Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gerard Badia wróci do Hiszpanii?! Te święta są bardzo ważne dla kapitana Piasta Gliwice ROZMOWA

Tomasz Kuczyński
Gerard Badia jest ulubieńcem kibiców Piasta. Jest w gliwickim klubie od lutego 2014 roku.
Gerard Badia jest ulubieńcem kibiców Piasta. Jest w gliwickim klubie od lutego 2014 roku. Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse
Gerard Badia, kapitan Piasta Gliwice, mówi nam o tym, dlaczego są święta będą bardzo ważne dla jego przyszłości. W 2020 roku wróci do Hiszpanii, czy zostanie jeszcze w klubie mistrza Polski?

Mijający rok był szczególny dla pana. W lutym narodziny drugiej córki, w maju mistrzostwo Polski. Co było ważniejsze? Można to porównać?

Nie można porównać. Rodzina to rodzina, zawsze jest na pierwszym miejscu. Cieszę się, że obydwie córki są zdrowe, to jest dla mnie najważniejsze. Waleria w kwietniu będzie miała pięć lat, a Zofia już prawie rok. Jak z rodziną jest dobrze, jak masz zdrowie, to wszystko pozostałe przyjdzie samo.

Po zdobyciu mistrzostwa powiedział pan, że każdy piłkarz trenuje po to, aby zostać mistrzem i Piast dał to panu, na co nie miał pan szans w Hiszpanii.

Tak, to prawda. Mistrz Polski dla mnie to był taki sukces, jakiego naprawdę nigdy się nie spodziewałem w mojej karierze. Jestem mistrzem w kraju, który ma 38 milionów ludzi. To nie jest kraj, który ma 2 miliony. To jest bardzo duży kraj, ważny kraj w Unii Europejskiej. Oczywiście, ligi nie można porównać do pierwszej ligi hiszpańskiej albo w Anglii, ale nie było łatwo zostać mistrzem Polski. Dla mnie to jest naprawdę najważniejszy moment w mojej karierze.
Do tej pory był pan popularny w Gliwicach i na Śląsku, ale po meczu z Legią w Warszawie, gdy przed kamerami telewizji kilka razy użył pan słowa zajebisty, to wszyscy o panu mówili. Poczuł pan tę popularność?

(śmiech) Od razu dostałem pełno wiadomości na Face-booku, Instagramie, Twitterze, SMS-ów od ludzi z całej Polski. Muszę jednak powiedzieć, że choć jestem zawodnikiem Piasta, to dostaję tylko dobre wiadomości i komentarze od kibiców innych klubów. Piszą do mnie już nie do jako piłkarza, tylko jako człowieka, że mnie lubią, bo jestem taki pozytywny, że gram w Piaście i tak kocham ten klub. Brakuje im takich zawodników jak ja. Dla mnie to naprawdę bardzo miłe, czytać coś takiego.

Jestem mistrzem w kraju, który ma 38 milionów ludzi

Ale ten kibic Górnika, który rzucił w pana kierunku buteleczką z wódki („małpką”) po derbach w Zabrzu, to chyba pana nie lubi. Zażartował pan wtedy, że był to spóźniony prezent na urodziny…

To są emocje, to są derby. Z kibicami Górnika nie mam za bardzo dobrych relacji, ale myślę, że nie jest tak źle. Mamy rywalizację, bo od kiedy jestem w Gliwicach, to Piast jest w lepszej sytuacji niż Górnik. Jestem pewny, że oni też chcieliby mieć takiego zawodnika jak ja, który tak kocha klub, tak mówi o klubie. Może mała grupa kibiców Górnika mnie nie lubi, ale reszta wydaje mi się, że tak. Mam kolegę w Gliwicach kibica Górnika, spotkałem tutaj też dużo ludzi, którzy są kibicami Górnika i naprawdę wszyscy mi mówią: szacunek Gerard za to co zrobiłeś dla Piasta i lubimy cię jak grasz i jako człowieka.

Niesamowite jest to, że przedłużając latem kontrakt z Piastem mówił pan, że może nawet mniej zarabiać, ale nadal chce pan zostawiać serce dla tego klubu i nie być tylko maskotką.

Oczywiście, jak zarabiasz mniej, to nie jesteś tak zadowolony, bo to moja praca. Zawsze jednak mówię, że Piast dał mi wszystko, gdy ja nie miałem nic od strony piłkarskiej. Kiedy jestem na boisku, albo na treningu, nie myślę ile zarabiam, tylko patrzę jaki mam strój: Piast Gliwice i że jestem na Okrzei, lubię ten stadion, gdy kibice krzyczą moje imię. Jak mogę nie zostawiać serca na boisku? Oni śpiewając moje imię wysyłają mi taką pozytywną energię. To jest miłość. Ja to mogę oddać na boisku. Jak zostawiasz serce na boisku, to jest najważniejsze dla kibiców.

Zostało panu jeszcze pół roku kontraktu, który znów trzeba będzie negocjować. Chce pan zostać w Piaście?

Zobaczymy jak będzie. Jestem tutaj prawie sześć lat, to jest już długo. Te święta będą dla mnie bardzo ważne, żeby porozmawiać z rodziną, co będziemy planować dalej. Moja rodzina od strony żony ma firmę w Hiszpanii (branża oponiarska - red.), żona też chce już powoli wracać do pracy. To jest dobra firma, która w przyszłości będzie naszą pracą. My tutaj jesteśmy piłkarzami, ale nie jesteśmy Lewandowskim, który zarabia miliony. My zarabiamy oczywiście dobre pieniądze, ale jak się skończy kariera, trzeba coś robić dalej. Ja nie mogę sobie żyć w domu, bo zarabiałem tyle, że mam w banku pełno pieniędzy i nic nie muszę robić. Nie, nie. Ja muszę pracować. Są inni zawodnicy, którzy chcą być trenerami, inni otwierają firmy. Ja mam firmę prowadzoną z rodziną i już powiedzieliśmy, że chcemy tam pracować. Ten tydzień będzie dla mnie bardzo ważny.

Te święta będą dla mnie bardzo ważne, żeby porozmawiać z rodziną, co będziemy planować dalej

Zmieniając temat: W mistrzostwach Europy 2020 w grupie Polska ma Hiszpanię. Słyszałem, że w pierwszej połowie będzie pan kibicował Polakom, a w drugiej Hiszpanom.

(śmiech) Jestem Katalończykiem, ale bardzo lubię Hiszpanię, to jest mój kraj. Kiedy gra kadra Hiszpanii, to lubię oglądać te mecze. Na pewno będę oglądał przeciw Polsce, bo będzie fajny mecz dla mnie, bo najważniejsze momenty mojej kariery były w Polsce. Będzie bardzo ciężko Polakom, bo Hiszpania jest w dobrym momencie, ma bardzo dobrych zawodników, to kadra, która jest kandydatem do tytułu mistrza Europy. Hiszpania musi wygrać Euro.

Po spotkaniu w Płocku z Wisłą macie już wolne? (rozmawialiśmy przed tym meczem - red.).

Tak. Wszystko mam poukładane tak, że jak jedna karta się wywróci, to... kurde, nie wiem co będzie (śmiech). 22 grudnia lot z Katowic do Londynu i stamtąd do Barcelony, potem do domu. 23 grudnia i Wigilię spędzam w moim domu, w moim mieście, z rodziną, będą też teściowie. 25 i 26 grudnia będziemy w domu rodzinnym żony, który jest 40 minut drogi od mojego. 27 grudnia lecimy na Teneryfę, żeby tam odpocząć sześć dni, złapać troszkę witaminy D, bo tutaj jej brakuje. Przywitamy tam Nowy Rok. Wracamy 2 stycznia. 3 stycznia mam wizytę z córką u lekarza. Potem jedziemy do mojego miasteczka Horta, będziemy tam do święta Trzech Króli i wracam do Polski 7 stycznia.

Patrząc na klubowe statystyki, to jest pan na trzecim miejscu pod względem występów w Piaście. Czuje pan, że staje się już klubową legendą?

Może nie legendą, ale czuję, że jestem osobą, którą ludzie będą pamiętać. Dla mnie to jest naprawdę piękne. W Ekstraklasie mam najwięcej meczów w historii klubu (167 - red.). Po meczu z ŁKS-em, gdy miałem dwie asysty, jakiś kibic mi mówił, że w klasyfikacji kanadyjskiej (bramki i asysty – red.) już jestem pierwszy, przed Wilczkiem. Wilczek, Ruben Jurado, Kędziora - oni mają więcej bramek ode mnie w Piaście, ale ja już mam 34-35 asyst w Ekstraklasie. To jest naprawdę fajne… Legenda to jest Kaszowski, grał tutaj od zera, od B-klasy do Ekstraklasy. Ja może troszkę legenda, może nie (śmiech). Ludzie będą o mnie pamiętać.

Czy rozmowy z rodziną o pana przyszłości, oznaczają, że w nowym roku Gerard Badia chce zakończył karierę, czy żeby wiedzieć na ile ewentualnie przedłużyć kontrakt?

Dobre pytanie, nie wiem, czy mogę teraz odpowiedzieć. Oczywiście, nie chcę kończyć kariery. Nie chcę grać w innym klubie w Polsce, nie chcę grać w Niemczech, w Chinach, Arabii Saudyjskiej. Ja chcę grać dalej i są tylko dwie opcje: albo blisko domu, ale profesjonalnie albo zostać w Piaście. Będziemy podejmować decyzję z rodziną. Ja nie mogę decydować sam, bo mam żonę, dwójkę dzieci, mam tatę, mamę, teściów, którzy chcą też być z moimi córkami. Tutaj jesteśmy sami. Starsza córka będzie miała już pięć lat i moja mama była z nią, nie wiem, pół roku? Dla mnie życie, to więcej niż piłka nożna. Moi rodzice chcą w niedzielę iść na spacer z moją córką, a nie mogą. To troszkę mnie boli. Kończyć karierę? Nie, bo kocham grać w piłkę nożną i też czuję się bardzo dobrze fizycznie. Moja żona mówi mi tak: Gerard, jak ci powiem, że musisz po tym sezonie skończyć karierę, to będzie miał depresję i boję się o naszą rodzinę, o to, że nasze relacje będą niedobre. Ja w sobotę, niedzielę lubię grać mecze, ale kocham trenować, trenować codziennie. Ta rutyna: przyjeżdżać na stadion, na siłownię. Jestem z chłopakami, rozmawiamy, idziemy na trening. Kocham to, kocham moją pracę. Mecz gram, bo po to się trenuje, ale to, co robię od poniedziałku do piątku, to naprawdę kocham.

Ja chcę grać dalej i są tylko dwie opcje: albo blisko domu, ale profesjonalnie albo zostać w Piaście

Prezes Piasta powinien to usłyszeć, że ma kogoś, kto kocha przychodzić do roboty. Niektórzy myślą, że dla piłkarza treningi, to robota.

Nie tylko ja taki jestem, rozmawiam z chłopakami, oni też tak mają. Dobra, jednego dnia się wkurzysz, bo boisko nie jest dobre albo piłki są nienapompowane, takie głupie rzeczy, ale… Ja całe życie walczyłem, żeby być profesjonalnym piłkarzem. Teraz nim jestem, zarabiam pieniądze, o których w życiu nie myślałem, że mogę zarabiać w piłce nożnej. Powiem jeszcze raz: nie zarabiam jak Lewandowski, ale jestem taki zadowolony. Muszę to wykorzystać, muszę iść na trening zadowolony. Kiedy mam piłkę, kiedy jest słoneczko, trochę więcej niż teraz (śmiech), lubię grać, lubię grać małe gry, trenować stałe fragmenty. Od dziecka kocham grać w piłkę. Teraz jestem profesjonalistą. Dużo ludzi chciałoby być na moim miejscu.

Nie przegapcie

Zobaczcie koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera