Okazało się, że mężczyzna zmarł na zawał serca. Stało się coś szokującego - gdyby Zbigniew B. trafił z objawami zawału do izby przyjęć, pewnie dostałby szybką pomoc. Ale zawał dopadł go w szpitalnej sali. Nie doczekał się tam ratunku.
- Opinia biegłych jest zgodna z naszym odczuciem. Nikt nie ratował mu życia, chociaż bardzo cierpiał. Miał boleści, konwulsje, tracił przytomność, spadał z łóżka. Krzyczał, że umiera i że bardzo go boli. Nawet przepraszał, że robi kłopot. Ogarniała mnie rozpacz, że pielęgniarki i lekarze są tak obojętni. Nie przejmowali się nim, nie słuchali. Na moje błagania, żeby mu pomóc, nie było reakcji. A czułam, że liczy się każda minuta - mówi Bożenna Kontek, nauczycielka, która była świadkiem konania mężczyzny. Po jego śmierci złożyła zeznania w prokuraturze.
Policję zawiadomili inni świadkowie, Piotr i Barbara Łuczakowie, którzy odwiedzali ojca. Zbigniew B. leżał w tej samej sali. Niedawno owdowiał, nie było przy nim rodziny. Dlatego to oni starali się mu pomóc.
- Mimo naszych interwencji, nikt z personelu nie przychodził, nie badał go. Wobec nas byli niegrzeczni. Pacjent krzyczał z bólu, nie mogłam tego znieść. W końcu zmusiłam pielęgniarkę, żeby poszła po lekarza. Nie pomógł. Zachował się rutynowo, podał tlen, kroplówkę i pytał, czy chory pali. A ten człowiek umierał! - denerwuje się Barbara Łuczak.
Nie może pogodzić się z tym, że 51-letni człowiek zmarł w szpitalu bez prób ratowania mu życia. Dopiero gdy kończyła się agonia, pojawiła się grupa reanimacyjna. Było już za późno.
- Otrzymał normalne leczenie, gdy mu się pogorszyło, zleciłem badania w trybie pilnym. Miałem krótki kontakt z tym pacjentem, przywieziono go z innego oddziału. Dyżurowałem wtedy na dwóch oddziałach. Zrobiłem, co mogłem - ocenia Jarosław Zdrzalik, lekarz.
Policja w Zawierciu przyjęła zawiadomienie o przestępstwie niedopełnienia obowiązków przez pielęgniarki i lekarzy. Śledztwo podjęła Prokuratura Rejonowa w Zawierciu. Natychmiast zabezpieczono dokumentację (na co skarżył się szpital) i zlecono sekcję zwłok. Szpital twierdził, że pacjentowi nie można było pomóc.
- Od waszej redakcji dowiaduję się, że sekcja wykazała zawał. To dla nas duże zaskoczenie. Z naszych dokumentów wynika, że takiej diagnozy w ogóle nie było. W dodatku ten chory, według relacji personelu, nie skarżył się na ból - tłumaczy Czesław Kawecki, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Powiatowego w Zawierciu. - Ale mogło dojść do pomyłki. W szpitalu jest 90 lekarzy, ja ich nie dyscyplinuję. Może niektórzy minęli się z powołaniem. Pracujemy w ciężkich warunkach, w stresie, mamy mnóstwo pacjentów, a mało pieniędzy - dodaje.
Po tym zdarzeniu dyrekcja szpitala zorganizowała jednak spotkanie z pracownikami, tłumacząc, że muszą wykazać się nie tylko wiedzą, ale i sercem. Bo jeśli okaże się, że chorego można było uratować szybko reagując, to szpital znajdzie się w trudnej sytuacji.
Zbadają to kolejni biegli zakładu medycyny sądowej, jednej z najlepszych klinik w kraju. Prokuratura w Zawierciu dostarczyła im wyniki badań histopatologicznych, dokumentację szpitalną, zeznania świadków i personelu medycznego. Wyniki będą gotowe za kilka miesięcy.
Bożenna Kontek podkreśla, że sprawa może wpłynąć na lepsze traktowanie pacjentów: - Kiedy zeznawałam w tej sprawie w izbach lekarskiej i pielęgniarskiej, spotkałam się z prawdziwym współczuciem. Nie wszyscy lekarze są tak obojętni wobec cierpiących, jak w zawierciańskim szpitalu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?