Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebiescy zagrają w finale!

Jacek Srok
Pavol Balaz (nr 20) już w drugiej minucie strzelił gola dla Ruchu, tonąc w ramionach kolegów
Pavol Balaz (nr 20) już w drugiej minucie strzelił gola dla Ruchu, tonąc w ramionach kolegów Fot. Arkadiusz Gola
Ruch Chorzów - Legia Warszawa 1:0

Piłkarze Ruchu po raz ósmy w historii awansowali do finału Pucharu Polski. Chorzowianie sprawili sporą niespodziankę dwukrotnie pokonując w półfinale broniącą tego trofeum Legię. W finale rywalem "niebieskich" będzie Lech Poznań, a spotkanie odbędzie się 19 maja na Stadionie Śląskim.

Dzień przed rewanżowym meczem z warszawianami gracze Ruchu upomnieli się u władz klubu o zaległe wynagrodzenia. Tym, którzy sądzili, że pustki w chorzowskiej kasie osłabią morale drużyny Waldemara Fornalika, gospodarze odpowiedzieli już w 2 minucie gry. Po podaniu Tomasza Brzyskiego sam na sam z bramkarzem Legii znalazł się Pavol Balaz. Słowacki pomocnik "niebieskich" spokojnie ograł swojego rodaka Jana Muchę i strzałem z ostrego kąta do pustej bramki wyprowadził Ruch na prowadzenie!
- Przecież mówiliśmy, że nasze oświadczenie ma charakter informacyjny, a Legii na pewno nie odpuścimy, bo mamy wielką ochotę zagrać w finale na Śląskim - powiedział kapitan Ruchu Wojciech Grzyb, który musiał pauzować za kartki i mecz oglądał siedząc na widowni w towarzystwie piłkarzy Arki Gdynia przygotowujących się do dzisiejszego spotkania ligowego z Polonią Bytom.

Na widowni Śląskiego nie brakowało zresztą wczoraj ludzi związanych z futbolem. Grę chorzowian uważnie obserwował trener Piasta Dariusz Fornalak, który za dwa dni zagra z "niebieskimi" w ekstraklasie, natomiast zespołowi Legii pilnie przyglądał się szkoleniowiec Wisły Maciej Skorża przed niedzielnym szczytem naszej ligi.

Opiekun Legii Jan Urban przed potyczką w Krakowie oszczędzał kilku swoich czołowych graczy. Na ławce rezerwowych zaczęli spotkanie Maciej Iwański, Tomasz Kiełbowicz oraz lider ligowych strzelców Takesure Chinyama. W Ruchu nikt wczoraj jeszcze nie myślał o bardzo ważnym w kontekście walki o utrzymanie się w gronie najlepszych pojedynku z gliwi-czanami, a pojawienie się na boisku po raz pierwszy w tym sezonie w niebieskiej koszulce Grzegorza Domżalskiego wynikało z plagi kontuzji. To właśnie on tuż przed przerwą mógł zresztą przesądzić losy rywalizacji, bo po centrze Nowackiego stanął przed znakomitą okazją na zdobycie drugiej bramki. Popularny "Mały" strzelał z 5 m, ale w tym momencie wyszedł jego brak ogrania, bo trafił wprost w interweniującego Jana Muchę. Chwilę później sam na sam z bramkarzem był Michał Pulkowski, ale i on nie potrafił "dobić" Legii.
Chorzowianie w I połowie grali bardzo mądrze przerywając akcje warszawian faulami daleko od własnej bramki. Ich wejścia nieraz były bardzo ostre, ale po paru takich starciach z gospodarzami faworyzowani gracze Legii wyraźnie nabrali dla nich moresu. Goście atakowali, lecz niewiele z tego wynikało.

Po zmianie stron trener Urban wpuścił na boisko Chinyamę i Iwańskiego potwierdzając przedmeczowe słowa, że zależy mu na zdobyciu Pucharu Polski. Napastnik z Zimbabwe błyskawicznie udowodnił, że jest bardzo groźny, najpierw potężnie strzelając z wolnego, później trafiając piłką w poprzeczkę i wreszcie nie wykorzystując sytuacji sam na sam z bramkarzem Ruchu. Jeszcze lepszą okazję do wyrównania miał Roger, który uderzał głową z 4 m, ale Krzysztof Pilarz znów obronił.

Ruch utrzymał skromne prowadzenie, a trener Fornalik cieszył się, że kontynuuje świetną passę, bo pod jego wodzą chorzowianie nie zaznali jeszcze goryczy porażki. A kibice już śpiewali: "Puchar jest nasz!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!