Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Ignacy hrabia Mielżyński - powstaniec ze skazą

Grażyna Kuźnik
Maciej Ignacy hrabia Mielżyński
Maciej Ignacy hrabia Mielżyński ZDJĘCIE ARCHIWALNE
W 1921 roku podpułkownik Maciej Ignacy hrabia Mielżyński został oddelegowany na Śląsk i w kwietniu objął Dowództwo Obrony Plebiscytu. W chwili wybuchu III powstania śląskiego (w nocy z 2 na 3 maja) Mielżyński został naczelnym wodzem. Dobry żołnierz i kiepski przywódca rychło jednak stracił zaufanie Korfantego - pisze Grażyna Kuźnik

Maciej Mielżyński był pierwszym przywódcą III powstania śląskiego. Historycy piszą jednak o nim bardzo skąpo. Był bowiem i zagadką, i problemem. Jak taką postać - z jednej strony odważnego patrioty, kawalera Virtuti Militari, a z drugiej zabójcy najbliższej rodziny - ująć w podręcznikach historii, żeby nie utrwalać schematów? W dodatku Mielżyński był dobrym żołnierzem, ale marnym przywódcą powstańczym. Ulubionym adiutantem niemieckiego cesarza Wilhelma II i polskim działaczem narodowym. Na Górnym Śląsku hrabia, ścigany ponurą plotką, nie zdobył większej popularności.

Podpułkownik sobie nie radził

Wojciech Korfanty odwołał podpułkownika Macieja Mielżyńskiego dlatego, że ten naprawdę sobie nie radził. Pod jego dowództwem bitwa pod Górą św. Anny zakończyła się klęską. - Zresztą, Mielżyński to była dość mroczna postać. Przed I wojną światową zastrzelił swoją żonę i siostrzeńca, sądził go sąd honorowy. Nie odpowiadał karnie, ale w rodzinnej Wielkopolsce był bojkotowany. Potem rzucił się w wir walk i tak znalazł się na Górnym Śląsku przy boku Korfantego - mówi historyk, prof. Zygmunt Woźniczka z Uniwersytetu Śląskiego.

Korfanty uznał, że przez hrabiego bitwa zakończyła się klęską

Mielżyński głęboko rozczarował powstańców. Wojciech Korfanty już po miesiącu odwołał go ze stanowiska z powodu nieudolności. Hrabiemu jako przywódcy brakowało zdolności przewidywania i konsekwencji, zresztą, jako człowiekowi również.

Zdecydowanie lepiej wykonywał rozkazy; urodzony w Wielkopolsce, wyszkolił się w niemieckim wojsku. Na cesarskim dworze rokowano mu dużą karierę, ale jego dwoistość wciąż dawała o sobie znać. Brylował wśród pruskich artystokratów, czuł się jednak Polakiem.

Byli sobie dwaj bracia

Maciej Ignacy hrabia Mielżyński urodził się 140 lat temu w majątku Chobienice, w jednej z najzamożniejszych rodzin w Wielkopolsce. Matka pochodziła z hrabiowskiego rodu Bnińskich, przodkowie ojca Karola wiele zrobili dla polskiej kultury i sztuki, wspierali Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Poznaniu.

Macieja i jego młodszego brata Ignacego wychowywano patriotycznie i obaj zasłużyli się dla niepodległości - ale na obu ciążyły skandale, które położyły się cieniem na opinii o Mielżyńskich. Kiedy Maciej studiował z samymi sukcesami jednocześnie prawo na uniwersytecie i malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, ojciec stracił nadzieję, że poprowadzi potem rodzinny majątek. Postawił na młodszego syna Ignacego, studenta rolnictwa, który rozbiory Polski publicznie nazwał czynem haniebnym.

Ojciec z pełnym zaufaniem powierzył mu ogromną sumę 250 tysięcy marek, która stanowiła posag jego siostry. I wszystkie te pieniądze Ignacy przehulał i przegrał w kilka dni w poznańskim hotelu "Bazar".
To zmieniło życie całej rodziny. Ojciec wydziedziczył syna i wypędził na zawsze z domu. Rolnictwem i gospodarką musiał teraz zająć się Maciej.
Rodzice nie wiedzieli, że przez ten obowiązek dojdzie do jeszcze gorszego dramatu.
Starszy syn wobec sytuacji w rodzinie zdecydował się na praktykę rolniczą w magnackim majątku wuja Bolesława Potockiego.

Tam poznał jego córkę, młodszą o sześć lat Felicję. Poważny, pozbawiony poczucia humoru, racjonalny młody mężczyzna stracił kompletnie głowę dla ślicznej panny. Poprosił o jej rękę.

Dla Potockich byłby to mezalians z powodu różnicy majątków, a także przykład niedobranego małżeństwa. Wesoła, lekkomyślna Felicja i nękany ponurymi nastrojami Maciej nie pasowali do siebie.
Wkrótce jednak przekonali się, do czego zdolny jest zdesperowany kandydat. Kiedy oficjalnie dostał kosza, wrócił do swojego pokoju i strzelił sobie w pierś z fuzji. Odratowano go w ostatniej chwili. Na krwotoki cierpiał do końca życia.

Honor zdradzonego męża

Mielżyński pod groźbą kolejnego samobójstwa wymusił na Potockich zgodę na ślub i w 1896 roku doszło do małżeństwa.

Teść zastrzegł jednak, że zięć dziwak niczego po nim nie odziedziczy, ani nic nie dostanie. Panna młoda szybko pożałowała swojej decyzji.

Mąż wywiózł ją do swojej siedziby, kazał pilnować niczym skarbu, a sam zajął się działalnością polityczną.
Chorobliwa zazdrość męża utrudniała jej życie. Małżeństwo stawało się fikcją, chociaż na świat przychoszło im troje dzieci. Hrabia wciąż podejrzewał żonę o zdradę, być może nie bez powodu. Stale go nie było w domu.

W 1903 roku został posłem do parlamentu z listy polskiej, nawiązał kontakty z działaczami śląskimi, zaprzyjaźnił się z Wojciechem Korfantym, wspierał finansowo polskie wydawnictwa. Zasłużoną dla polskości oficynę Karola Miarki w Mikołowie nawet w całości wykupił.

21 grudnia 1913 roku pojawił się niespodziewanie w pałacu Potockich w Dakowach, który Felicja dostała od ojca. Gościł w nim akurat siostrzeniec żony, syn jej przyrodniej siostry, Adolf Miączyński. Plotki, że ten przystojny młodzieniec nie traktował Felicji jak ciotki, docierały już do jej męża, ale dowodów na wiarołomstwo nie miał. W nocy więc Maciej Mielżyński zgasił światło w całym domu, wziął strzelbę i podkradł się do sypialni żony. Latarką oświetlił scenę, o której milczał potem przed sądem. Celnymi strzałami, jak dobry myśliwy, zabił parę. Kula przebiła serce kobiety i szyję młodego mężczyzny. Zmarli natychmiast.

Panna do towarzystwa Felicji zeznała, że tej nocy Adolf Miączyński, kompletnie pijany, pojawił się w pokoju ciotki, żeby jak zwykle poprosić ją o pieniądze. Felicja odmówiła, Adolf próbował ją namówić. Wtedy zgasło światło, wszyscy zatem czekali na dalszy bieg wypadków, aż w drzwiach stanął pan domu, wymierzył ze strzelby i wypalił.
Maciej Mielżyński odpowiadał przed sądem, nie korzystając z immunitetu poselskiego. Bronił się, mówiąc o splamionym honorze zdradzanego męża. Sąd go uniewinnił.

Polska opinia go nie poparła

Niemieckie gazety cieszyły się z wyroku, a jedna z nich napisała: "Czyn świadczy o poczuciu honoru i tak szczytnym pojmowaniu małżeństwa, że należy sobie tylko życzyć, aby stało się ono ogólnym w naszym narodzie".

Poznańska prasa miała inne zdanie. Pisała, że "polska opinia publiczna w swej większości nie poprze wyroku sądu przysięgłych". O tym, że jest tak naprawdę, przekonał się Mielżyński w Wielkopolsce i na Śląsku.

Maciej Mielżyński, chociaż oficjalnie uwolniony od kary, był jednak skompromitowany. W rodzinnych stronach nie podawano mu ręki, zerwano z nim wszelkie kontakty towarzyskie i zawodowe. Otaczał go bojkot, tym bardziej, że rodzina Potockich miała ogromne wpływy. Przestał być posłem, sprzedał bratu Ignacemu rodową siedzibę i wyjechał, pozostawiając Potockim dzieci. Syn Karol później będzie później ordynatem i odziedziczy ogromny majątek. Nic nie wiadomo o dalszych kontaktach Mielżyńskiego z dwiema córkami i synem.
Gdy wybuchła I wojna światowa, jako ochotnik wstąpił do niemieckiego wojska. Był znany z szaleńczej odwagi. Gdy został niemieckim oficerem łącznikowym z Legionami Polskimi, poznał Józefa Piłsudskiego.
Kilka lat później właśnie od niego otrzymał Krzyż Orderu Virtuti Militari za udział w walkach wyzwoleńczych.

Zabrakło mu powstańczej wiary

Po zakończeniu wojny Mielżyński ożenił się powtórnie z młodszą o 27 lat córką tureckiego dyplomaty. Turczynka była mu posłuszną żoną, ale Mielżyński znowu rzucił się w wir walki. W 1920 roku wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie szybko awansował, dzielnie walcząc z bolszewikami. W 1921 roku rozkaz rzucił go na Górny Śląsk. Najpierw był zastępcą dowódcy, a potem szefem Dowództwa Obrony Plebiscytu, polskiej tajnej organizacji wojskowej.

W nocy z 2 na 3 maja Dowództwo Obrony Plebiscytu zmieniło się w Naczelną Komendę Wojsk Powstańczych, a Maciej Mielżyński, pseudonim "Nowina-Doliwa", został tym samym pierwszym naczelnym wodzem III powstania śląskiego. Był to szczyt jego wojskowej kariery, a zarazem... jej koniec. Gdy po początkowych sukcesach powstańców niemieckie wojska ruszyły do ostrej kontrofensywy,
Mielżyński zawiódł.
Zabrakło mu wiary w zwycięstwo. Stracił więc zaufanie Wojciech Korfantego, nie miał też żadnego wsparcia wśród powstańców. Zastąpił go hrabia Stanisław Rostworowski (podczas II wojny światowej żołnierz Armii Krajowej, zamordowany przez gestapo), a później uzdolniony Wielkopolanin Kazimierz Zenkteller. Upokorzony Mielżyński przeszedł w stan spoczynku. Nie chciał mieszkać w Wielkopolsce. Osiadł nad morzem w majątku Gołębiewko, hodował konie, był rolnikiem. W czasie II wojny światowej z protekcją dawnego kolegi z niemieckiego wojska wyjeżchał do Wiednia. Gestapo go tam tolerowało, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy. Tam też zmarł w 1944 roku i został pochowany.

Maciej Mielżyński napisał rzetelne "Wspomnienia i przyczynki do historii III powstania śląskiego", ale na Śląsk go nie ciągnęło. Kiedy po dymisji ze stanowiska wodza opuszczał Katowice, nigdy już na ziemię śląską nie powrócił.

Więcej o III powstaniu śląskim czytaj już w sobotę 2 maja.
============06 Autor zdjecia 5 left(9145275)============

============25 Cytat magazyn 18 B(9145276)============

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!