39 z 45
Przeglądaj galerię za pomocą strzałek na klawiaturze
Poprzednie
Następne
Przesuń zdjęcie palcem
Sylwetka kobiety, która odegrała znaczącą rolę w moim życiu...
fot. Hermina Chotek - Szutowa (1911 -1975) nauczycielka

Konkurs "Kobiety Śląska" na 100-lecie niepodległości. Zobacz, jakie panie już zgłoszono.

Sylwetka kobiety, która odegrała znaczącą rolę w moim życiu rodzinnym, także środowiska w którym żyła to moja nieżyjąca mama.
Hermina Chotek – Szutowa (1911 – 1979) nauczycielka.
Żyła w bardzo niespokojnych i trudnych czasach I i II wojny światowej. W zaborze austriackim, międzywojniu, okupacji niemieckiej i realnego socjalizmu PRL. Los ją doświadczał.
Jej życie w tych czasach wymagało podejmowania ważnych i odpowiedzialnych decyzji, niejednokrotnie z opłakanym skutkiem. Trzeba było mieć odwagę i samozaparcie by pokonywać nietuzinkowe zdarzenia. Dwukrotnie zmuszona była wracać do tych samych miejsc pobytu (Straconka, Lipnik ,Cieszowa).
Była skromna, inteligentna, obowiązkowa, ambitna, pracowita z duszą artystyczną i talentem. Urodziwa – miała dobry kontakt z otoczeniem co było niezbędnym walorem w zawodzie nauczycielskim. Te nauczycielskie zalety odziedziczyły w trzecim i czwartym pokoleniu wnuki i prawnuki. Wybrały zawód nauczycielski, są absolwentami szkół wyższych bez przeszkód.
Urodziła się przed 107 laty 4 marca 1911 roku w Straconce( Bielsko – Biała dziś)- w malowniczym zakątku gór, rzeki i lasu w okresie austriackim, krótko przed wybuchem I wojny światowej i jej zakończeniem w 1918 roku, w leśniczówce.
W rodzinie wielodzietnej Marii Wojciecha Chotka – nadleśniczego w Dyrekcji Lasów Książęcych – Karola Stefana Habsburga.
Kobiety wówczas w pełni świadome, własnej egzystencji i odrębności dążyły do równouprawnienia czyli emancypacji. Udało się zdobyć równouprawnienie w czasie zakończenia I Wojny Światowej w 1918 roku, co miało wpływ na młode pokolenie dziewcząt.
Moja mama Hermina, po ukończeniu Publicznej Szkoły Powszechnej w Lipniku (Bielsko– Biała) postanawia sama podejmować decyzje o swoim dalszym życiu. Stawia na naukę, chce być nauczycielką. Sprzeciwia się rodzicom, którzy perswadują, że nauka jest kosztowna, a ich nie stać na utrzymanie szkoły przy tak liczniej rodzinie. Powinna z dotychczasową tradycją wyjść za mąż, tak jak jej starsze siostry, bo miała starających się o jej rękę znajomych kolegów.
Nie zgadza się z rodzicami, podejmuje ciężką pracę w pobliskich kamieniołomach. Składa pieniądze i zapisuje się do Prywatnego Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego w Białej, które prowadziły Siostry Zakonne im. Św. Hildegardy i uczęszcza w latach 1926 – 1930 r.
Po zdaniu matury otrzymuje Dyplom uprawniający do nauczania w Publicznych i Prywatnych Szkołach Powszechnych. Zatrudniona dorywczo początkowo w kilku Szkołach w sąsiednich miejscowościach. Dodatkowo się dokształca i zdaje egzamin kwalifikacyjny w celu otrzymania stałej pracy, którą otrzymuje w 1932 r. w mieście Biała (obecnie Bielsko-Biała) w Publicznej Szkole Powszechnej. Zajmuje się po zajęciach działalnością społeczno – kulturalną, skupia wokół siebie młodzież, organizuje harcerstwo. Jednocześnie mieszka z rodzicami i jest jedną z pierwszych wówczas kobiet nazywanymi emancypantkami.
Może to było przyczyną, że decyduje się jednak wyjść za mąż za znajomego od lat z tej samej miejscowości, nauczyciela Adolfa Szutę, który od 9 lat pracuje na Śląsku w powiecie Lublinieckim. W 1934 roku został powołany na stanowisko Kierownika Szkoły Powszechnej w Cieszkowie z mieszkaniem służbowym w szkole.
