Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uparcie i skrycie, och życie, kocham Cię... Recenzja filmu "Pierwszy dzień mojego życia"

Adam Pazera
Plakat filmu "Pierwszy dzień mojego życia"
Plakat filmu "Pierwszy dzień mojego życia" mat. prasowe
Jańcio (znakomity Franciszek Pieczka w filmie „Jańcio Wodnik” Jana Jakuba Kolskiego z 1993 roku) siada na ławce i miesiącami tkwi bez ruchu przed domem. „Co robisz?” - pyta Weronka, jego żona. „Cofam czas” - odpowiada, bo chce „odpokutować” stracone chwile, wrócić do okresu, zanim uznał się za uzdrowiciela i poszedł w świat porzucając brzemienną małżonkę. Podczas jego nieobecności Weronka urodziła chłopca z diabelskim ogonkiem. Po pewnym czasie przyznaje, że nie można odmienić tego, co już się stało.

Pewnie wielu z nas niejednokrotnie myślało podobnie: chcielibyśmy, aby nie zdarzyło się coś, co nie przynosi chluby, albo co gorsza było dramatycznym wydarzeniem dla nas lub naszych najbliższych. I rozważaliśmy: „Co by było, gdyby…”. A co myśli samobójca, który w momencie, np. skoku z wysokości w sekundzie rozmyślił się, ale nie może już cofnąć ruchu? Ale…gdyby miał taką szansę? Dosadne są to domniemania, ale taka myśl przyświeca włoskiemu filmowi Paolo Genovese pt. „Pierwszy dzień mojego życia”. Bo oto czwórka bohaterów, każdy z osobna, planuje popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili ktoś „łapie ich za rękę”, daje możliwość - po tygodniu wspólnego przebywania - ewentualnej zmiany decyzji. W tym czasie będą oglądać własną śmierć, reakcje rodziny i przyjaciół, ba! odkryty zostanie rąbek ich ewentualnej przyszłości, jeśli zdecydują pozostać przy życiu. Brzmi to dziwnie i osobliwie, ale w gruncie rzeczy taka propozycja tajemniczego mężczyzny jest bardzo intrygująca i trzyma w napięciu do końca. Czy owi nieszczęśnicy wykorzystają drugą szansę, przekonają się, że nie warto umierać i wrócą do żywych? Finał jest zaskakujący!

Oto cała czwórka z której każdy ma swój powód na skończenie z sobą. Pierwsza to policjantka Arianna, nie mogącą poradzić sobie ze śmiercią 16-letniej córki Olivii, która nagle zmarła na serce. Następnie młoda gimnastyczka Emilia, medalistka na wielu zawodach, której „świat się zawalił” po upadku z trampoliny; od tej pory jest unieruchomiona i jeździ na wózku inwalidzkim. Z kolei nastoletni Daniele, wyśmiewany jest przez kolegów z powodu tuszy (nazwany „Johnem Big-Boyem”), co wykorzystują rodzice - aby obżerał się „na żywo” przed komputerem i wypuszczał filmik „w świat” na czym rodzina korzysta finansowo. Wreszcie Napoleone, mężczyzna w średnim wieku, trener personalny, który prowadzi wykłady na temat - o paradoksie! - afirmacji życia. Przeżywając swoisty „ból istnienia” i nie widząc sensu życia tkwi w apatii i ciągłej depresji.

Główny bohater (w filmie nie posiada nawet imienia), odciągając ich wszystkim w ostatniej chwili od ostatecznego zamiaru, prowadzi całą gromadkę do opustoszałego i ponurego hotelu Columbia, wręcza każdemu klucz do swego pokoju i umawia się na godzinę 9.00 następnego dnia na śniadanie. Rankiem wszyscy „samobójcy” informują się nawzajem, że w pokojach nie ma wody. Nie będzie też śniadania: -„Jesteśmy martwi?” - pyta ktoś. -„Ani żywi, ani martwi, zawieszeni w czasie” - odpowiada „organizator przedsięwzięcia”.

Film podzielony jest na siedem części (tyle wszak trwa tydzień), które mijają dosyć szybko, bo każdy dzień wypełniony jest zajęciami, codziennie tajemniczy osobnik wymyśla coś nowego, docieranie w różne miejsca, ale... podaruje im też jeden dzień wolny do własnej dyspozycji. W następujące po sobie dni cała grupa (z mężczyzną „za kółkiem”) udaje się w miejsca, gdzie osoby te dokonały żywota: patrzą na wyciągane z wody zwłoki Napoleone (skoczył z mostu), jadą przed hotel, gdzie tłum ludzi reaguje na upadek Emilii z piętra, w szpitalu „odwiedzają” Daniele, który jest pod kroplówką: miał zapaść, gdyż obżarł się pączkami; ma cukrzycę, a nie wziął insuliny. Cała gromadka wraz z towarzyszącym im „aniołem stróżem” jest niewidzialna dla otoczenia, toteż intrygująco, czasem wzruszająco, a niekiedy dość zabawnie wyglądają podpowiedzi „samobójców” do członków rodziny. Cała czwórka bohaterów integruje się coraz bardziej, ciągle zastanawiają się, kim jest ów Bezimienny Mężczyzna, który daje im drugą szansę na zmianę planów i niejako życie po życiu. „On jest kimś, kto chce, żeby zmieniła się nasza perspektywa” - mówi Napoleone. A Emilia docieka: „Czy można umrzeć dwa razy?” -”Nawet więcej niż dwa razy” - otrzymuje odpowiedź od mężczyzny. Kolejne dni z życia czwórki umarłych-nieumarłych to także…wizyta na cmentarzu. „W naszym przypadku to szukanie mieszkania” - stwierdza z sarkazmem Napoleone. Mężczyzna prowadzi ich pod kolumbarium, pod tablicę gdzie leżą prochy 30-letniego Simone. „Nie przekonałem go” - mówi wyraźnie przejęty. Okazuje się, że mężczyzna miewa też porażki.

W tej metafizycznej opowieści „Pierwszego dnia mojego życia” nie uciekniemy od zadania sobie pytania: kim jest tajemniczy mężczyzna? I nie tylko on, bo kilka razy spotyka się Donną, „koleżanką po fachu”, która też „opiekuje się” - w jej wypadku - trzema „samobójcami”. I rozmawiają wspólnie o swoich podopiecznych, dzieląc się swoimi uwagami na temat przypadków. Czy ów mężczyzna to anioł stróż, dobry duch, „boski opiekun” czy jakieś nasze alter ego, czy to coś niedostępne zmysłom?

Paolo Genovese jest świetnym psychologiem dusz, już w poprzednich filmach (m.in. „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” czy „The Place”) dał się poznać jako wnikliwy badacz nieprzeniknionej natury człowieka. Zwłaszcza w tym drugim filmie równie tajemniczy nieznajomy siedząc w stałym miejscu w kawiarni pomaga przychodzącym do niego ludziom spełniać ich marzenia. Muszą wykonywać polecone przez niego zadania i często ich losy krzyżują się ze sobą. Ciekawostką jest, iż w „The Place” w głównej roli wystąpił Valerio Mastandrea, który w „Pierwszym dniu...” jest z kolei nieszczęśliwym Napoleone. Natomiast „aniołem stróżem” jest tu Toni Servillo. Czy przekona, będącą pod jego „opieką” czwórkę osób do rezygnacji z ostatecznej decyzji, którą podjęli tydzień temu?. Bardzo trafny jest tytuł filmu, bo czy rzeczywiście po siedmiu dniach spędzonych w zawieszeniu, między życiem, a śmiercią zechcą wejść w pierwszy dzień odrodzenia się na nowo? I żyć, jak gdyby nigdy nic, jakkolwiek śpiewa Edyta Geppert: „choć barwy ściemniasz, choć tej wędrówki mi nie uprzyjemniasz, choć się marnie odwzajemniasz”. I - wracając do wspomnianego na wstępie Jańcia Wodnika i wykonanej piosenki - czy po zamiarze pozostania przy życiu: „Wszystko jest jak było, nic się nie zmieniło, świat żywy dokoła (…).

Nie przeocz

Zobacz także

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera