Pikieta pod Kauflandem w sprawie podwyżek ZDJĘCIA

Demonstracje zorganizowano w obronie praw pracowników super i hipermarketów.

- Pracownicy jeszcze boją się głośno upominać o swoje, jesteśmy tu, by ich wesprzeć - twierdzi Mariusz Szewczyk koordynator ds. organizowania pracowników w handlu Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności. - Dostają po 1110 -1200 zł na rękę, przez wiele lat pracują na umowy określone, a pracują w trudnych warunkach. W weekendy kasjerkom przechodzi przez ręce ponad 2 tony towaru. A wystarczy spojrzeć na ich siedziska, na tym się nie da wygodnie usiąść. Panie stoją po 8-10 godzin, cierpią ich kręgosłupy, puchną nogi - dodał.

W pikiecie wzięli udział związkowcy także z innych sieci handlowych i central górniczych.

- Pracodawcy traktują pracowników jak maszynki do robienia pieniędzy a związki zawodowe jak zło konieczne - mówiła Grażyna Waczyńska z Solidarności w sieci Real - Nie jesteśmy przeciw rozwojowi firm, ale musi się to dokonywać w cywilizowany sposób z poszanowaniem ludzkiej godności - dodała.

Protestujący apelowali do klientów marketu, by swój sprzeciw wobec panującym tam warunkom pracy wyrazili oddając swój głos na stronie www.UsmiechnietaKasjerka.pl

Kupujący w markecie sami przyznawali, że praca pań przy kasie to ciężki kawałek chleba. - Na ich miejscu też bym protestowała. Nam klientom nie dają nic odczuć, zawsze są miłe, uczynne, ale wiele się słyszy w jakich warunkach pracują - mówi Elżbieta Giemza z Rudy Śląskiej, stała klientka Kauflandu.

Na czwartek w siedzibie spółki Kaufland Polska we Wrocławiu zaplanowano rozmowy między zarządem a stroną związkową.

- Na razie rzucane są ogólnikowe hasła. Z nie wszystkimi się możemy zgodzić. Jesteśmy jednak otwarci na dyskusję - twierdzi Jarosław Kaduczak, rzecznik Kaufland Polska sp. z o.o.