Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lokator sprzedany jak chłop pańszczyźniany

Teresa Semik
Protestom skrzywdzonych lokatorów nie ma końca. Ostatni odbył się w Katowicach w maju tego roku
Protestom skrzywdzonych lokatorów nie ma końca. Ostatni odbył się w Katowicach w maju tego roku FOT. MIKOŁAJ SUCHAN
W wolnej Polsce złamane zostały wszystkie prawa najemców mieszkań zakładowych i ciągle nikt nie chce tej krzywdy naprawić.

Zawinili przede wszystkim politycy i dlatego drugą dekadę w wolnej Polsce słychać protesty skrzywdzonych lokatorów mieszkań zakładowych, których wciąż sprzedaje się niczym kury z kurnikiem. Doprowadziły do tego bezczynność ustawodawcy i nieuchwalenie w odpowiednim czasie regulacji, zgodnych z konstytucyjnym porządkiem prawnym, zapewniających im pierwszeństwo przy wykupie zajmowanych lokali.

Państwo wyrządziło im krzywdę i teraz powinno wziąć za to odpowiedzialność

Lekką ręką władza za czasów PiS-u uwłaszczyła spółdzielców, ale lokatorów zakładowych bloków zostawiła, jak wszystkie poprzednie ekipy, na pastwę losu, a właściwie w rękach niby-kapitalistów, bo ludzi bez kapitału. Ci zaś handlują nimi, jak im wygodnie, licząc na łatwy zysk. Petycje i pikiety pokrzywdzonych mieszkańców wprawdzie co jakiś czas mobilizują polityków, ale prowadzą do uchwalania kolejnych kulawych przepisów. Właśnie trwają pracę nad nową ustawą "o zmianie niektórych ustaw dotyczących przekształceń własnościowych nieruchomości". Przepisy mają raz na zawsze uporządkować sytuację po 1990 r. i umożliwić kupno byłych mieszkań zakładowych ich najemcom, dawnym pracownikom i zarazem pierwotnym ich współwłaścicielom, którym w sposób bezprecedensowy odebrano prawo pierwokupu. - Zostaliśmy sprzedani feudalnym sposobem, jak wieś z duszami. Odebrano nam w ten sposób wszelką godność - mówi Elżbieta Adach z Komitetu Obrony Mieszkańców Wszystkich Mieszkań Huty Zabrze.

Nie ma racji Michał Smolorz, który w felietonie z 29 maja niezadowolenie lokatorów domów, sprzedanych z zakładowymi halami, nazywał bolszewizmem. To nie jest tak, że w demokratycznym państwie liczy się tylko siła pieniądza, a własność - wszystko jedno, jakim sposobem przejęta - to rzecz święta. Z opinii prawnej Biura Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu wynika, że roszczenia sprzedanych najemców wobec tych mieszkań są w pełni zasadne. Pozbawiając ich prawa pierwokupu, naruszono aż cztery zasady konstytucyjne: godności człowieka, równości obywateli wobec prawa, ochrony własności i sprawiedliwości społecznej. Zdecydowane stanowisko w tej sprawie zajął również Sąd Najwyższy, który w wyroku z 21 sierpnia 2008 r. opowiedział się za uprawnionymi lokatorami pracowniczych mieszkań zakładowych. Stwierdził, że nie są oni zwykłymi najemcami. To pierwotni współwłaściciele.
Pod koniec lat 80. w gestii państwowych przedsiębiorstw było 1,3 mln mieszkań zakładowych. Zbudowano je za pieniądze z tak zwanych odpisów z zysku. W każdej państwowej fabryce tamtej rzeczywistości tworzono z odpisów fundusz socjalny, a jeszcze z niego wyodrębniano fundusz mieszkaniowy i wznoszono za te pieniądze osiedla. Środki na inwestycje wypracowywała więc sama załoga, nikt inny - i warto o tym pamiętać. Można było przeznaczyć zysk na kolejną wycieczkę zakładową albo na klub sportowy. Wybrano bloki, bo głód mieszkaniowy był wówczas powszechny.

Czekało się po własne M nawet po 10 lat. Co więcej, każdy pracownik z kolejki po zakładowe mieszkanie musiał społecznie pracować na budowie po godzinach swojej pracy zawodowej. W Hucie Zabrze ten limit wynosił aż 600 godzin. Potem przyszły lokator wpłacał kaucję i ponosił wszystkie koszty związane z utrzymaniem budynku. Nikt więc niczego nie dostał za darmo. Na koniec jednak, gdy już najczęściej najemcy zostali emerytami, sprzedano ich wraz z blokiem, nie dając nic w zamian. Elżbieta Adach przypomina, że zwykle z okazji Dnia Hutnika, obchodzonego w pierwszą niedzielę maja, dyrektor przemawiał do załogi w ten deseń: "Pensji nie dostajecie rewelacyjnych, ale macie mieszkania. Tego wam nikt nie odbierze". Przyszła nowa Polska i zabrała, nie pytając nikogo o zdanie.

Na przykładzie zakładowych mieszkań można zobaczyć, jak w soczewce przebieg wszystkich procesów prywatyzacyjnych w Polsce, zwłaszcza w latach 90. Olbrzymi majątek sprzedawano wtedy z upadającymi zakładami za bezcen. Tajemnicą handlową okryta jest cena 1818 mieszkań zakładowych Huty Zabrze, które wówczas kupił historyk spod Częstochowy, razem z halami fabrycznymi. Dziś na miejscu tych hal, w centrum miasta, stanęły m.in. dwie stacje benzynowe i kompleks handlowy Platan. Osiedle zakładowe, 106 bloków z 1818 mieszkaniami i mieszkańcami, historyk sprzedał następnie biznesmenowi z Warszawy za 8 mln 300 tys. zł. Nabywcę metr kw. kosztował więc około 50 zł! Interes jak z bajki. Biznesmen z Warszawy natychmiast zaproponował lokatorom wykup ich mieszkań po 500 zł za m kw., ale wkrótce cenę podniósł do 700 złotych. Takie było jego właścicielskie prawo?

Najemcy zakładowych mieszkań powoływali komitety obrony i protestowali w całym kraju, bo handel ludźmi z domami kwitł znakomicie. To dzięki ich protestom Sejm uchwalił pod koniec 2000 r. fundamentalną ustawę o zasadach zbywania mieszkań będących własnością przedsiębiorstw państwowych, niektórych spółek handlowych z udziałem Skar-bu Państwa. Ustawa potwierdziła prawo do własności pracowniczego mieszkania zakładowego. Pracownicy mogą otrzymywać te mieszkania za pracę w państwowym zakładzie nawet za 5 proc. jego wartości. Mają zagwarantowane liczne bonifikaty wynikające z zatrudnienia. Co więcej, zgodnie z tą ustawą mają pierwszeństwo w ich wykupie, jeśli zakład zdecyduje się na sprzedaż bloków.

Tymczasem do 2000 r. Skarb Państwa sprzedawał domy, nie respektując praw pierwokupu, czyli naruszył interes prawny tych osób. Na dodatek nie było żadnych regulacji dotyczących przyznawania najemcom bonifikat przy nabywaniu lokali. Bywało, że dyrektor czy potem syndyk masy upadłościowej proponował najemcom cenę wyższą, a nazajutrz sprzedawał mieszkania osobom trzecim, sprytnym biznesmenom za cenę o wiele niższą. Tym sposobem najemcy mieszkań zakładowych podzieleni zostali - przez przepisy o randze ustawy - na dwie kategorie. Do pierwszej należą ci, których bloki przekazane zostały gminom bądź sprzedane innym odbiorcom bez pytania lokatorów o zdanie. Nie przysługiwało im także prawo pierwokupu. Do drugiej kategorii należą ci, których objęło dobrodziejstwo ustawy z grudnia 2000 roku - jeśli ktokolwiek zechce pozbyć się ich mieszkań z państwową firmą, musi najpierw spytać najemców, czy oni sami są zainteresowani kupnem, w dodatku po preferencyjnych cenach.
W ten prosty sposób złamana została naczelna zasada państwa demokratycznego - równości wobec prawa wszystkich obywateli i równego traktowania ich przez władze publiczne. W Polsce wśród najemców bloków zakładowych mamy równych i równiejszych. Wszyscy kupili mieszkania na tych samych zasadach, z pieniędzy zakładowego funduszu, który pomniejszał zysk przedsiębiorstw. Wszyscy pracowali fizycznie przy budowie po kilkaset godzin i każdy wpłacił kaucję, która nie była waloryzowana.
Dlaczego więc teraz zróżnicowano ich na tych, którzy mają prawo pierwokupu po preferencyjnych cenach i na tych, których tego prawa pozbawiono? Dyskryminacja w czystej postaci.

Prawnicy Biura Studiów i Ekspertyz przywołują art. 1 Konstytucji, który mówi, że Rzeczpospolita Polska jest "dobrem wspólnym wszystkich obywateli". Przekazywanie mieszkań, które zostały wybudowane przez obywateli z ich znacznym wkładem, także finansowym, innym, bez dania możliwości kupna tych lokali samym najemcom, jest łamaniem zasady "kształtowania państwa jako dobra wspólnego". W ub. roku gmina Zabrze odkupiła od biznesmena z Warszawy 950 mieszkań dawnej Huty Zabrze. Zapłaciła za nie około 20 mln złotych.

Już kilkakrotnie Rzecznik Praw Obywatelskich apelował do rządu, by państwo wsparło gminy, które chcą odkupić od prywatnych właścicieli zasiedlone, byłe budynki zakładowe. Sugerował stworzenie preferencyjnych kredytów dla samorządu czy też stworzenie gwarancji Skarbu Państwa dla spłaty zaciągniętych przez gminy na ten cel kredytów.
- Państwo wyrządziło nam krzywdę, popełniło błąd, potem grzech zaniechania i teraz powinno wziąć za to odpowiedzialność, wypłacić odszkodowania - mówi Elżbieta Adach.

Kres dzikiej prywatyzacji ma położyć projektowana ustawa "o zmianie niektórych ustaw dotyczących przekształceń własnościowych nieruchomości". Ma uregulować sprawy wynikające z naruszenia konstytucyjnych zasad, w tym zwłaszcza zasady równości obywateli wobec prawa.
Lokatorzy oczekujący rozwiązania tego problemu to często osoby o niskim statusie materialnym. Nie wolno pozostawić ich bez opieki (choćby prawnej), na domiar złego w poczuciu krzywdy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty