Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie żarcie Polaka

Michał Wroński
"Uczta u Radziwiłłów" - obraz Aleksandra Orłowskiego
"Uczta u Radziwiłłów" - obraz Aleksandra Orłowskiego ARC
Niestrawności, wzdęcia, bóle wątroby i tony wyrzuconego na śmietnik jedzenia - to wstydliwy bilans świątecznego obżarstwa

Dziś z wielkim hukiem rozpoczniemy karnawałowe szaleństwo. W tym czasie dobrej zabawy, zacnego jadła i napoju nie może zabraknąć. Jak zawsze, tak i tutaj obowiązuje jednak zasada - co za dużo, to niezdrowo. A my już na samym starcie ledwo zipiemy z przeżarcia.

Ludzie mogą własnymi zębami wykopać sobie grób tym, co jedzą - alarmują lekarze, ale nikt ich nie słucha

Swojskie obżarstwo trwa od wieków

- Po skończonej sesyi prowadzono te roty do swoich garkuchniów, gdzie zaczęty obiad stykał się z wieczerzą, a ta ciągnęła się do północka albo i białego rana - tak posejmikowe biesiady z połowy XVIII stulecia opisywał ks. Jędrzej Kitowicz.

Niespełna sto lat wcześniej podczas trwającej osiem dni uczty z okazji zaślubin króla Michała Korybuta Wiśniowiec-kiego (syna znanego z kart "Ogniem i mieczem" księcia Jaremy) z austriacką arcyksiężniczką Eleonorą w żołądkach siedmiu tysięcy biesiadujących na Jasnej Górze gości miało zniknąć "300 bażantów, 5000 kuropatw, 6000 par indyków, 3000 par cieląt, 400 wołów, 4000 baranów, 5000 jagniąt, 100 jeleni, 5 łosi, 2000 zajęcy, kilkadziesiąt dzików, a także niezliczona ilość owoców, konfitur, ciast i słodyczy" (skądinąd "impreza" odbywała się w Wielkim Poście, aczkolwiek królewscy małżonkowie otrzymali na tę okazję specjalną dyspensę). Takie cyfry pewnie są nie do przeskoczenia, ale sam opis brzmi Państwu jakby znajomo? I słusznie! Nie dalej jak kilka dni temu u wielu z Państwa też pewnie obiad "stykał się z wieczerzą", która trwała do późnej nocy, by po kilku godzinach przerwy zamienić się w śniadanie, stanowiące wstęp do obiadu.

Wielkie żarcie to bowiem - obok kolęd, wigilijnego opłatka, choinki i prezentów - jeden z najbardziej charakterystycznych wyznaczników bożonarodzeniowej tradycji. Biorąc zaś pod uwagę ilość poświęcanego mu czasu, kto wie, czy nie najważniejszy. Przesada? Prowokacja? Może, ale sami Państwo podliczcie ile godzin spędziliście sprzątając mieszkanie, ile w kościele, ile strojąc choinkę, ile kupując prezenty, a ile przy wypełnionym po brzegi świątecznym stole.

Kaloryczna bomba z opóźnionym zapłonem

- Można jeść dużo, ale dobrze, czyli wybierając te mniej kaloryczne potrawy. I generalnie Polacy coraz częściej sięgają po sałatki i owoce morza. W okresie świątecznym króluje jednak tradycja kulinarna obfitująca w tłuste, ciężkostrawne dania: karkówkę, indyka, smażonego karpia, a do tego oczywiście całą masę ciast. Oczywiście małe grzeszki są dozwolone, ale jeśli chcemy więcej jeść, to szukajmy możliwości, by spalić ten nadmiar kalorii. W przeciwnym razie prosto od stołu można trafić do lekarskiego gabinetu - radzi Adam Michalski, ekspert kulinarny i wielokrotny trener polskiej reprezentacji kucharzy. Sądząc po statystykach pogotowia takie przestrogi niewielu jednak trafiają do przekonania.
- W okresie świątecznym ilość dolegliwości gastrycznych wzrasta o 50 procent. Najczęściej jesteśmy wzywani do osób starszych. Często dopada je w te dni kolka wątrobowa. U osób, które mają kamicę nagminnie "siadają" pęcherzyki żółciowe. Po prostu w starciu z kapustą z grzybami czy makówkami nie wyrabiają się z uwalnianiem żółci do przewodu pokarmowego. W takich sytuacjach pozostaje nam tylko podać leki rozkurczowe i zalecić lżejszą dietę - mówi doktor Michał Świerszcz, kierownik stacji Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Gliwicach.

A doraźne dolegliwości żołądkowe to dopiero początek prawdziwych problemów. Dr n. med. Jarosław Derejczyk - dyrektor katowickiego Szpitala Geriatrycznego im Jana Pawła II, gerontolog i zarazem wojewódzki konsultant w dziedzinie geriatrii - nie pozostawia złudzeń: organizm nie jest w stanie przetworzyć takiej ilości kalorii, jaką zazwyczaj serwujemy sobie na świątecznym stole. Tłuste wędliny w połączeniu ze słodyczami to prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem.

- Ludzie własnymi zębami mogą przez lata wykopać sobie grób tym, co jedzą. Zdarzają się wprawdzie osoby o tak dobrych genach, które potrafią uchronić "właściciela" przed skutkami niezdrowego trybu życia, ale stanowią one nie więcej niż 1 procent ogółu. U pozostałych konsekwencje niewłaściwej diety wyjdą, jak zaczną zbliżać się do 60. Pojawi się nadwaga, cukrzyca, choroba naczyń wieńcowych. Poza tym takie obładowywanie organizmu kaloriami przyśpiesza procesy starzenia. Bywa, że dwie osoby w tym samym wieku wyglądają tak jakby dzieliła je różnica 10 czy 15 lat, a tymczasem różni je wyłącznie dieta - tłumaczy doktor Derejczyk.

Czego nie zjesz, to wyrzucisz

A zatem wielkie żarcie nam nie służy. Nie służy też naszym portfelom - znaczna część pieniędzy wydanych na zapełnienie świątecznego stołu idzie w błoto, gdyż mimo usilnych starań nie jesteśmy w stanie zjeść wszystkiego, co kupiliśmy. Podczas badań przeprowadzonych w marcu tego roku na zlecenie Federacji Polskich Banków Żywności przez Instytut Millward Brown SMG/KRC 30 procent ankietowanych Polaków przyznało się do wyrzucania pełnowartościowej żywności (wszystko to dzieje się w kraju, gdzie ponad 2,5 miliona ludzi żyje w skrajnym ubóstwie). Najczęściej na śmietnik trafia chleb, ziemniaki i wędliny. Powód? Przeważnie zbyt duże zakupy.

- Biorąc pod uwagę fakt, że jest to dość odważne wyznanie należy się spodziewać, że realnie zjawisko może mieć niestety większy zasięg - podejrzewa Kuba Antoszewski z Millward Brown SMG/ KRC. Jeśli ma rację i jeśli do tej opinii dołożyć jeszcze tę "poprawkę", iż sondaż nie dotyczył konkretnie poprzedzonego gigantycznymi zakupami okresu świątecznego, to można chyba bez większego ryzyka pomyłki pokusić się o sugestię, iż co drugi z nas sprząta świąteczny stół prosto do kosza na śmieci.

Skoro wielkie żarcie jest niezdrowe i drogie, to może wizja suto zastawionego stołu jest na tyle wyjątkowa, że warto przymknąć oko na koszty? Pytanie zgoła retoryczne. W dobie otwartych siedem dni w tygodniu i zawsze zaopatrzonych hipermarketów pełna lodówka nie jest niczym nadzwyczajnym i nic nie zapowiada, aby ten stan rzeczy miał się rychło zmienić. Każdy z nas doskonale o tym wie, a jednak niemal każdy uczestniczy w owej kulinarnej "orgii". Teoretycznie poprzedzający Boże Narodzenie okres adwentu stanowić ma okazję do różnego rodzaju wyrzeczeń, ale trudno uwierzyć, by ktoś wyszedł poza dziecięce postanowienie nie jedzenia cukierków. Posty w średniowiecznym stylu bezpowrotnie odeszły już w przeszłość. A skoro nie ma postu, to nie ma też czego odreagować.
Stoliczku nakryj się, czyli nasza magia świąteczna

Po co nam zatem świąteczne obżarstwo? Nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia. Pozostają zatem wyjaśnienia odwołujące się do zgoła irracjonalnych, wręcz magicznych pobudek.
- W tradycyjnej kulturze wiejskiej jedzenie dzielono na codzienne i świąteczno-obrzędowe. Do tego pierwszego nie przykładano specjalnej wagi - ono miało wyłącznie zaspokoić głód. To drugie natomiast miało spełnić funkcje estetyczne i magiczno - symboliczne. Ono miało stanowić demonstrację bogactwa gospodarza, a zarazem zapewnić mu powodzenie w przyszłym roku. Stąd musiało go być dużo i musiało się ono różnić od tego, które zjadano na co dzień. To nie była specyfika wyłącznie Bożego Narodzenia. W podobny sposób przygotowywano potrawy na Wielkanoc lub na rodzinne uroczystości, choćby na wesele - tłumaczy dr Anna Drożdż, etnolog z Uniwersytetu Śląskiego. Typowymi, magicznymi potrawami ze świątecznego stołu były te, w skład których wchodziły grzyby, groch, ryba i mak (ten ostatni z racji swojej niepoliczalności miał szczególne predyspozycje do symbolizowania obfitości). Z biegiem wieków magia wywietrzała ze świątecznego stołu. Zostało "czyste" obżarstwo bez jakichkolwiek podtekstów i ukrytych znaczeń.

- Choć nie jesteśmy już w stanie rozszyfrować znaczenia suto zastawionego stołu, to wciąż staramy się, aby tak właśnie on wyglądał - podkreśla dr Drożdż.
- Dzieje się tak dlatego, że jedzenie ciągle jeszcze jest sposobem na budowanie wspólnoty. Choć model spędzania świąt powoli się zmienia, to jeśli już spędzamy je z rodziną, to przeważnie spotykamy się przy stole. Pewną nowością jest jednak to, że mamy coraz większą świadomość tego, iż dla własnego zdrowia nie powinniśmy się tak objadać. Mówiąc kolokwialnie, z powodu świątecznego obżarstwa mamy "moralnego kaca" - dodaje Weronika Ślęzak-Tazbir, zajmująca się m.in. socjologią posiłku asystentka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Śląskiego.

Matka Natura sprzyja zimowemu łakomstwu
Zdaniem lekarzy, kulinarnemu rozpasaniu sprzyja Matka Natura. Świąteczno-karnawałowe obżarstwo świetnie wpisuje się bowiem w typowe dla naszego gatunku zimowe "nabieranie sadła".
- W chłodne dni zwiększa się nasza przemiana materii, a co za tym idzie, rośnie zapotrzebowanie na pokarm. Poza tym w miarę jak zmniejsza się ilość światła pogarsza się nasz nastrój. Aby temu przeciwdziałać, sięgamy po słodycze. One stymulują w naszym mózgu tzw. układ nagrody, czyli wydzielanie dopaminy czyli tzw. hormonu szczęścia - wyjaśnia dr Jarosław Derejczyk, choć od razu zastrzega, iż między "standardowym" zimowym wspomaganiem organizmu niewielką kumulacją tkanki tłuszczowej, a wielkim żarciem z rozpinaniem pasków w świątecznym wydaniu jest spora różnica. O skali problemu najlepiej świadczy fakt, iż nawet kucharze, żywotnie zainteresowani tym, byśmy nie stronili od uroków kuchni, w tym przypadku apelują o zachowanie większego umiaru.

- Większość osób nie wie, kiedy powiedzieć: stop. Mówią sobie: a co mi zaszkodzi zjeść ten jeden kawałek ciasta więcej. A tymczasem właśnie ten jeden kawałek potrafi naprawdę zaszkodzić. Najzwyczajniej brakuje nam zdrowego rozsądku przy stole - komentuje Adam Michalski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!