Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od Plecha do Zmarzlika. Ireneusz Romanek od 40 lat fotografuje największe żużlowe sławy

Bartłomiej Romanek
Bartłomiej Romanek
Ireneusz Romanek od 40 lat fotografuje zawody żużlowe w Polsce i EuropieZobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Ireneusz Romanek od 40 lat fotografuje zawody żużlowe w Polsce i EuropieZobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE ARC
Od czterdziestu lat fotografia żużlowa jest jego wielką życiową pasją, która zabierała w podróż po sportowej Europie. Aby zrobić dobre zdjęcie kładł się na torze przed pędzącym motocyklem i skakał przez płot. Poznajcie Ireneusza Romanka, najstarszego częstochowskiego fotoreportera żużlowego. Poznajcie mojego tatę, z którym dzielę swoją miłość do czarnego sportu.

Czterdzieści lat szybko minęło. Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografowaniem czarnego sportu?

W 1981 roku pierwszy raz dzięki pomocy Marka Cieślaka dostałem się na stadion na samą płytę. Zrobiłem wtedy zdjęcia z meczu ligowego Włókniarza z drużyną z Gdańska, który notabene był bardzo dramatyczny, bo po tym meczu częstochowska drużyna spadła z pierwszej ligi. W drużynie gości jeździł śp. Zenon Plech, który wówczas startował w Anglii. Przyleciał na mecz do Częstochowy i na nowym Weslake’u zdobył komplet punktów. Zenon Plech nie zapinał do końca mankietów skóry, ale nie przeszkodziło mu to ograć wszystkich. Wcześniej próbowałem robić zdjęcia różnymi aparatami, ale zza bandy. Dlatego te pierwsze zawody i rok 1981 traktuję jako początek. Od tego momentu minęło już 40 lat. Pamiętam, że wtedy kierownik parku maszyn, który niestety już nie żyje, bardzo pilnował o to, żeby fotoreporterzy przestrzegali zasad. Bardzo trudno było się dostać na murawę. Wtedy zdjęcia robili m.in. Marek Gadzinowski i Marian Maślanka.

Dlaczego wybrałeś żużel i on stał się Twoją ulubioną dyscypliną sportu?

Zamieszkałem wtedy blisko stadionu i najbliżej na zawody sportowe miałem na żużel. Wcześniej chodziłem na żużel jako kibic, kiedy byłem młodym człowiekiem. Na zawody zabierał mnie mój wujek, bo mój ojciec nie interesował się sportem. Wujek był kibicem Rakowa i Włókniarza. Często z ulicy Krakowskiej wędrowaliśmy małymi uliczkami na stadion, który wówczas mieścił się przy Olsztyńskiej, a nie jak obecnie Żużlowej. Wtedy na stadionie nie było żadnych ławek, siadało się na kamieniach czy gazetach. Tak wyglądał żużel w latach sześćdziesiątych. Później wyprowadziłem się poza Częstochowę, co nieco utrudniło mi chodzenie na mecze żużlowe. Przez te 40 lat, z wyjątkami spowodowanymi sytuacjami życiowymi, starałem się być zawsze na zawodach. Cierpiały przez to moje partnerki, bo kiedy chodziłem na mecze żużlowe, to nie mogłem ich na nie zabierać, bo nie siedziałem na trybunach.

W Częstochowie nie ma już fotoreportera, który ma tak długi staż.

Trochę później zdjęcia zaczął robić Waldemar Deska. Drugi pod względem stażu jest dzisiaj Grzegorz Misiak, który jest dzisiaj fotografem klubowym.

Żużel trzeba lubić, bo to nie jest miły sport do robienia zdjęć. Kurz, hałas, padający deszcz. Nieraz się moknie, nie raz się brodzi w błocie. To Cię nie zniechęcało?

Fotografia żużlowa wymaga sporo wyrzeczeń. Dawniej wiele zdjęć robiło się z płyty stadionu i dzięki temu człowiek dostawał nieco mniej szprycy. Żużel to nie jest sport halowy, to dyscyplina w dużej mierze niekomfortowa zarówno dla fotoreportera, jak i jego sprzętu.

Niebezpiecznie też bywało?