Ślub odbył się w Lipniku 17.09.1934 r. i mama wyjeżdża na Śląsk. Decyzja okazała się wielkim rozczarowaniem, gdyż nie wiedziała że nauczycielki zamężne nie mają zezwolenia na pracę w szkołach ze względu na tzw. ustawę celibatową ustanowioną przez Sejm Śląski w 1926 r.
W tej sytuacji, postanawia wolny czas przeznaczyć na pracę społeczno – kulturalną, bardzo potrzebną w tej zgermanizowanej wiosce. Dokształca dzieci szkolne, młodzież pozaszkoną, a nawet starsze pokolenie w ramach repolonizacji. Pomaga mężowi bezinteresownie. Zajmuje się robótkami ręcznymi, uczy dziewczęta haftowania, szydełkowania, robienia na drutach, w czym była specjalistką.
Zostaje doceniona i uznana przez Władze Oświatowe za użyteczną i w drodze wyjątku mama zostaje zatrudniona na niepełnym etacie w Publicznej Szkole Powszechnej w Cieszowie. Wkrótce zostaje Ustawa tzw. celibatowa zniesiona.
Można powiedzieć, że moja mama postawą wolontariuszki przyczyniła się do zmiany stawy celibatowej i zaniechania dyskryminowania na Śląsku nauczycielek zamężnych.
W międzyczasie urodziło się dwoje dzieci, które wychowywała przy pomocy gospodarczej i niańki, gdyż wówczas na Śląsku były stworzone dobre warunki materialne dla nauczycieli polskich.
Satysfakcja i ustabilizowane życie w Cieszkowie trwało krótko. Adolf Szuta, Kierownik Szkoły w Cieszkowie zostaje pod koniec sierpnia 1939 roku zmobilizowany jako żołnierz 74 GPP do Batalionu Obrony Narodowej Lubliniec – Koszęcin. Wyjeżdża rankiem.
Po kampanii wrześniowej jako jeniec wojenny zostaje przewieziony do obozu niemieckiego Hanower – Falingbostell i praca do Polski dopiero w 1946 r.
Życie mojej mamie znowu przynosi niespodziewane rozczarowanie. Zostaje sama z małymi dziećmi i musi je ratować, bo jako polska nauczycielka w służbowym szkolnym mieszkaniu nie ma szans na przeżycie.
Podejmuje decyzje i wyjeżdża pociągiem do Bielska-Białej (Lipnik) do swoich rodziców z myślą że uda się jej wrócić i zabezpieczyć pozostawione mienie w służbowym mieszkaniu szkolnym.
Wraca 31 sierpnia wieczorem. Już nie udaje się niczego uratować ani wówczas, ani już nigdy bo mieszkanie szkolne już zostało zaplombowane i nie było możliwości żadnych odzyskać pozostawione mienie.
Przenocować udało jej się u sąsiadów. Rano 1 września wybucha II Wojna Światowa. Mama wyjeżdża pierwszą napotkaną furmanką na którą udaje jej się wsiąść w kierunku wschodu w tej bez wyjścia sytuacji i to jeszcze tylko w tym co ma na sobie na niewyobrażalną gehennę.
Powraca z ucieczki, aż spod rosyjskiej granicy, miejscowości Sarny gdzie czekało Polaków bolszewickie wojsko, które wkroczyło do Polski 17.09.1939 r. i wywoziło Polaków w głąb Rosji.
Mama w tym dniu przypomina sobie swoją rocznicę ślubu z myślą, że do bolszewików nie dam się wywieść. Także niezauważona jakimś cudem wycofała się i pieszo wracała przeżywając swoją niedolę przez dość długi okres.
Mama do Lipnika wróciła w listopadzie 1939 r. Dowiaduje się że dzieci są w Straconce bo babcia bardzo chora, opiekuje się druga babcia nami i że ją opłakujemy i czekamy na nią codziennie.
Aby się nami nacieszyć musiała jeszcze 7 km pokonać zanim się z nami przywitała. Wówczas już życie zaczęło się organizować pod okiem władz okupacyjnych.
Po jakimś czasie wracamy do Lipnika, gdzie lepsze warunki bytowe. Dziadek został sam i zamieszkaliśmy z nim w jednym pokoju przez całą okupację przy ulicy Gerünga Strasse 98 (obecnie Krakowska).
Początkowo mama pracuje fizycznie w gospodarstwie u dziadka za utrzymanie jako pomoc domowa i gospodarcza. Potem w Fabryce Świec Sezemskiego w Białej. Z powodu niepodpisania volkslisty skierowana zostaje do ciężkiej fizycznej pracy jako jedyna kobieta do Fabryki Zbrojeniowej Rudolfa Schmidta w Bielsku na zmiany, pracuje.
Był to wówczas najgorszy okres znęcania się okupanta nad Polakami. Dzieci szkolne zostały pozbawione nauki. Jeszcze do tej fizycznej pracy, doszło mamie potajemne nauczanie swoich dzieci, bo groziło Oświęcim.
Mama była moją pierwszą nauczycielką w zakresie pierwszej klasy szkoły powszechnej, miałam 6 lat.
To jej zawdzięczam, że tak wcześnie i szybko bezbłędnie potrafiłam pisać i czytać. Również tak wcześnie nauczyła mnie robót ręcznych, haftowania, szydełkowania, robienia na drutach potrzebnych na co dzień rzeczy. Każdą wolną chwilę (a miała ich niewiele) spędzała z nami i wychowywała dobrym słowem.
Dopiero w 1943 r. miałam 8 lat okupant zezwolił na uruchomienie polskiej szkoły w ograniczonym zakresie w sąsiedniej miejscowości Straconce oddalonej o 7 km od miejsca zamieszkania. Oczywiście mama nas posyłała z bratem, chociaż z naszego środowiska żadne dzieci nie chodziły do tej szkoły. W drodze jak chodziliśmy tylko we dwoje, do lub ze szkoły, byliśmy prześladowani różnymi wyzwiskami od „Polnische Schwain”,a nawet obrzucani kamieniami przez rówieśników, dzieci wroga.
Jesienią 1944 roku Niemcy przygotowują się do obrony. Wykorzystywali nawet kobiety polskie do kopania tzw. rowów strzeleckich okopów – Moją mamę także nie ominęła ta praca ciężkim kilofem i łopatą i nadzorujących żandarmów ze słowami „sznela” czyli szybko.
W tym też czasie mama była świadkiem uciekających ze wschodu furmankami, z całym dobytkiem, lub samochodami Niemców tym razem, przypominając sobie swoją ucieczkę i tułaczkę, którą przeżyła w 1939.
Pod koniec stycznia 1945 r. toczą się zaciekłe walki między wojskiem Sowieckim a Niemcami, które pozostawiały po sobie stosy ciał rozstrzelanych żołnierzy po obu stronach na każdym skrawku ziemi wokół miejscowości.
Gospodarstwo dziadka Chotka w Lipniku, tym razem nie ucierpiało ale zostało zajęte przez Pluton Gospodarczy Armii Czerwonej. Do pomieszczeń wprowadzili się rzemieślnicy jak szewcy, krawcy, rzeźnicy. Pozostawili doszczętnie zniszczone. Nawet z nami w pokoju dziadka mieszkał rosyjski dowódca. Kobiety w tym czasie, także i mama, nocowały gdzieś w piwnicach, uciekając przed niebezpieczeństwem, które mogło ich spotkać ze strony sowieckich żołnierzy.
W kwietniu 1945 r. zakończy się okres okupacyjny wojenny w tych stronach i nowe władze sowieckie rozpoczęły organizować ludziom życie przy współudziale mieszkańców.
Oczywiście moja mama zgłosiła się jako polska nauczycielka i filantropka do pomocy organizacji oświaty. Pracuje przy zapisach i przydziale dzieci zgłaszających się do różnych roczników do poszczególnych klas wg wiadomości, które komisyjnie były oceniane.
Pomaga mieszkańcom jako wolontariuszka przy przydziałach mieszkań, którzy je utracili w czasie działań wojennych i potracili całe swoje mienie. Stali się bezdomnymi. Dla nas też załatwiła jeden pokój w sąsiedztwie.
Dostaje pracę w Szkole Powszechnej w Lipniku. Rozpoczyna pracę w klasach od I-IV. Dziesiątki polskich dzieci po raz pierwszy wówczas rozpoczyna naukę i wymagają dodatkowego zainteresowania.
Hermina Chotek Szutowa od razu zajęła się pracą społeczną, jak zawsze oprócz nauki w szkole, to było jej domeną. Reaktywuje, przywraca harcerstwo – zbiórki w mundurkach, patriotyczne wychowanie, ogniska harcerskie, wycieczki krajoznawcze. Mama od razu mnie zachęciła i jej towarzyszyłam, byłam harcerką i jej pomocą na życzenie. To były piękne dni i chwile niezapomniane, niepowtarzalne.
Organizuje pierwsze powojenne dożynki dla rolników od strony artystycznej i patriotycznej. Ubiera młodzież w stroje krakowskie, wyciągane z szaf, uczy piosenek tradycyjnych itp. przygotowania do uroczystości.
