Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Zalega: Moja wizja Śląska jest całkiem inna...

Łukasz Zalega
Łukasz Zalega
Dariusz Zalega
Dariusz Zalega Krzysztof Zuczkowski
O historii Śląska, widzianej subiektywnie rozmawiamy z Dariuszem Zalegą, autorem książki pt. „Bez Pana i Plebana. 111 gawęd z ludowej historii Śląska”. Dariusz Zalega w swojej najnowszej książce żongluje opowieściami o zapomnianych postaciach, miejscach i wydarzeniach, które choć wydają się jedynie lokalne, wpłynęły na historię nie tylko Górnego Śląska, lecz także na bieg wydarzeń w całym kraju. To zarówno opowieść o buntach i strajkach, jak i (a może nawet przede wszystkim) hołd dla Ślązaków i Ślązaczek, którzy nie zginali karku.Bytom, Bielsko, Katowice, Karwina - miejsca zapomnianych historii. Książka ukaże się w serii Ludowa Historia Polski.

O historii Śląska wiemy już tyle, że chyba trudno coś nowego o niej napisać.
Gdyby tak było, to mielibyśmy do czynienia z religią, gdzie są dogmaty, a nie z nauką. Historia Śląska przytłoczona jest dwoma perspektywami. Z jednej strony - tą narodową, państwową, kiedyś z centrum w Berlinie, obecnie w Warszawie. Z tego punktu widzenia historia to odwieczny konflikt germańsko-słowiański. Jest też perspektywa opy, wspomnień rodzinnych, rozjeżdżająca się z tą wcześniejsza wizją, no bo jednak Volkslista, dziadek w Wehrmachcie itp. Ja proponuję inne spojrzenie - jako na region, który pierwszy obok Czech, w słowiańskim świecie wszedł w świat nowoczesności związanej z kapitalizmem...

Związany jesteś z nurtem tzw. ludowej historii, a tu pochwała kapitalizmu?
Przemysł to nie tylko fabryki. To także procesy zupełnie zmieniające społeczeństwo regionu. Świat po prostu przyspiesza. Ludzie wcześniej mogli znać co najwyżej kilka tysięcy osób, a teraz w jednej fabryce pracowało tyle. Trzeba było posiąść umiejętność czytania ze zrozumieniem, choćby regulaminów Spółek Brackich, ówczesnych ubezpieczalni społecznych - w razie wypadku. Pracując na roli, gdy coś zawaliłeś, ty ponosiłeś konsekwencje, ale już pod ziemią narażasz także życie innych. To rodzi nowe więzi solidarności. Ale w międzyczasie są oczywiście zjawiska obecne w każdym uprzemysławiającym się regionem - poczucie wykorzenienia, alkoholizm, przestępczość, ciąże nieletnich, ale z drugiej strony poczucie wolności - ucieczki od świata zdominowanego przez proboszcza i rodziców.

Ale przecież Śląsk, o czym wiemy z wielu źródeł, był konserwatywny i religijny...
Był. Ale się zmieniał. Już pod koniec XIX wieku prasa katolicka na austriackim Śląsku Cieszyńskim skarżyła się, że górnicy, hawierze, coraz rzadziej chodzą do kościoła, na księży pomstują, a w wyborach nawet głosują na swoich kolegów zamiast na proboszcza. W Dziedzicach doszło nawet do zamachu na proboszcza. Na Śląsku niemieckim ten proces się opóźniał, bo w przeciwieństwie do Austrii katolicyzm nie był tu religią panującą. A poza tym wszystkie działania władz mające podkopać siłę kościoła czy ruchu polskiego i tak w ostatecznym rachunku wychodziły na korzyść księży. Przykładowo nie można było przemawiać po polsku na wiecach publicznych, ale było to już możliwe w kościołach. Jednak i to się zmieniało, gdyż choćby w legendarnym „Katoliku” znajdziemy wiele narzekań na młodzież, że woli „fajne” życie w miastach, zamiast pozostać przy „wierze ojców”.

Trudno zaprzeczyć jednak polskości Ślązaków, o czym przekonały powstania śląskie. Po kilkuset latach chcieli wrócić do Rzeczypospolitej.
Śląscy robotnicy ze swoim wasserpolnische, niskimi płacami, gorszymi warunkami niż w innych przemysłowych regionach Niemiec czuli się obywatelami drugiej kategorii wobec niemieckiej elity. I tu jawiły się dwie alternatywy egalitarne i demokratyczne: Polska albo socjalizm. Wbrew pozorom ruch socjaldemokratyczny zaczął tu bowiem odnosić duże sukcesy wyborcze zwłaszcza przez pierwszą wojną. Socjaldemokraci wygrali w 1912 roku choćby wybory w Królewskiej Hucie, czyli centrum obecnego Chorzowa. Z kolei wizja Polski była bardzo specyficzna, miała być krajem sprawiedliwości społecznej, ludowym. Jeżeli przyjrzymy się propagandzie kierowanej ku Ślązakom z polskiej strony, a z drugiej strony postulatom wysuwanym przez nich wobec Polski, okaże się, że była to wizja bardzo mocno zakorzeniona w postulatach socjalnych. Ich wizja Polski różniła się od tej polskich ziemian, czy inteligentów z Krakowa. Nie ma bowiem jednego wzorca polskości - tak jak śląskości.

