Górnicy pod domem Szydło: Czujemy się zlekceważeni [WIDEO]

Kiedy premier Beata Szydło była w Jaworznie, pod jej domem w Brzeszczach zjawiło się kilkaset górników z zabrzańskiej kopalni Makoszowy, którzy pikietowali przeciwko likwidacji ich kopalni.

Przypomnijmy: zgodnie z programem pomocowym dla polskiego górnictwa, zaakceptowanym przez Komisję Europejską, kopalnia Makoszowy z końcem tego roku przestanie otrzymywać dopłaty do strat produkcyjnych. A to właśnie dzięki temu dofinansowaniu z budżetu państwa mogła pracować od maja 2015 roku, gdy trafiła do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Początkowo mówiło się, że kopalnia będzie mogła korzystać z dopłat nawet do września 2018 roku.

Górnicy do Brzeszcz przyjechali w pięć autokarów i prywatnymi samochodami. Chcieli wręczyć szefowej rządu kwiaty oraz petycję.

-Bardzo mnie to zbulwersowało. Byliśmy przekonani, że pani premier wyznaczy kogoś, kto przyjmie kwiaty i naszą petycję. Jak się okazało, Biuro Ochrony Rządu nie pozwoliło nam nawet złożyć tych kwiatów pod bramą, tylko musieliśmy je położyć na ulicy - relacjonuje Jerzy Hubka, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w kopalni Makoszowy.

"Ten desperacki krok to wynik lekceważenia górników i przedmiotowego traktowania pracowników górnictwa przez ministrów odpowiedzialnych za sektor wydobywczy" - możemy przeczytać w piśmie, które górnicy przywieźli ze sobą.

Petycja wróciła z górnikami do Zabrza, będzie przekazana inną drogą. Hubka podkreśla, że górnicy poczuli się zlekceważeni.

- Trzeba będzie zradykalizować działania. To tylko poświadcza, że dialog był pozorowany, ignorowano nas i dalej nikt nie chce z nami rozmawiać. Z góry skazano nas na pożarcie - dodaje Hubka.