Przy robieniu zdjęć zza bandy, zawsze starałem się kontrolować niebezpieczne sytuacje. Zdarzały się oczywiście sytuację, kiedy trzeba było wiedzieć do kiedy robić zdjęcia, a kiedy się ewakuować. Raz podczas zawodów młodzieżowych, motocykl juniora z Rybnika upadł koło mnie, ale generalnie szczęście mnie nie opuszczało. Moi koledzy byli w niebezpiecznych sytuacjach. Śp. Karol Zagził miał taką sytuację, że Piotr Świst szczepił się z innym żużlowcem i motocykl wjechał na murawę. Byłem świadkiem upadku Sebastiana Ułamka i Lee Richardsona. Ich motocykle szczepiły się i wjechały w bramę, która się otworzyła, a brama uderzyła z całą siłą Marka Soczyka, znaną postać w częstochowskim żużlu. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało.

Zaczynałeś od zdjęć analogowych, które sam robiłeś i sam wywoływałeś.

Tak to wtedy wyglądało. W dobie aparatów analogowych, kiedy za rejestrowanie zdjęć odpowiadała migawka i obiektyw, ustawianie ostrości podczas tak dynamicznego sportu, jak żużel, odbywało się ręcznie. Najczęściej ustawiano ostrość na pewnym fragmencie toru i kiedy najeżdżali zawodnicy, wtedy robiło się zdjęcia. Byli mistrzowie, którzy robili zdjęcia na bardzo wysokich przesłonach i zdjęcia były ostre na wszystkich płaszczyznach. Taki sposób robienia zdjęć był karkołomny. Do początku lat 90. wszystkie zdjęcia robione przeze mnie były robione poprzez ręczne ustawianie ostrości.

Kiedy weszły pierwsze aparaty, które miały system ustawiania ostrości obiektu w ruchu, zdjęcia robiło się łatwiej, zwłaszcza takie, jak upadki. Wtedy powstawało dużo więcej dobrych zdjęć. Wcześniej potrzebna była doza szczęścia. Na początku na zawody brałem dwa filmy 36-klatkowe. Można było zrobić 72 zdjęcia, a dobra była mniej więcej połowa z nich.

Jedno z Twoich najlepszych zdjęć powstało jeszcze w dobie fotografii analogowej. Mówię o fotografii Sławka Drabika na jednym kole.

Zainspirował mnie angielski fotograf, Mike Patrick, który wykonał takie zdjęcie ówczesnemu mistrzowi świata, Hansowi Nielsenowi. Zdjęcie to powstało w Oxfordzie, Mike Patrick leżąc na torze, fotografował jadącego na jednym kole Nielsena. Mike użył do tego kilku rolek filmu, bo miał już wtedy automatyczny aparat, który dawał możliwość zrobienia serii zdjęć.

Podobne zdjęcie w 1992 roku zapragnął mieć Sławomir Drabik, ówczesny lider Włókniarza. Pożyczyłem pełnoklatkowy aparat z firmy, w której pracowałem, umówiłem się ze Sławkiem i zrobiłem mu podobne zdjęcie. Ze Sławkiem ustaliłem, że położę się na torze i z perspektywy żaby wykonam fotografię. Miałem totalnie analogowy, manualny aparat. Wykonałem 4-5 zdjęć, tyle razy Sławek Drabik przejechał koło mnie. Trzy zdjęcia były ostre, a jedno było najlepsze. To zdjęcie przyniosło mi sporo satysfakcji.

Na żużlu jeździ się parą, a o tym zdjęciu można powiedzieć, że to była współpraca pary, Ciebie i Sławka.

Sławek Drabik potrafi wykonać podobne „wheelie” jak Hans Nielsen. Być może sylwetki Hansa i Sławka nieco się różnią, ale zasada jest taka sama. Robienie tych zdjęć było ryzykowne. Mike musiał zaufać Hansowi, a ja musiałem zaufać Sławkowi. Kiedy czytałem wspomnienia Mike’a Patricka, to dowiedziałem się, że kiedy powiedział on swojej ówczesnej żonie o swoim pomyśle, ona odpowiedziała, że nie jest to najlepszy pomysł.

Żużel może być również zabawny co widać na niektórych zdjęciach.

Kiedyś zrobiłem zdjęcia Sławka Drabika w latach osiemdziesiątych. Sławek w skórze Erika Gundersena leży w głębokiej trawie przed meczem ligowym. Sławek zawsze był człowiekiem, który miał duży luz i dystans do tego, co robił. Obrazka zawodnika relaksującego się w trawie w dzisiejszej profesjonalnej PGE Ekstralidze już chyba nie zobaczymy.

Sama skóra ma ciekawą historię. Została kupiona od Erika Gundersena. Była bardzo efektowna, biała z różowymi lampasami. Sławek Drabik na pierwszych zawodach memoriałowych, na których ją założył, miał bardzo poważną kolizję z zawodnikiem Śląska Świętochłowice. Później tę skórę przejął od Sławka Drabika Sebastian Ułamek i z tego co wiem, wystartował w niej w pierwszych zawodach ligowych w Zielonej Górze i złamał rękę.