Grunt, że Ślązacy opowiedzieli się jednak za Polską w powstaniach...
Ale wcześniej za Niemcami w plebiscycie. W powstaniach po obu stronach brał udział maksymalnie co szósty śląski robotnik. Większość mieszkańców przyjęła postawę wyczekującą, z czego nie można czynić zarzutów, bo nawet w dawnym zaborze rosyjskim jakąś polską świadomość narodową mogła mieć co najwyżej - poza elitami - tylko część środowisk robotniczych i chłopskich. Nie ma bowiem genu polskiego, nagle ujawnionego, lecz jest proces konstruowania narodów. A u nas przeszkadzało w nim to, że szlachta w I Rzeczypospolitej w ogóle odmawiała chłopom prawa do polskości i ta niechęć, czy dystans wobec „mas” był bardzo widoczny wśród inteligencji narodowej.

Bez Śląska Polska nie mogła jednak rozwinąć skrzydeł.
I dlatego w Warszawie słusznie postawili pomnik Korfantego. O wiele gorzej wygląda to ze śląskiej perspektywy - mamy napływ dorobkiewiczów z Galicji czy Kongresówki, którzy lepiej mówią po polsku, ale ich kompetencje techniczne czy moralne są o wiele gorsze. Jak pisała Zofia Kossak-Szczucka „dla Ślązaków i przybywających doń Polaków zaczął się okres wzajemnych rozczarowań”. Polskim władzom pomagało to, że przemysł wciąż pozostawał w rąku kapitału niemieckiego, więc zawsze można było tłumaczyć, że czegoś się nie da, bo winni są Niemcy. Z kolei ci niemieccy kapitaliści też za kiepskie pensje mogli zrzucać winę na polskich urzędników. Pamiętajmy, że większość okresu międzywojennego w Polsce to czasy kryzysu - „dobrych lat” było mało. Szczególnie mocno uderzył w Ślązaków wielki kryzys przełomu lat 20. i 30., w ogromnym stopniu podważając wiarygodność Polski i skuteczność działań jej władz. Potem mamy polonizację przemysłu w regionie i nagle okazuje, że nic to nie zmienia dla robotników. A może być i gorzej. Jeden z polskich dyrektorów Huty Batory powiedział wówczas delegacji robotników, upominających się o ubrania robocze, że jego fornale w workach chodzili i to im wystarczyło. Wizja Polski Ślązaków i to co dostali zupełnie się rozjechały.

Nie można jednak pominąć zasług wojewody Grażyńskiego w polonizacji Śląska.
Ale to była polonizacja na pokaz. Jeżeli chciałeś zachować robotę musiałeś posłać dziecko do polskiej szkoły, choć oczywiście niemieccy fabrykanci też tak robili. Budownictwo publiczne w ogromnym stopniu było nakierowane na budynki administracyjne, czy wille dla urzędników, gdy po niemieckiej stronie budowano o wiele więcej zwykłych osiedli robotniczych. Związek Powstańców Śląskich stał się zwykłą bojówką władz przeciwko opozycjonistom. Michał Grażyński nie miał po prostu zadatków na gospodarza, on był namiestnikiem Warszawy, mającym dopasować region w ramy Polski.

Brzmi to obrazoburczo i ociera się o propagandę śląskich autonomistów
Można być Polakiem i krytykować sanację. Historia jest polem walki, ale tylko wtedy, kiedy potrafimy przyznawać się do błędów, pisać o rzeczach nieprzyjemnych, świadczy to o tym, że przepracowaliśmy historię. Jeżeli bowiem będziemy budować historię na mitach i niedomówieniach, to wcześniej czy później łatwo będzie ją podkopać. Tym bardziej, że obecny Śląsk i tak jest o wiele bardziej polski niż w 1939 roku. Czego się bać? Przyznania się do jego wielokulturowości? Nie myśmy wytyczali granice. Natomiast ruch śląski jeszcze niedawno - na zasadzie odreagowania - był trochę zwykłym przeciwieństwem polskiego nacjonalizmu. Burze wywoływały dyskusje między dwoma lokalnymi politykami różnych opcji narodowych - Jerzym Gorzelikiem i Piotrem Spyrą, lecz podobnie konserwatywnymi. Warto jednak wyjść poza taką dość prostą alternatywę. Śląsk był różny, ale też nie omijały go procesy, dokonujące się w podobnych regionach Europy. Jesteśmy w ogromnej większości potomkami chłopów i robotników, a nie polskich husarzy czy śląskich magnatów przemysłu. I nie mamy się czego wstydzić, czy podpinać się pod mityczne historie.

Komunistyczny reżim zniszczył jednak ten Śląsk.
Ale on działał tak, jak chciałaby tego sanacja. Czystka etniczna. Poza tym jest Tragedia Górnośląska, czyli choćby wywózka dziesiątek tysięcy górników do stalinowskiego Donbasu. A z drugiej strony mamy awans społeczny robotników - kiedyś nie do pomyślenia. Ilu śląskich robotników zostało dyrektorami? Przyjeżdżający zza Brynicy dostarczali kadr politycznych, ale wiedzę techniczną mieli głównie miejscowi. Już w 1945 roku w Bytomiu powołano szkołę dla kształcenia robotników na kadry techniczne. Nie matura, lecz chęć szczera - można się z tego wyśmiewać, ale co było zrobić, jak tych kadr nie było? Historia Śląska, jak w ogóle historia nie daje się łatwo wpasować w banalne historyjki.

Dariusz Zalega

(ur. 1974) - polski historyk, publicysta, filmowiec, pisarz i animator wydarzeń kulturalnych. Dziennikarz, doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Śląskiego, reżyser filmów dokumentalnych, organizator wydarzeń kulturalnych. Pasjonat historii Śląska, ruchu robotniczego i czeskich piw. Jego książka Śląsk zbuntowany otrzymała nominację do Nagrody Historycznej POLITYKI. Prowadzi fanpage Zbuntowany Śląsk.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera