Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książka "Coś do oclenia". Oto Francja na talerzu. Literatura, film i piosenki podane przez Anglika

Monika Krężel
Julian Barnes, "Coś do oclenia. Anglik we Francji", wyd. Świat Książki, Warszawa 2014, str. 408, cena: ok. 37 zł
Julian Barnes, "Coś do oclenia. Anglik we Francji", wyd. Świat Książki, Warszawa 2014, str. 408, cena: ok. 37 zł arc.
"Coś do oclenia" Juliana Barnesa to książka nie tylko dla miłośników Francji. O piosenkach, filmie, literaturze, francuskich miasteczkach, a nawet wyścigu Tour de France. Polecam!

Niektórych tytuł książki może zmylić. Bo od "Coś do oclenia" niedaleko przecież do "Nic do oclenia" - jednej z najmodniejszych komedii francuskich o perypetiach belgijskich i francuskich celników w czasach, gdy były jeszcze granice.

Ale książka Juliana Barnesa nie ma z filmem nic wspólnego, choć traktuje też o czasach, gdy trzeba było przekraczać granice.
Barnes, rocznik 1946, typowy Anglik, wakacje spędzał zwykle z rodzicami - romanistami we Francji. Wobec tych samochodowych podróży po kraju "bez brukselki" był wielce sceptyczny. Miłość do Francji przyszła z czasem. Powoli smakował francuską kulturę, książki, sztukę, piosenki, film i sport, sam nawet został nauczycielem w katolickiej szkole w Bretanii.

Ta książka to zbiór esejów, które Barnes pisał przez ponad 20 lat. Przemierzył Francję wzdłuż i wszerz pisząc o tym, co dla miłośnika wszystkiego co francuskie będzie literacką ucztą. Mamy więc błyskotliwe spojrzenie na francuskie, prowincjonalne miasteczka poprzecinane kanałami, gdzie w domach z kamienia codziennie celebruje się posiłki i niespieszne życie. Mamy odniesienie do piosenki francuskiej, którą Barnes poznał pod koniec lat 60., gdy niewiele ponaddwudziestoletni uczył angielskiego w Rennes. Jacques Brel, Georges Brassens, Leo Ferre, Boris Vian - to o ich piosenkach, a raczej romantycznym usposobieniu i życiu wartym uwagi pisze brytyjski pisarz. Wyciąga nieznane historie tytułując rozdział o francuskiej piosence
"Spędzać śmierć na wakacjach". Bo jednemu z nich, Brassensowi, udało się tego dokonać...

Jest też rozdział o Tour de France. To nie jest zwykły wyścig, ale impreza-instytucja, wyróżnik, francuska marka, którą Francuzi traktują z najwyższą nabożnością, dostosowując nawet czas i miejsca urlopów do trasy wyścigu. Ale Barnes nawiązuje do szalonej jazdy samochodem z 1907 roku, którą odbyli Edith Wharton i Henry James oraz wspinaniu się na najwyższe góry na trasie Tour de France.

A do tego poezja, literatura, kino, ulubieni aktorzy i kochani przez Barnesa pisarze. Nie da się książki "Coś do oclenia. Anglik we Francji" przeczytać szybko, połknąć, jak niektórzy mówią, w dwa wieczory. Czyta się ją wolno i smakuje. A potem do niej wraca.

Monika Krężel,
dziennikarka DZ


*Kto ma zagrać na meczu otwarcia stadionu Górnika Zabrze? ZAGŁOSUJ
*Pielgrzymka kobiet i dziewcząt do Piekar 2014 [DUŻO ZDJĘĆ]
*Wybory w Rybniku 2014: Kogo popierasz? Kto wygra? Rozwiąż quiz wyborczy
*Najlepsze baseny, aquaparki i kąpieliska w woj. śląskim [GŁOSUJ W PLEBISCYCIE]
*Energylandia w Zatorze, atrakcje, ceny, mapa oraz film z kamery Go Pro [WIDEO GO PRO]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!