Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Organy na krańcach świata”. Marek Stefański w rozmowie z Mateuszem Borkowskim [RECENZJA]

Magdalena Nowacka - Goik
Organy to instrument niezwykły. Chyba jak żaden inny budzi szacunek, respekt. Nieodmiennie kojarzy się z sferą głębokiego sacrum (chociaż nie zawsze tak było i… nie zawsze tak jest). Swoją potęgą brzmienia sprawiają, że słysząc tę muzykę , mimowolnie skłaniamy głowę.

Nie sposób oczywiście nie podkreślić, że to właśnie muzyka organowa towarzyszy podczas wyjątkowych chwil w naszym życiu. Tych radosnych, ale i tych będących czasem zadumy oraz refleksji.

Wyjątkowość tego instrumentu polega także na tym, że organy przynależą do danego miejsca. Często od setek lat. Kryją w sobie tajemnice ludzkich wzruszeń. Artysta muzyk peregrynuje, aby ożywić je, tchnąć ducha przy pomocy swojego talentu i umiejętnościami. Czasem też obudzić...

O tych wędrówkach organisty, tajemnicach instrumentu, o ludziach różnych kultur, emocjach, odbiorze muzyki organowej, ale też po prostu odbiorze muzyki, jest wywiad-rzeka Mateusza Borkowskiego (muzykolog, dziennikarz, autor m.in. książki „Złota klatka", rozmów z Michałem Znanieckim o pracy reżysera nad operą) z Markiem Stefańskim ( krakowskim artystą, mistrzem współczesnej organistyki) pt. "Organy na krańcach świata".

W pierwszej chwili, kiedy usłyszałam ten tytuł, miałam wrażenie, że już go słyszałam. Czyżby analogia do „Kobiety na krańcu świata” (program i książka) dziennikarki i podróżniczki Martyny Wojciechowskiej? Coś może w tym jest, bo jej autorzy faktycznie zabierają nas do wyjątkowych miejsc i pokazują z różnych perspektyw.

Książka ukazała się właśnie na rynku, wydana przez krakowskie wydawnictwo PETRUS.
I tę magię Krakowa czuć tu na każdym kroku. No bo w końcu rozmawiają dwaj mieszkańcy tego miasta, w którym mieści się bazylika Mariacka z wyjątkowymi organami...

Jak zostałem muzykiem? Nie wiem…
Marek Stefański to postać bardzo dobrze znana w środowisku związanym z organistyką, i to na skalę światową, prawdziwy wirtuoz, ale książka, którą stworzył wspólnie z Mateuszem Borkowskim nie jest naukowym traktatem, adresowanym do wąskiej grupy specjalistów.

Bohater imponuje oczywiście swoim artyzmem i wiedzą oraz wręcz spektakularną pamięcią (nazwiska, tytuły, daty!), jednak forma, którą nadano tej książce przypomina w dużej części gawędę, gęsto okraszoną zabawnymi anegdotami i spostrzeżeniami.

Zaczynamy jednak od samego początku, czyli od tego, jak… zostaje się organistą. Co ciekawe, warto wspomnieć, że od pracy z tym instrumentem swoją karierę zaczynało większość kompozytorów oper. Zapanowanie nad organami wymaga więc umiejętności, ale też często łączy się z chęcią improwizacji, kreatywności. I chociaż dziennikarz na pierwsze pytanie "jak to się stało, że zostałeś muzykiem?" słyszy odpowiedź " po prostu tego nie wiem", niech czytelników to nie zmyli. Bo tak naprawdę, dróg i przesłanek do wyboru tego zawodu było co najmniej kilka. Wśród nich mocno metaforyczne, nawet można zaryzykować, że bardzo ze sfery sacrum, w postaci nagłego "olśnienia" podczas kontaktu z organami. Ale pewną rolę odegrała tu także nieco "złośliwa" bezhabitowa siostra zakonna...

Potem jednak była już ciężka praca, intensywna nauka i wsparcie wspaniałych pedagogów, o których Marek Stefański mówi wiele. Opis życia ucznia szkoły muzycznej, a później studenta pokazuje, że w zasadzie od samego początku artysta podchodził do wyboru swojej artystycznej drogi bardzo odpowiedzialnie, poważnie i z ogromną determinacją. Z tych wspomnień mocno czuć atmosferę Krakowa. Razem z młodym Markiem wybieramy się na lekcję organową, poprzedzoną jednak studiami nad językami obcymi i łaciną, historią i teologią. A odpytywanie odbywało się przy serniku i czekoladzie na gorąco w Kawiarni Literackiej przy Plantach. Bohater wspomina Akademię Muzyczną, która mieściła się wtedy przy ulicy Starowiślnej 3, a studenci muzycy dzielili tę przestrzeń z studentami PWST.
W windzie spotykano więc profesorów: Jerzego Stuhra, Annę Polony, Dorotę Segdę czy Jana Nowickiego.

Moje serce to muzyk podróżujący

Szybko przyszły okazje do pierwszych koncertów, a Marek Stefański przyznaje, że od początku widział się jako muzyka podróżującego, który poznaje organy na krańcach świata.
W jego przypadku to krańce faktycznie odległe; zabytkowe kościoły, jak słynna katedra paryska Notre-Dame, gdzie spędził sam nocą kilka godzin, ćwicząc przed koncertem - sytuacja pełna mistycyzmu. Także wielkie sale koncertowe czy bardzo kameralne, prywatne koncerty. Podczas jednego z takich zaproszeń, grał w starofrancuskim salonie, a gospodyni po występie podarowała mu… jeża wykonanego z masy i naszpikowanego zielonymi kolcami. Okazało się, że w każdym z nich znajdował się… banknot pięćdziesięciodolarowy. Kolców było sporo. O mały włos, gdyby nie to odkrycie, jeż mógłby zostać w hotelu, bo wydawał się nieco zbędnym bagażem.

Opowieści o podróżach koncertowych , to zarówno sensacyjne historie, jak i wzruszające historie ludzi, dla których często uczestniczenie w takim koncercie stanowiło niecodzienną porcję najgłębszych wzruszeń, które daje jedynie słuchana na żywo muzyka.
Marek Stefański opisuje mentalność swoich słuchaczy, rodzaj wrażliwości, warunki w jakich żyją, ich reakcje i to, czym dla nich jest taki kontakt z organami. To także opowieść o niezwykłych przyjaźniach i o tym, jak muzyka potrafi łączyć.

Z drugiej strony poznajemy historie samych instrumentów, zarówno tych w wielkich salach koncertowych czy katedrach, ale także w małych, zapomnianych kościółkach, gdzie czasem znajdują się organy przepiękne, wyjątkowego brzmienia i o historycznej wartości.
Jest sacrum, ale i jest i profanum. Dwa oblicza organów i świata.

Razem z Stefańskim i Borkowskim podróżujemy w głąb Rosji, jedziemy na Ukrainę, Litwę, Białoruś i Gruzję. Zwiedzamy Europę Zachodnią, Amerykę Południową, USA, jest przystanek Korea oraz Izrel. Ale wędrujemy także przez Polskę i oczywiście spacerujemy po krakowskich kościołach, słuchając brzmień instrumentu...

Zaproszenie do rozmowy

Wiedza, pamięć, artyzm i doświadczenie - to na pewno składa się na tę książkę. Ale jak wybrać z tego bogactwa to, co najważniejsze. Połączyć w przekazie fakty z anegdotami, informacje historyczne z refleksją? Na to trzeba być świetnym dziennikarzem, sprawnym pisarzem i muzykologiem z pasją. Takim właśnie jest Mateusz Borkowski. Momentami, delikatnie "dyscyplinuje" swojego rozmówcę, nadaje ton rozmowie, porządkuje. Jest równorzędnym twórcą, bez którego czytelnik mógłby się nieco zagubić w niewątpliwie ogromnych i niesamowicie ciekawych wspomnieniach bohatera. Tymczasem nic takiego tu nie ma. I nie jest to ani "odpytywanie", ani "spisywanie" opowieści. To rozmowa, której my, czytelnicy, jesteśmy świadkami.

Nie ocenia się książki po okładce, ale ja się z tym nie zgadzam. Okładka oczywiście ma swoje znaczenie. I w tym przypadku jest dodatkowym impulsem, aby sięgnąć po „Organy…”. Zgrabny, poręczny format, twarda oprawa i zdjęcie na okładce (autor zdjęcia Konrad Mika, projekt okładki Artur Falkowski), a nawet sama kolorystyka - idealnie pasują do tematu. Do organów właśnie - ich eleganckiego stylu. Zdecydowanie na plus.

"Organy na krańcach świata". Marek Stefański w rozmowie z Mateuszem Borkowskim. Wydawnictwo PETRUS, 2019 rok

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!