O ojcu wówczas nie było jeszcze wiadomo co się z nim dzieje. Dopiero po roku mama otrzymuje od ojca wiadomość że żyje. Obóz jeniecki, w którym ojciec przebywał w Fallingbostell został wyzwolony przez Aliantów, którzy również pomogli w dalszym organizowaniu wyzwoleńcom życia. Ojca przewieziono do Francji, miejscowości Lille i przy Ambasadzie Polskiej został zatrudniony jako nauczyciel od 1945 r. Czeka na nas przyjazd, ma już dla nas mieszkanie.
Mama znowu stoi przed wyborem zmiany życia. Odmawia wyjazdu do Francji mając już pracę i ustabilizowane życie w Lipniku.
Ojciec wraca w lipcu 1946 roku ostatnim transportem do Polski. Po zgłoszeniu się w Urzędzie Bezpieczeństwa zostaje nie mile przyjęty. Nie otrzymuje pracy w nauczycielstwie, tylko polecenie wyjazdu tam, ska wyjechał na wojnę.
Kolejny raz mama musi się pogodzić z losem, który tak zrządził i wzywa do powrotu na Śląsk do Publicznej Szkoły Powszechnej w Cieszowie po raz drugi, bowiem kaganek oświaty polskiej był jedynym obok kościoła wspomożeniem mieszkańców ludności polskiej na Śląsku.
Od 1 września 1946 r. rodzice rozpoczynają od nowa pracę. Ojciec jest Kierownikiem szkoły, a mama prowadzi klasy łączone od I – IV. Tym razem już w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej do końca bez zmian.
Tak jak przed wojną moja mama Hermina Chotek Szutowa pracuje także społecznie z młodzieżą i starszymi, uczy języka polskiego w ramach repolonizacji zniemczonego ponownie Górnego Śląska. Stara się przenieść polskie tradycje patriotyczne, organizuje spotkania w Izbie Regionalnej z okazji różnych okazjonalnych okoliczności z mieszkańcami wsi.
Prowadzi również 3 ha gospodarstwo z hodowlą jako deputat szkolny do wynagrodzenia. Wykonuje wszystkie czynności życia codziennego bez pomocy domowej, ponieważ w tym czasie musiało zniknąć „Jaśnie Państwo” z życia PRL.
Mama się nie poddaje, jest pracowita, ambitna, żadnej pracy się nie boi i nie wstydzi.
Na samo wspomnienie mamy i lata życia w tej codzienności rozrzewniam się, łza kręci się w oku i nie sposób aby zapisać jak wówczas żyła.
Wstawała nad ranem o 3.00, kiedy domownicy przewracają się na drugi bok, wyprowadza z obory do pasienia „Kwiaciatą” krowę, którą podarował jej ojciec, żeby nie musieli głodować, bo dawniej krowa była żywicielką a pensje nauczycielskie w tym czasie były bardzo niskie.
Wraca z pastwiska po 2,5 godzinach, doi krowę, karmi inne zwierzę, pali w piecu bo nie było jeszcze elektryczności i przygotowuje śniadanie dla wszystkich. Jest przed 7.00 budzi domowników i dopiero myśli o sobie, bo musi być przygotowana do lekcji w klasie i dobrze wyglądać. Była obowiązkowa i o godzinie 8 zawsze była w klasie. Miłą i uśmiechniętą dzieci witały ją co rano przez długie lata.
Swoją misję nauczycielską o wysokich wartościach duchowych i patriotycznych Adolf Szuta i Hermina z drugiego planu – prowadzili na Śląsku przez długie lata. Pracą tą zdobyli sobie autentyczne uznanie i poszanowanie przez mieszkańców oraz Władze Powiatowe Wydziału Oświaty na Śląsku w powiecie Lublinieckim w Cieszowie.
Jednak nigdy nie wiadomo co człowieka czeka, pod koniec życia zostali brutalnie potraktowani i zmuszeni odejść na emeryturę w latach 70 XX wieku i wyprowadzić się w ciągu jednego tygodnia na początku wakacji decyzją Pow. Wydz. Oświaty w Lublińcu z poparciem PZPR bo trzeba było zrobić miejsce młodej osobie znajomej, członka partii Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Wyprowadzili się z pokorą bez słowa i zamieszkali w swoim małym biednym domku, który moja mama z przezorności nauczona doświadczeniem w latach 50 XX wieku, zorganizowała na budowę w Koszęcinie w sąsiedniej miejscowości. W swoim domu mieszkali bardzo krótko, choć jeszcze pracowali oboje w wiejskich szkołach dorywczo, dojeżdżali autobusem, po kilka kilometrów, do bliskich miejscowości.

Nie wrócili już w swoje strony. Nie otrzymywali żadnego odszkodowania za utracone mienie. Nie upominali się o nic nigdy.

Ojciec Adolf Szuta po 50 latach pracy nauczycielskiej z przerwą okupacyjną w wieku 69 lat umiera w okresie wakacji 4 lipca 1975 r.
Mama Hermina Chotek Szutowa przepracowała 45 lat w nauczycielstwie z przerwą okupacyjną, umiera po ciężkiej chorobie też w czasie wakacji 12 lipca 1979 r. przeżyła 68 lat. Spoczywają na cmentarzu Św. Trójcy w Koszęcinie.
Byli prekursorami polskiego szkolnictwa na Górnym Śląsku po plebiscycie i większość życia przepracowali w pow. Lublinieckim.
Jestem dumna, że miałam takich lubianych na Śląsku moich rodziców wszędzie dobrze wspominanych a zwłaszcza mamę Herminę Chotek Szutową z drugiego planu przez wiele lat. Dodam, że nagrody zbierał jako reprezentant kierownik szkoły w Cieszowie.
Ja jako córka zostałam na Śląsku bo tu się urodziłam by kultywować pamięć mamy która szczególnie tak wiele nam przekazała dobrego i uchraniała od przeciwności losu.

Zobacz również

Zagrają na wszystkim, co im wpadnie w rękę. Ruszył kolejny cykl niezwykłych koncertów

Zagrają na wszystkim, co im wpadnie w rękę. Ruszył kolejny cykl niezwykłych koncertów

Pięć medali zawodników z Klubu Karate Champion-Team Łódź w stolicy polskiego karate

Pięć medali zawodników z Klubu Karate Champion-Team Łódź w stolicy polskiego karate

Polecamy

Te kwiaty w bukiecie ślubnym gwarantują kłopoty. Nie dawaj ich do wiązanki na ślub!

Te kwiaty w bukiecie ślubnym gwarantują kłopoty. Nie dawaj ich do wiązanki na ślub!

Magda Linette nie dała rady Arynie Sabalence. Było blisko sensacji!

Magda Linette nie dała rady Arynie Sabalence. Było blisko sensacji!

Bunt polonistek i polonistów! Czara goryczy się przelała

PILNE
Bunt polonistek i polonistów! Czara goryczy się przelała