Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Racibórz: Strażak - legenda przechodzi na emeryturę

Joanna Wieczorek
Joanna Wieczorek
Mł. bryg. Jan Krolik w straży pożarnej służył 34 lata
Mł. bryg. Jan Krolik w straży pożarnej służył 34 lata Stanisław Borowik
Mł. bryg. Jan Krolik żegna się z Państwową Strażą Pożarną w Raciborzu. W straży służył dokładnie 34 lata i jeden miesiąc. Ostatnie lata spędził w jednostce w Raciborzu, gdzie pełnił funkcję zastępcy komendanta. Wcześniej służył w jednostkach w Rydułtowach i Wodzisławiu Śląskim. Mnóstwo przeżyć i wspomnień, którymi podzielił się z dziennikarką Dziennika Zachodniego. Przeczytajcie wywiad.

Powódź w `97 roku, największy test chyba w Waszej historii…

W niedzielę rano o 6.00 dostałem zgłoszenie. Ubrałem się i powiedziałem żonie, że spotkamy się o 10.00 w kościele. Byłem przekonany, że pojadę tylko skonsultować działania i wrócę. Wróciłem po 3 tygodniach. Pamiętam szczególnie zdarzenie z Gorzyc. Strażacy zapytali, czy mogą wodą umyć kościół, bo zostało tam pełno błota. Zgodziłem się. Przyszły ich żony i rozkołysały mojego fiata, jak w amerykańskich filmach, i pytały jakim prawem leję wodę, skoro ze wsi ta woda jeszcze nie zeszła. To jest tak: ludzie pamiętają to co złe, ale wdzięczni są nam za to, co robimy dla nich dobrego.

Łezka kręciła się w oku, podczas oficjalnego pożegnania Pana w komendzie w Raciborzu?

Była radość z tego, że udało mi się szczęśliwie pracować do samego końca. Na pewno ze strażą się nie żegnam, bo zostałem wybrany prezesem gminnej straży. Na dniach ma nastąpić przekazanie obowiązków. To pożegnanie jeszcze trochę potrwa (śmiech), bo spotkamy się jeszcze po żniwach i wtedy będzie można spokojnie usiąść i powspominać dawne czasy. Czeka na mnie jeszcze jednostka w Rydułtowach. Chłopcy, z którymi spędziłem 26 lat, najpierw pracując jako strażak szeregowy, później dyspozytor, następnie dowódca zmiany i dowódca jednostki. Związałem się nie tylko z samymi strażakami ale także z mieszkańcami: Rydułtów, Radlina i Pszowa. Nieraz dzwonili i mówili „przyjedź Jasiu”. Jeśli był czas, to trzeba było go wygospodarować na spotkania z mieszkańcami. Ktoś może powiedzieć, ze jestem wybuchowy i nerwowy .To fakt. Ale cały czas staram się słuchać innych i siebie otworzyć. Bo jeśli siebie nie otworzę, to znajomi i przyjaciele nie będą wiedzieli czego mi brakuje.

Jak to się stało, że Pan w ogóle w straży się pojawił?

Razem z kolegą skończyliśmy Technikum Mechaniczne w Raciborzu. Zastanawialiśmy co dalej w życiu robimy? Obaj mieliśmy gospodarstwo. Niedaleko była jednostka wojskowa. Może się wojsko na to obrazić co powiem ale tak było, uważaliśmy, że ta służba to 3 lata zmarnowane. Na kopalnię nie poszedłem, bo zamierzałem pracować na powierzchni. Tak wymyśliłem, że wojsko odrobię jako poborowy w straży pożarnej.

Przekornie zapytam najpierw czy jest akcja, lub dzień, który Pan wspomina z uśmiechem na twarzy?

Było tego mnóstwo.

A jakby wybrać to jedno wspomnienie…

Zaskoczę Panią, sytuacja z powodzi w 2010 roku. Był taki moment, że nasz strażak z OSP wyrzucił do Odry niemiecką sondę. To było kosztowne urządzenie. Strażak przechodził, stwierdził że to jakieś „badziewie”, bo druty wystają. Wziął, zerwał i przerzucił za wał. Potem trzeba było sondy szukać.

Ratowanie kotów?

Z ratowaniem kotów nie mieliśmy problemów, bo zawsze jakoś dyspozytor dobrze do tego podchodził, mówił że to okres godowy i tak musi być. „Jak wloz, to musi zlyźć”.

Najbardziej dramatyczna akcja?

Było kilka. Jedna w Syryni, druga z pewnością w Rydułtowach na osiedlu Orłowiec, gdzie zginęły dwie osoby. Zrobili to, czego nie powinni zrobić. Najprawdopodobniej wypalali tłuszcz i najprawdopodobniej zapaliła się patelnia, i ta Pani polała ją wodą. Całe mieszkanie w momencie znalazło się w ogniu. Najgorsze zdarzenia są z dziećmi, wypadki komunikacyjne. Człowiek ma przecież w domu dzieci. Na jednej z akcji był mój syn i tak pomyślałem, tutaj jest moje dziecko, które wybiera się na dyskotekę, a w tym wypadku, też był czyjś syn, który wybierał się na dyskotekę i na nią nie dotarł… Cieszymy się, że było wiele takich akcji, w których wydawałoby się, że nie da się nikogo uratować a nam się udało. Taka był akcja na ulicy Barwnej w Rydułtowach. Gdzie udało nam się uratować dwójkę dzieci.

Poczucie bezsilności też czasami było?

W ten sposób nie można do tego podchodzić. Robiliśmy zawsze tyle ile można było. Powódź w `97, nic nie mogliśmy zrobić, przecież zalało ludziom pomieszczenia. Pomagaliśmy na tyle, na ile można było. Miałem taką sytuację, gdy mężczyzna pod wodą stracił wszystko, miał pretensje do mnie jako do dowódcy. Gdy byłem odwrócony tyłem chwycił za młotek i chciał mnie uderzyć, dobrze że wcześniej rzucił jeszcze niecenzuralnym epitetem, bo mogłem wykonać unik. Potem przepraszał.

*Transformersy zniszczą Katowice. Tak to ma wyglądać ZDJĘCIA
*Miss Polski 2016 OTO FINALISTKI Zobacz zdjęcia
*Wakacje za granicą: Tych krajów unikaj i nie jedź. MSZ ostrzega. Są zaskoczenia
*Najlepsze baseny w województwie śląskim [TOP 10 BASENÓW]
*W pełni wyposażone mieszkanie w centrum Katowic może być Twoje! Dołącz do graczy loterii "Dziennika Zachodniego"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!