Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Markowski: Wychodzi z nas kibicowskie pragnienie cudu nad Wisłą

Radosław Markowski
mde.politics.ox.ac.uk
Żaden inny mecz nie wywołuje w Polsce takich emocji. Każda konfrontacja "biało-czerwonych" z Rosją - nieważne, w piłce nożnej, siatkówce, czy hokeju - urasta do rangi wydarzenia o ponadsportowym wymiarze. Język komentatorów sportowych zaczyna wówczas przypominać ten, którym posługują się korespondenci wojenni.

Kwestia "my czy oni" przestaje być wyłącznie kwestią sportową, a nabiera wymiaru polityczno-kulturowego. Jeśli my wygramy, to będzie tak jak pod Pskowem, Racławicami i Warszawą w roku 1920. Żadne inne zwycięstwo nie smakuje tak jak wygrana z ekipą "Sbornej" (choćbyśmy mieli przegrać nawet wszystkie inne mecze). Jeśli jednak damy się pokonać, to znów przeżyjemy Maciejowice, rzeź Pragi i 17 września. Gdyby stworzyć listę najchętniej wspominanych chwil polskiego sportu po II wojnie światowej, to poczesne miejsce zajęłyby nasze wygrane z "Moskalami". Czy jednak szukanie "drugiego dna" w meczu piłkarskim jest naprawdę konieczne?

Rozmowa z prof. Radosławem Markowskim, politologiem z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej
Rosyjscy kibice przejdą dzisiaj przez Warszawę. To źle czy dobrze?
Dobrze. Umożliwiając im przemarsz pokazaliśmy, że jesteśmy otwartym, demokratycznym narodem.

Atmosfera wokół dzisiejszego meczu pokazuje jednak, że mamy jakiś problem z "braćmi Moskalami". Czuję się jak na wojnie. Skąd się to bierze? Przecież dawno nie ma u nas rosyjskich wojsk, a Związek Radziecki nie istnieje od 20 lat.
Mamy z Rosjanami historyczne zaszłości - Bitwa Warszawska, Katyń, 17 września, komunizm - a my lubujemy się w rozdrapywaniu takich ran. Chcemy być bardziej pokrzywdzeni aniżeli faktycznie byliśmy. I na ten cały bagaż historycznych doświadczeń z przeszłości nakłada się teraz takie kibicowskie pragnienie "cudu nad Wisłą". Budzi się w nas osobliwa mobilizacja podszyta takim XIX-wiecznym patriotyzmem. Bo choć piłkarsko jesteśmy od Rosjan wyraźnie słabsi, to liczymy, że ten jeden raz uda się nam z nimi wygrać, właśnie dlatego, że piłkarze - jakoby - będą wyrównywać rachunki historii...

Z Niemcami też mamy historyczne zaszłości, też nam w przeszłości sporo krzywdy wyrządzili, też piłkarsko są mocniejsi, a żaden mecz z nimi nie wywołuje takiej atmosfery. Dlaczego?
Dominacja Niemców jest dla nas zrozumiała. Uważamy, że ona ma podstawy kulturowe. Nawet jeśli nas bili na wojnie i okupowali, to gdzieś w nas panowało przekonanie, że przegrywamy z dobrze zorganizowanym, solidnym przeciwnikiem. Dostrzegaliśmy ich cywilizacyjną przewagę. Nigdy natomiast nie potrafiliśmy przełknąć tego, że na naszych wschodnich rubieżach kilkaset lat temu wyrosło państwo, które choć nie przyswoiło sobie demokracji i liberalizmu, to jednak stało się mocarstwem, w pewnych momentach porównywalnym nawet ze Stanami Zjednoczonymi. I stąd tak nas boli, kiedy akurat z tamtej strony dostawaliśmy baty. Dlatego też nie lubimy pamiętać nawet tych Rosjan, którzy byli nam życzliwi. W Warszawie daremnie szukać ulicy Aleksandra Hercena, choć swoją postawą względem Polaków na pewno na nią zasłużył. Takich przykładów jest wiele więcej.

Inne kraje Europy Środkowej w ostatnich kilkudziesięciu latach też miały podobne przejścia ze Związkiem Radzieckim. One również tak rozpamiętują te czasy?
Nie, pod tym względem my jesteśmy absolutnym wyjątkiem. Kompletnie inne stanowisko prezentują chociażby Czesi. Oni długo byli rusofilami i dopiero wydarzenia roku 1968 trochę zburzyły to ich nastawienie. Generalnie jednak oni swojej historii tak nie rozpamiętują jak Polacy. Mówiąc obrazowo: wolą pilnować temperatury piwa w gospodzie, bo wiedzą, że wojska przechodzą ze wschodu na zachód, ale w końcu kiedyś muszą się napić piwa. I dobrze, bo tupaniem nogą z Moskwą nigdy niczego nie ugramy. Więcej utargujemy, jeśli systematycznie będziemy im pokazywać, że potrafimy spokojnie negocjować i wyjaśniać te wszystkie historyczne zaszłości.

A jak się na nas zapatrują Rosjanie? Mają wciąż imperialne ciągotki? Powinniśmy się ich bać?
Ich nie interesują polskie fobie. One stanowią nasz problem, z którym sami musimy sobie poradzić. A Rosjanie orientują się na Berlin czy Waszyngton. Nie na Warszawę. To zwłaszcza dotyczy młodego pokolenia - ono pozbywa się resentymentów. To dotyczy zresztą także polskiej strony. Jeśli spojrzeć na badania opinii społecznej sprzed 20 lat, to widać, że wśród najbardziej nielubianych przez nas nacji byli wówczas ciągle Niemcy, Rosjanie i Żydzi. Dziś te same badania pokazują, że nasz stosunek do Rosjan się ocieplił. Wśród osób starszych ta zmiana jest oczywiście mniej widoczna, ale w sumie nasze relacje - wbrew temu, co można sobie nieraz pomyśleć - wyraźnie się poprawiły.
Rozmawiał Michał Wroński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!