W środę, pięć dni po tragedii, szefowie KHW zwołali pierwszą konferencję prasową. Dlaczego tak późno, nie wyjaśnili. Za to wyliczyli, co już udało się zrobić.
727 razy reagowały w tym roku czujniki na wzrost stężenia metanu w rejonie wybuchu
- Opieka psychologów, medyczna i lada moment materialna - wymieniał Stanisław Gajos, prezes zarządu KHW. - Pomoc materialna czterokrotnie wyższa niż rządowa - dodał wiceprezes Waldemar Mróz. Było też o nakładach na poprawę bezpieczeństwa pracy. - Ponad 18 tys. zł na pracownika.
O przyczynach tragedii ani słowa. - Sprawę wyjaśni powołana w tym celu komisja. Wedle naszej wiedzy, na podstawie uzyskanych informacji, tego dnia wszystko w rejonie, w którym doszło do wypadku, było w porządku - oceniał Gajos. Mimo że kierownictwo KHW zapowiedziało, że nie będzie odpowiadać na oskarżenia padające pod ich adresem, to właśnie usprawiedliwienia zdominowały spotkanie.
Prezes zaznaczył, że w kopalni Wujek-Śląsk działa jeden z najnowocześniejszych systemów metanometrii, w rejonie tragedii było 25 czujników, z tego 11 w feralnej ścianie. Od początku roku czujniki 727 razy reagowały na wzrost stężenia metanu, czyli maszyny były automatycznie odłączane od zasilania. Taka liczba wybić prądu w rejonie oznaczonym jako czwarty, czyli z najwyższą kategorią zagrożenia metanowego, nie odbiega od normy. To, zdaniem prezesa, najlepszy dowód, że system w kopalni był sprawny, przynajmniej do piątku, więc prawdopodobnie tragedia była wynikiem nie błędu człowieka, ani niesprawnych urządzeń, a tajemniczego, dotychczas niespotykanego w górnictwie, zdarzenia.
- Być może mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem, które przerosło naszą wiedzę w zakresie zagrożenia związanego z metanem - komentował Gajos.
Czy KHW przerosła także akcja ratunkowa prowadzona w piątek? Szefowie spółki twierdzą, że nie. - Została przeprowadzona w sposób prawidłowy - mówił prezes. Wiceprezes przedstawiał chronologicznie działania podjęte przez Holding.
- O 10.15 ma miejsce wybuch. O 11.45 uruchamiamy punkt informacji dla rodzin górników - wyliczał. Czym zarząd był zajęty między wybuchem, a uruchomieniem punktu informacyjnego, dlaczego pogotowie na miejsce dojechało dopiero po upływie 40 minut? Zdecydowały… przepisy.
- Akcję ratowniczą prowadzi kierownik kopalni, takie są procedury. Nie możemy ingerować w już trwającą akcję. Zanim sztab zdoła się zebrać, mija trochę czasu, dlatego że jego członkowie powoływani są spośród pracowników, wykonujących w tym czasie normalne obowiązki - mówił. Szefowie holdingu twierdzą też, że w rejon wybuchu nie wysyłali niedoświadczonych pracowników. Jak wyjaśniał Mróz, w KHW obowiązuje system 6-miesięcznego szkolenia pracowników i nawet po tym czasie pracują w zespołach.
- Spośród górników, którzy ucierpieli w piątek, tylko jeden miał staż 11-miesięczny, kilku na kopalni pracowało mniej niż dwa lata - mówił.
Dlaczego w niebezpiecznym rejonie pracowało aż 38 górników? - W całym ruchu pracuje 500 osób, więc 38 to nie nadzwyczajna ilość ludzi. Widocznie oceniono, że tyle akurat potrzeba - tłumaczył Gajos.
Zapowiedział, że więcej wyjaśni się po wizji rejonu wybuchu, co ma nastąpić niebawem.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?