Inne pamiętne zdjęcie wykonałem podczas meczu ligowego we Wrocławiu. Sławek Drabik w pierwszym łuku bezpardonowo potraktował Sebastiana Ułamka, który o mało co nie spadł z motocykla. Wtedy Rune Holta, który wygrał ten bieg po kapitalnym ataku na ostatnim łuku, widząc co się stało, zjeżdżając z toru, wyciągnął lewą rękę i pokazał Sławkowi Drabikowi środkowy palec. Zdjęcie udostępniłem lokalnym mediom, ukazało się w prasie. Rune Holta, kiedy pokazałem mu to zdjęcie, mówił, że to był „szalony Sławomir Drabik”. Dzisiaj gdyby coś takiego się wydarzyło, byłyby kary, zainteresowanie telewizji, wtedy były to zupełnie inne czasy.

Są żużlowcy, których lubisz fotografować?

Zawsze ciekawe zdjęcia wychodziły, kiedy się fotografowało Tomka Jędrzejaka, który już niestety nie żyje. To był zawodnik, który miał bardzo podobną sylwetkę do Sławka Drabika. Tomek Jędrzejak był jednym z takich zawodników. Koniecznie trzeba też wymienić Tomka Golloba, który na motocyklu zachowywał się w sposób nietuzinkowy. Jedno z ciekawszych ujęć Tomka Golloba pochodzi z próby toru, kiedy jechał na motocyklu swojego brata Jacka Golloba.

Bartosz Zmarzlik, dwukrotny mistrz świata, dzisiaj jest już bardzo dojrzałym zawodnikiem. Ale w 2004 roku zrobiłem mu zdjęcie na minitorze. Bartek Zmarzlik ma na nim przejętą, zatroskaną minę. W jednym z albumów, które zrobiłem, zapytałem, czy kiedyś będzie mistrzem świata. Jak się okazuje, było to pytanie prorocze, bo Bartek Zmarzlik jest już dwukrotnym mistrzem świata.

Niestety podczas swojej przygody z fotografią żużlową robiłem zdjęcia utalentowanym zawodnikom, których karierę przerwała poważna kontuzja. Kiedyś na minitorze zrobiłem zdjęcia Darcy’emu Wardowi, który wtedy nie zaliczył udanych zawodów, a później był świetnym żużlowcem.

Romanek to nazwisko żużlowe, bo świetnym zawodnikiem był nieżyjący już Łukasz Romanek z Rybnika.

Bardzo ciepło wspominam Łukasza, który był moim „nazewnikiem”. Poznałem go z Tobą i Twoim bratem. Zawsze podczas zawodów zamieniałem z nim kilka słów, mam wiele jego zdjęć.

Żużel to niebezpieczny sport. Utkwił Ci w pamięci któryś z upadków?

Takich upadków było sporo. Przez wiele lat miałem dobry kontakt z Sebastianem Ułamkiem. Jeździłem wraz z jego fanami na zawody w całej Europie. Na pewno niebezpieczne sytuacje torowe z jego udziałem źle na mnie oddziaływały.

Żużel jest niezwykle emocjonującym sportem. Pamiętam 1996 rok i mecz finałowy w Toruniu, kiedy Włókniarz miał szansę na kolejny tytuł mistrza Polski. Tak byłem wtedy naładowany emocjami, że po kolejnym dobrym biegu Włókniarza, poczułem, że za chwile zasłabnę. Dopiero po chwili stwierdziłem, że trzeba mieć do tego większy dystans, bo sport to jednak zabawa.

Podczas podróży po Europie na pewno spotykały się niespodziewane przygody.

Jedną z najciekawszych miałem w niemieckim Pocking, gdzie pojechałem robić zdjęcia i wspierać Sebastiana Ułamka. Niestety nie miałem akredytacji na te zawody. W jednym z biegów Sebastian Ułamek został ostro potraktowany przez Armando Castagnę, wyprostowało mu motocykl i wjechał w bandę, przebijając ją w miejscu, w którym stałem. Banda się wyłamała, zrobiło się zamieszanie, postanowiłem to wykorzystać, usiłując dostać się na tor i do parku maszyn. Skończyło się to tym, że zostałem wyprowadzony przez kierownika parkingu poza stadion. Zawody trwają, ja jestem poza stadionem i nie mając wyjścia, musiałem sforsować ogrodzenie, aby wrócić na stadion na swoje miejsce. W latach 90. robiłem wiele zdjęć w sposób hobbystyczny bez akredytacji z miejsc na widowni. Bardziej aktywny byłem w latach 2003-2012, kiedy działałem jako fotoreporter klubowy, dostarczając większość materiałów zdjęciowych. Wtedy zaczęto dostrzegać mnie w innych mediach i wtedy przestałem mieć problemy z akredytacją.

