliśmy też sobie czasami tradycyjne pocztowe widokówki. Jestem też autorem fabularnej biografii Bohdana Butenki, która pewnie nie pojawi się już niestety na rynku wydawniczym. To 15-lecie to również wspomniane wcześniej spotkania z ludźmi świata ekranu, a wśród nich ze Stanisławem Mikulskim czy Emilem Karewiczem oraz Bronisławem Cieślakiem, z którym dziś łączy mnie wiele prywatnych rzeczy. Po cichu mogę tylko powiedzieć, że gdzieś po głowie chodzi mi napisanie takiej książki, która być może nosiłaby tytuł Przygody z gwiazdami albo Podróże z gwiazdami. W czasie tych naszych wspólnych podróży, spotkań działo się bowiem wiele niepospolitych, a czasem nawet dziwnych rzeczy. Po Ewę Wachowicz pojechałem do Poznania bez dokumentów i bez pieniędzy. Po drodze zrobiliśmy dwa spotkania i wróciliśmy do Krakowa. Razem z Bronisławem Cieślakiem prawie wybuchliśmy w naszym samochodzie, kiedy urwała się nam turbina w silniku diesla. A z Marianem Dziędzielem przez kilkadziesiąt kilometrów szukaliśmy knajpy, w której moglibyśmy zjeść śledzia albo tatara. To przecież podstawowa przystawka w wielu restauracjach, ale nam nie było dane na nie trafić tak łatwo. Tych opowieści mogłoby być wiele. Różnych, z różnych miast. To też historie związane z wieloma wydawcami. Bo proponuję różne projekty, różnym wydawnictwom i firmom. Od tych dużych, po te całkiem małe. Książka to jest bowiem takie coś, jakby powiedzieć: choć, a teraz opowiem ci pewną historię. Ja chcę pokazywać właśnie te historie dzięki każdemu wydawcy. Nie ma dla mnie znaczenia, czy to jest duży koncern, czy małe wydawnictwo rodzinne. Bo od początku umawiamy się nie na zrobienie wspólnego interesu, ale na realizację ciekawego projektu. Ja bardzo mocno wspieram moje książki. Zabieram je na spotkania autorskie, zawożę do mediów. Poza tym biorę udział w wielu akcjach charytatywnych, gdzie przesyłam nie tylko moje książki z autografami, ale również moich znajomych. A ostatnio na jedną z aukcji przekazałem także piłkę z podpisem Antoniego Piechniczka.

A czego animator kultury i pisarz życzyłby sobie na kolejne 15 lat pracy twórczej?

Przede wszystkim stabilności, bo twórcy kultury w momentach kryzysowych pomijani są w programach pomocowych. Tak naprawdę kultura jest częścią naszego życia, która musi być w jakiś sposób dotowana. To nie jest kopanie węgla, czy produkcja marchewki, ale jest to coś, co rodzi się często najpierw w głowach twórców, artystów, a potem jest odtwarzana na różnych polach. Życzyłbym sobie bezpieczeństwa, by jakakolwiek decyzja administracyjna nie przekreślała planów wydawniczych, jak i tych związanych z animacją kultury, bo nie ma dziś lepszego kanału dotarcia do czytelników czy też ludzi, którzy chcieliby obejrzeć dobry film czy sztukę w teatrze, jak właśnie bezpośredni i osobisty przekaz. Dlatego mój pomysł na spotkania autorskie nie opiera się na tym, byśmy pokazywali, co autor miał na myśli w swoich książkach, ale żebyśmy zachęcali do poznawania twórczości osób z którymi podróżuję właśnie w sposób bezpośredni. Ponad 40 scenariuszy moich spotkań opiera się na warsztatowych działaniach publiczności z prezentowanymi przeze mnie osobami. Najkrótsze spotkania trwają około godziny, ale są i takie, które zajmują 10 godzin, jak na przykład noce w bibliotece.

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera