Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recepta na Wielkie Derby Śląska? Sen, seks i kopniak w tyłek

Marcin Zasada
Rafał Grodzicki, kapitan Ruchu, ma 27 lat. Jest obrońcą.- W dwóch meczach u siebie założyliśmy zdobycie sześciu punktów. Mamy za sobą pierwszą część planu, drugą musimy wykonać w spotkaniu z Górnikiem - zapowiada bojowo.Większość piłkarzy Ru-chu, noszących opaskę kapitana, odchodziła z drużyny. - Nie zamierzam pójść w ich ślady - deklaruje Grodzicki.
Rafał Grodzicki, kapitan Ruchu, ma 27 lat. Jest obrońcą.- W dwóch meczach u siebie założyliśmy zdobycie sześciu punktów. Mamy za sobą pierwszą część planu, drugą musimy wykonać w spotkaniu z Górnikiem - zapowiada bojowo.Większość piłkarzy Ru-chu, noszących opaskę kapitana, odchodziła z drużyny. - Nie zamierzam pójść w ich ślady - deklaruje Grodzicki. Marzena Bugała
Co przed derbami śniło się Cieślikowi? Na co alergię miał Matysik? Który piłkarz Górnika nie mógł spać przed meczem z Ruchem? Na kogo z Ruchu dobrze działał seks? To wszystko zdradziły Marcinowi Zasadzie żony słynnych piłkarzy z Zabrza i Chorzowa.

Giuseppe Bergomi, gwiazda Interu Mediolan z lat 80. i 90. był Włochem wyjątkowo spokojnym. Ale przed derbami z AC Milan zamieniał się w działa Nawarony i jak wspominała jego żona, na sam widok krwisto-czarnych barw rywala zaciskał zęby, wargi i pięści. Nie należało wtedy Giuseppe pytać, czy woli na obiad pesto zielone czy czerwone. A gdy kurz na polu bitwy opadał, znów był spokojnym Peppe i nucił przeboje Drupiego i Toto Cotugno.

Śląscy piłkarze nigdy nie jedli pesto, nie śpiewali makaroniarskich hitów, a zęby zagryzali tylko ci, którzy je mieli. Derby Górnika Zabrze z Ruchem Chorzów też przeżywali po śląsku - emocje tłumili głęboko w środku, a żonie najczęściej nie dawali odczuć przedmeczowej nerwowości. To zresztą zrozumiałe, bo w śląskim domu najłatwiej było o kontuzję, gdyby żona niepokornemu mężowi chciała przypomnieć z kuchennym wałkiem w ręku, że on ma derby dwa razy w roku, a ona gotuje codziennie.

- Mąż zawsze był spokojny, bo i czym miał się denerwować jak tak dobrze grał? O meczach w domu dużo nie mówił, tylko czasem śniły mu się rzuty karne - wspomina Krystyna Cieślik, małżonka Gerarda Cieślika, legendy chorzowskiego Ruchu.

Podobno pan Gerard trafiał nawet przez sen, ale sypiał przed Górnikiem dobrze. Podobnie zabrzański idol Włodzimierz Lubański przed meczami z Ruchem. On po drugiej stronie lustra zrywał poprzeczki niczym Laguna w "Piłkarskim pokerze". I też spał jak niemowlę.

- To ja byłam bardziej nerwowa. Więc może lepiej, że Włodek najczęściej bywał na zgrupowaniach przed takimi meczami - przyznaje jego żona, Grażyna Lubańska.

Co innego Zygmunt Anczok, piłkarz zabrzańskiej ekipy, nazywany najwybitniejszym lewym obrońcą w dziejach polskiego futbolu. - On raczej kumulował emocje w sobie, więc w nocy przed derbami przewracał się w łóżku z boku na bok. Czasem godzinami nie mógł zasnąć - opowiada Maria Anczok, żona pana Zygmunta.

Seks przed meczem o prymat na Śląsku? Byli tacy, którzy woleli zbliżenie z taktyką i koncentrację, którą zgruchotać mogła choćby jedna pikantna myśl. No i siły. Je też trzeba było oszczędzać, bo rywal każdą słabość gotów był wykorzystać.

- O seksie nie było mowy, bo mąż był przed takim meczem skoszarowany na zgrupowaniu. Zresztą o godzinie 22 już było gaszenie światła i spanko - uśmiecha się Monika Wyrobek, żona Jerzego Wyrobka, byłego świetnego piłkarza i trenera Ruchu.

Inną filozofię wyznawał jego znakomity podopieczny z ostatniej złotej drużyny z Cichej, która w 1989 roku zdobyła mistrzostwo Polski. Jak mówi Ewa Wira, jej Albin przed derbami nie zachowywał się w domu inaczej niż zwykle.

- Był skupiony, ale bez nerwów. Sypiał też godzinę w ciągu dnia. A seks? Zawsze dobrze działał - zaręcza pani Ewa.

Albin Wira mógłby uczyć zachodnie gwiazdy przedmeczowego pragmatyzmu. Gwiazdy - zniewolone piłkarskimi przesądami. John Terry, podpora londyńskiej Chelsea i reprezentacji Anglii, w klubowym autokarze zawsze siedzi na tym samym miejscu, getry zawsze obwiązuje tasiemką trzykrotnie i zawsze słucha tej samej płyty w drodze na stadion. Rene Higuita, ekscentryczny gwiazdor z Kolumbii miesiącami nosił te same, szczęśliwe niebieskie majtki. A były bramkarz kadry Argentyny, Sergio Goycochea wierzył, że umiejętności i szczęście zawdzięcza sikaniu na boisku. Działało, bo w 1993 roku Argentyna zdobyła Copa America.

- Wstawanie prawą nogą, wiązanie buta lewą ręką... Z tego mąż tylko żartował - zdradza Ewa Wira.
Poważniej do rytuałów podchodzili jego koledzy z Cichej. Barbara Wystyrk-Benigier, żona Jana Benigiera, snajpera wyborowego Niebieskich, przypomina, że jej małżonek zawsze musiał dostać przed derbami solidnego... kopniaka w tyłek. Na szczęście.

- Jak jechał na stadion, to wypatrywał na drodze auta z nowożeńcami. Weselny orszak zawsze zwiastował powodzenie na boisku. Przed meczem z Górnikiem potrzebny był każdy atut. Bo porażka u siebie była gorsza od przegranego finału mistrzostw świata - mówi pani Barbara.

Jan Urban, wyborny napastnik Górnika z lat 80. przesąd miał tylko jeden. Bez obaw, niegroźny.
- Przed derbami nie można było dotykać jego rzeczy, które sam pakował do torby na mecz. Poza tym był oazą spokoju - wspomina jego małżonka Małgorzata Urban. - Aha, czasem miewał dość pytań sąsiadów: "Panie Janku, to jak będzie jutro?", "Panie Janku, trzeba wygrać, co?".

Znacznie mniej opanowany był Hubert Kostka, najlepszy bramkarz w dziejach Górnika. Jego żona Ruth opowiada, że przed derbami atmosfera w domu bywała napięta (Pan Hubert w tle z przekąsem: "A ty chociaż wiesz, co to są derby?). - Był nerwowy i małomówny. Dzieci wolały schodzić mu z drogi - mówi. - Potem ważny był wynik meczu z Ruchem. Jeśli Górnik wygrał, Hubert wracał do domu we wspaniałym nastroju. Jeśli przegrał, przez kilka następnych dni chodził wściekły i nie odzywał się do nikogo.

Przed derbami żony piłkarzy musiały zadbać o jeszcze jeden szczegół - jadłospis. Jak mówią panie, śląskie dania sprawdzały się doskonale, o ile nie były bigosem. - Waldek jadł wszystko, co mu uwarzyłam. Nie lubił tylko takich świństw jak frytki albo cola - wyjaśnia tajemnicę nadludzkiej wydolności gwiazdy Górnika, Waldemara Matysika jego żona Barbara.

Matysik lubił przed derbami rozluźnić się podczas lektury książki lub gazety. Ale nie znosił, jak spokój zakłócała mu muzyka. Sorry Mozart, sorry Lennon, sorry Beata Kozidrak, nawet Drupi. Tylko tyle. Na szczęście.

Bo żony rozumiały. I wiedziały, że co najważniejsze, nie trza było chłopom przypominać, jak w "Piłkarskim pokerze": "Ty mniej gorzołka pij, ty więcej trenuj, ty zagranica jedziesz!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!