Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko co kocham

ML
ITI CINEMA
Świetny film Jacka Borcucha

nasza ocena: *****
Polska, 2009, obyczajowy, reż. Jacek Borcuch, wyst. Mateusz Kościukiewicz, Olga Frycz, Anna Radwan, dyst. ITI Cinema

Dawno nie było w polskim kinie takiego filmu jak "Wszystko co kocham". Jacek Borcuch udowodnił, że bez spinania się, prężenia muskułów, rzucania oskarżeniami czy wymierzania policzków można nakręcić film o dziejach najnowszych, za którym nie będzie ciągnął się patetyczny odór i zapach stęchlizny odcinający dopływ powietrza dla widzów. Że trudna prawda historyczna nie musi być balastem przygniatającym aktorów, ale może być tłem fantastycznej, życiowej opowieści, w której pojawiają się zwykli ludzie, a nie herosi, bohaterowie z krwi i kości, z którymi każdy - na przekór różnicy pokoleniowej - znajdzie wspólny język.

Wiosna 1981 roku. Kryzys polityczny przybiera na sile. Ale na tle wielkiej historii życie toczy się dalej. Dla sympatycznego 18-letniego Janka - głównego bohatera filmu "Wszystko co kocham" - toczy się ono w rytmie dzikiego punk rocka, którego gra razem z kumplami z kapeli. W czasie, gdy zaczyna działać "Solidarność", organizowane są strajki na fali ogólnospołecznego niezadowolenia, Janek przeżywa pierwszą miłość, pierwszy bunt i seks. Eksperymentuje z muzyką, podejmuje trudne decyzje i stara się nie pogubić, gdy jego młodzieńcza wizja świata zderza się z ponurą rzeczywistością, w której panują nie do końca zrozumiałe dla niego zasady. Zbuntowany, niepokorny Janek jest takim punkowym Romeem, którego miłość do Basi zostaje zniszczona przez komunistyczny system, polityczne podziały, zmiany w państwie. Ojciec Janka jest mundurowym, zaś Basi - dysydentem politycznym;

Borcuch opowiada o tym z klasą, zapałem, bez patosu, szczerze, prosto i uczciwie. Bez łopatologii, przyklejania etykietek i mitologizowania PRL-u. Nie wykorzystuje też komercyjnych schematów, by pokazać schizofrenię tamtych lat. I znajduje czas, by ogarnąć różne aspekty życia bohaterów. Leje się alkohol i oranżada, w powietrzu unosi się dym papierosów Klubowych, w szkole prowadzone są lekcje jak korzystać z maski gazowej, a godzina milicyjna nie ułatwia randkowania nastolatkom, w których szaleją hormony.

Czuć w sposób absolutnie namacalny elektryzującą atmosferę tamtego czasu i miejsc. Ale zanurzeni są w niej uniwersalni bohaterowie, tacy everymeni, z którymi można się identyfikować bez względu na epokę. - Jest taki czas, niezbyt długi, w życiu człowieka, w którym nie jest się już dzieckiem, ale jeszcze nie przestąpiło się progu dorosłości. Czas, kiedy wszystko zdarza się po raz pierwszy. Pierwsze wino, pierwsze rozczarowanie, pierwszy bunt, pierwsza miłość… Czas wypełniony po brzegi nadzieją i marzeniami - mówi reżyser. Jego pamięć o tych uczuciach na równi ze świadomością realiów epoki jest ogromną siłą filmu.

Podobnie jak młodzi, zdolni aktorzy, którzy grają bardzo intuicyjnie i nie czuć, by byli "ustawiani". Dzięki nim "Wszystko co kocham" jak niegdyś "Grease" czy "Hair" kipi energią młodych, zbuntowanych, interesujących ludzi, którzy mają pasje, wielki apetyt na życie. Chcą się liczyć, coś osiągnąć, nie idą na żadne kompromisy. Bije od nich prawda, szczerość, naturalność. Śpiewają o potrzebie wolności, o pokoleniu konformistów, zabijaniu ideałów tak, jak to dziś robią muzycy na Białorusi. Ich emocjonalność, doświadczenia, percepcja są bliskie każdemu. - Najprościej mówiąc to film o najpiękniejszych chwilach w życiu, chwilach młodości; o pierwszej miłości, przyjaźni, buncie, muzyce. Niezależnie od czasów, w jakich przyszło nam dorastać, to rzeczy najważniejsze dla każdego z nas - mówi Olga Frycz, filmowa Basia.

"Wszystko co kocham" podobnie jak poprzedni film Borcucha "Tulipany" jest tym szczególnym rodzajem filmowego doświadczenia, o którym naprawdę można powiedzieć, że łączy pokolenia. W trakcie seansu starsi widzowie poczują się tak, jakby przyglądali się własnym wspomnieniom, a młodsi nie będą mieć absolutnie żadnych problemów, by wejść w skórę bohaterów. - Nastolatkowie dzięki "WCK" mogą w inny sposób spojrzeć na swoich rodziców. Ci zaś mogą przypomnieć sobie czasy swej młodości i bardziej zrozumieć swoje dzieci - twierdzi Jakub Gierszał. Czy może więc dziwić fakt, że film Borcucha został nagrodzony Złotym Klakierem dla najdłużej oklaskiwanego filmu w konkursie głównym 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Co ciekawe, został zakwalifikowany do konkursu głównego prestiżowego festiwalu Sundance.

Borcuch zachował zadziwiającą równowagę między powagą a dzikością. Komunistyczna, depresyjna rzeczywistość i punkowa estetyka, witalność, pasja życia, doświadczenia nie tworzą dysonansu. Tworzą idealną kompozycję, szczery obraz epoki. Borcuch nie osądza postaci jak historycznych herosów, nie ocenia po pozorach, ale je szanuje i próbuje zrozumieć ich postawę. Na pierwszy plan wysuwa emocje ludzi, na których będąca w tle historia odcisnęła piętno, ale też uczyniła silniejszymi, świadomymi wolności i meandrów dziejów. W końcu działający w partii ojciec Janka przyjmuje na siebie karę za "muzyczno-polityczny" wybryk syna, bo rozumie jego młodzieńczy idealizm.
Przyznaję bez wstydu, że najwyższa nota jaką daję filmowi jest wyrazem ślepego nad nim zachwytu. Bo "Wszystko co kocham" naprawdę powstał ku pokrzepieniu serc. Borcuch opowiada o życiu w świecie bez perspektyw najprościej, najuczciwiej, a mimo to serwuje widzowi zastrzyk energii, który zostaje na długo po seansie. "Wszystko co kocham" to po prostu wspaniała ilustracja Mickiewiczowskiej "Ody do młodości".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!