Mike Patrick to na pewno jeden z fotoreporterów żużlowych, który Cię inspirował. Kogo jeszcze warto wymienić?
Trudno jest mi oceniać kolegów, bo uważam, że wszyscy wkładają w to serce, swoje umiejętności, pasję. Zawsze starałem się dorównywać sprzętowo tym najlepszym, począwszy od analogów po aparaty cyfrowe. Trochę ich w życiu zmieniłem. Na pewno jednym z czołowych fotoreporterów w Polsce jest Jarek Pabijan, który robi to zawodowo i tylko tym się zajmuje. Miałem też swoich mentorów. Tak się złożyło, że to koledzy z Tarnowa. Inspiracją sprzętową i pomocą służą mi zawsze Tomasz Sobczak i Paweł Wilczyński. Dzięki Tomkowi Sobczakowi, miałem okazję poznać w 2009 roku brytyjski speedway. Byłem na Grand Prix w Cardiff, ale byłem również uczestnikiem mistrzostw Walii, specyficznych zawodów. To już smaczek brytyjskiego żużla, pełny luz i inne podejście do zawodów. Kibice angielscy bardzo doceniają to, co żużlowcy wyprawiają na motocyklach.

Pasją zaraził Cię wujek, a ty pasją zaraziłeś swoich synów.

Faktycznie ty jesteś dziennikarzem, Kuba zajmuje się udostępnianiem moich archiwalnych, anologowych zdjęć, aby przypomnieć piękną historię żużla. Po latach odzywają się bohaterowie tych zdjęć, co jest bardzo miłe. Te zdjęcia otrzymały drugie życie. Portal nazywa się „Retro Speedway”, a założeniem jest, aby prezentować zdjęcia do 2009 roku.

Czterdzieści lat minęło, ale nie zamierzasz odkładać aparatu.

Staram się nadal robić zdjęcia, chociaż w czasach pandemii jest to nieco uciążliwe. Robimy zdjęcia zza ogrodzenia i nie do końca perspektywa tych zdjęć jest odpowiednia. Nie zawsze mi się to podoba, ale dobrze, że w ogóle możemy nadal fotografować zawody żużlowe, bo przez pandemię nie możemy robić zdjęć z murawy czy pasa bezpieczeństwa.

Dzisiaj łatwiej zajmować się fotografią żużlową, bo sprzęt znacznie poszedł w górę. Są bardzo dobre aparaty, które wykonują serię zdjęć, często udanych, bo systemy wychwytywania ostrości są znacznie lepsze. Kiedyś jak wykonałem 72 zdjęcia i połowa z nich była dobra, to byłem zadowolony, a teraz na przeciętnym meczu ligowym robi się pomiędzy 800 a 100 zdjęć. Teraz wybór dobrych zdjęć jest o wiele prostszy. Zawsze starałem się robić zdjęcia w swoim stylu, może nie były one zbyt kreatywne, ale zawsze miałem swój sposób patrzenia na żużel.

Myślę, że każdy z moich kolegów fotoreporterów, robiących zdjęcia żużlowe, liczy na to, że zrobi zdjęcie życia. Mój kolega Jerzy Kleszcz, świetny fotoreporter, przyjeżdżał niechętnie na żużel, robił zdjęcia, ale nie był zachwycony tym sportem. I co najciekawsze, Grand Prix fotografii sportowej otrzymał właśnie za zdjęcie żużlowe z upadku Tony Rickardssona i Sebastiana Ułamka w Częstochowie. Jak ktoś ma szczęście i jest w dobrym miejscu, to zrobi wiele świetnych, żużlowych zdjęć. Jedyne czego mi brakuje to luzu podczas zawodów. Obecnie zawody żużlowe są bardzo profesjonalne, wszystko zgodnie z regulaminem. Brakuje trochę zabawy, mamy ograniczony dostęp do żużlowców. Wcześniej można było oglądać całą otoczkę zawodów w parkingu, teraz tego niestety brakuje. 40 lat szybko minęło, ale nadal zamierzam fotografować żużel. Mam jeszcze inną pasję – to zdjęcia samolotów i statków powietrznych. Niestety także tutaj pandemia odcisnęła piętno, bo ubyło pokazów lotniczych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera