Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica katastrofy smoleńskiej: Wspomnienie o Krzysztofie Putrze

Katarzyna Janiszewska
Wszystko zaczęło się  na dyskotece w "Tanecznym Kręgu".  - Krzysztof przeszedł przez pusty parkiet i tak fajnie zapytał: "Przepraszam, czy mogę z panią porozmawiać?"
Wszystko zaczęło się na dyskotece w "Tanecznym Kręgu". - Krzysztof przeszedł przez pusty parkiet i tak fajnie zapytał: "Przepraszam, czy mogę z panią porozmawiać?" Leon Stankiewicz / EAST NEWS
Wspominamy go z dziećmi, rodziną i wtedy jest łatwiej - opowiada Katarzynie Janiszewskiej Elżbieta Putra, wdowa po wicemarszałku Sejm.

Lubiłam odchylać mu wąsy. A on pozwalał mi to robić, nawet publicznie. Kiedy go poznałam, zaraz po wojsku, jeszcze ich nie miał. Raz, z przekory je zgolił. Absolutnie mi się to nie podobało. Nie mogłam się przyzwyczaić, nie mogłam na niego patrzeć. Po prostu tak długo nosił wąsy, że bez nich miał zupełnie inną mimikę. One pozwalały mu się zakamuflować, ukryć zdenerwowanie, emocje. To był jego nieodłączny atrybut. Bez nich był ogołocony, pozbawiony czegoś ważnego.

WPISZ SIĘ DO NASZEJ KSIĘGI PAMIĘCI KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ 10.04.2010

Przeznaczenie

Poznaliśmy się zwyczajnie i żyliśmy zwyczajnie. Masa ludzi żyje podobnie. Rzadko się spotykaliśmy, ale za to skutecznie. Wszystko zaczęło się w Kręgu Tanecznym, na dyskotece. Chociaż ja wierzę, że musieliśmy widzieć się już wcześniej. Pochodziliśmy z sąsiednich gmin. Mąż zawsze mówił, że ściągnęłam go oczami i zaczarowałam. Tak się ze mną droczył. Komuś mogłoby się wydawać, że byliśmy niedobrani. Krzysiek był robotnikiem. Ale szybko nabrał ogłady, bardzo mu zależało, aby wzbogacić język, lepiej się wysławiać. Robił postępy. I miał taką zdolność nawiązywania kontaktów z ludźmi. Był ciepły, bezpośredni i zarazem stanowczy.

Kiedy tata wróci?

Nienawidziłam pytania: kiedy tata wróci? W pewnym momencie to pytanie było w naszym domu zakazane. Doprowadzało mnie do rozstroju nerwowego. Jak pyta jedno dziecko, można odpowiedzieć. Ale gdy pyta ósemka, to już robi się męczące. Ja przecież też czekałam. Kiedy wracał, trzeba mu było dać chwilę, żeby odpoczął. - Nie bierz mnie na huki - tak czasem mówił Krzysiek. Odpowiadałam, że muszę go sprowadzić na ziemię z tych salonów. Gdy widziałam, że jest naprawdę zmęczony i potrzebuje spokoju, jechaliśmy do Józefowa. W domu rodzinnym ładował akumulatory. Szedł pospacerować w pole. Albo kładł się na trawie, głową do dołu. Potrafił tak leżeć godzinę, dwie. Jakby czerpał energię z ziemi.

Więcej przeczytasz w sobotnim wydaniu Dziennika Zachodniego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!