Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo na Muchowcu. Sprawcą jest ktoś ważny HISTORIA DZ

Grażyna Kuźnik
Droga leśna, w pobliżu której został zabity Jan Kopel. Zdjęcie z „Siedmiu Groszy” przedstawia ludzi oburzonych zabójstwem
Droga leśna, w pobliżu której został zabity Jan Kopel. Zdjęcie z „Siedmiu Groszy” przedstawia ludzi oburzonych zabójstwem ze zbiorów biblioteki śląskiej
W maju 85 lat temu rzecznik prokuratorii katowickiego sądu zabija Jana Kopla, zwykłego górnika. Czyn pozostaje bezkarny. Sądy i policja nie chcą się w to mieszać.

Jan Kopel mieszka w Piotrowicach przy ulicy Zarzecznej, jest górnikiem kopalni “Wujek”, ma 38 lat, żonę i troje dzieci; trzy córki. Najstarsza skończyła 12 lat. Kopel nigdy nie był karany, cieszy się jak najlepszą opinią. Jest lubiany, skory do żartów; z grupą kolegów, których zna od dzieciństwa, czasem gra w karty. To ich jedyna rozrywka, więc żony przymykają oczy. Po południu w ładny majowy dzień Kopel z kumplami idzie pograć w skata na zielonej trawce. Znajdują sobie miejsce przy drodze prowadzącej z parku Kościuszki do leśniczówki w Muchowcu.

Okaże się istotne, że nie jest to teren odludny, spotkać tu można wielu spacerowiczów. Gazeta „Siedem Groszy” napisze później: „Niemal wszyscy mieszkańcy Katowic dobrze wiedzą, że na tej drodze ruch jest bardzo ożywiony, zwłaszcza teraz, gdy piękne dni wywabiają w te strony masy wycieczkowiczów. O napadach bandyckich nikt na tej trasie nie słyszał.”

Wybrał się tutaj także Alojzy Rajwa, rzecznik prokuratorii Sądu Grodzkiego w Katowicach. Spaceruje z żoną jak wiele innych rodzin, nikt nie wie, kim jest w rzeczywistości. Co dalej się wydarzyło, dokładnie nie wiadomo. W każdym razie wkrótce rozlegają się strzały i Jan Kopel ginie na miejscu. Jest wtorek, godzina 17.

Niepotrzebny żart

36-letni Józef Hertel grał wtedy z Koplem i jeszcze jednym kolegą w karty i wszystko widział, ale jego zeznania są ważne tylko dla dziennikarzy. Hertel twierdzi, że Kopel lubił szpasy czyli żarty sytuacyjne i w ogóle był z niego srogi wigyjc, czyli żartowniś. Położyli się na trawie, grają, a tu Kopel dostrzega jakąś parkę, która znika w krzakach. Pewno będzie zgorszenie. Dla śmiechu postanowił zakochanych z gniazdka wykurzyć, czego powinien zaniechać, ale go podkusiło. Podszedł, pani narzekała, że będzie miała sukienkę pomiętą, a Kopel na to na cały głos: - A najbardziej na zadku!

Po chwili pada strzał. Mężczyzna strzela prosto w serce Kopla. Nie ma już ratunku. Koledzy zabitego podbiegają i krzyczą: - Po coś strzelał? Za coś go zabił? Co on ci zrobił? On miał dzieci! Ludzie, pomocy, tu jest morderca!

Wtedy mężczyzna wymierza w nich broń i grozi, że ich pozabija, bo nie wiedzą, kim jest. Na krzyki zbiegło się jednak mnóstwo osób, zrobił się szybko duży tłum. Człowiek schował broń i stwierdził, że został napadnięty przez bandę przestępców i musiał się bronić, bo chcieli go obrabować, a pewnie i zabić. Ludzie mu nie wierzą i przytrzymują do przybycia policji.

Ale policjanci tracą rezon, gdy okazuje się, że strzelający to starszy przodownik policji Alojzy Rajwa, rzecznik prokuratorii Sądu Grodzkiego w Katowicach. W dodatku przyjaciel szefa Wydziału Śledczego katowickiej policji komisarza Stanisława Brodniewicza.

Zaczyna się bardzo dziwne śledztwo. Alojzy Rajwa podaje, że był na przechadzce z żoną w okolicach parku Kościuszki z zamiarem wizyty na Targach Katowickich. Zorientował się, że są śledzeni. Kiedy chwilę odpoczywali, napadło go ośmiu uzbrojonych bandytów, żądając pieniędzy. Obawiał się przede wszystkim o żonę, dlatego strzelał, ale na postrach. Okazało się jednak, że trafił przypadkiem w jednego z napastników. Banda uciekła, zabierając leżącemu przestępcy broń.

[ciąg dalszy na następnej stronie]

Historia archikatedry Chrystusa Króla, kurii archidiecezjalnej i Wyższe Śląskiego Seminarium Duchownego w okresie okupacji. Niemieckie schrony przeciwlotnicze pod katedrą i kurią - ZOBACZ WIDEO:

Zaskakujący proces

Świadkowie zaprzeczają; nie widzieli żadnej bandy, a przecież byli blisko, przybiegli zaraz po strzale. Tak wielu opryszków, o jakich opowiada Rajwa, nie mogło nagle rozpłynąć się w powietrzu. Ofiara nie miała przy sobie broni, tylko karty i kanapki w kieszeni. Psy policyjne też nie odnalazły podejrzanych tropów.

„Wobec sprzecznych relacji trudno ustalić faktyczny stan rzeczy. Mamy jednak nadzieję, że nasze władze sądowe i policyjne sprawę wkrótce wyjaśnią”- pisze gazeta „Siedem Groszy”. To płonne nadzieje. Policja przede wszystkim chce znaleźć zbiegłych bandytów, bez skutku. Aresztuje dwóch kolegów Kopla, w końcu jednak wypuszcza; nie mieli dotąd problemów z prawem i na bandytów nie wyglądają. Pracują w „Wujku” z dobrą opinią.

Rozgłosu trudno uniknąć. Pod koniec lipca w Sądzie Okręgowym zaczyna się proces Alojzego Rajwy, oskarżonego nie jak się spodziewano, o „zabójstwo bez zastanowienia” (ówczesny art.212 K.K.), ale tylko o uraz ze skutkiem śmiertelnym. Prokurator Lucjan Kulej jest właściwie obrońcą oskarżonego; twierdzi, że zagrożenie ze strony bandy było duże, ale nie dotyczyło świadków, więc go nie dostrzegali. Bandyci jednak musieli być. Tak samo twierdzi komisarz Brodniewicz, który lekceważy zeznania świadków. Sąd nie bierze dowodów pod uwagę. Proces to jakaś farsa, która zmierza do uwolnienia Rajwy od jakiejkolwiek winy i kary.

Publiczność nie wie, że Rajwa to funkcjonariusz służb specjalnych, wcześniej działający w Śląskiej Policji Politycznej do walki ze szpiegostwem i wywrotowcami. Ma duże uprawnienia. Tam poznał kom. Brodniewicza. Do tego pionu wybierano kandydatów o wysokim poziomie moralnym i intelektualnym, ale jak pisze Adam Momot z Akademii im. J. Długosza w Częstochowie w pracy o Policji Politycznej na Górnym Śląsku, przyjmowano często osoby brutalne, które kompromitowały organ. W 1927 r. Policję Polityczną zlikwidowano, a funkcjonariuszy umieszczono w różnych instytucjach.

Alojzy Rajwa wychodzi z sądu wolny. Nie wiadomo, dlaczego strzelał do Kopla. Agentów nie badano psychiatrycznie ani też pod względem reakcji na stres. Kariery już nie zrobił, był „spalony”, niewiarygodny. O jego dalszych losach brak wiadomości.

Policja polityczna przed wojną w woj. śląskim

w Głównej Komendzie Policji Woj. Śląskiego w 1922 r. działał Oddział Policji Politycznej, której kompetencje ustalał tajny skrypt wojewody śląskiego. Oddział wszedł w skład Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego Śląskiego Urzędu Woj. Następnie powstała Policja Polityczna, w 10 oddziałach pracowało 87 funkcjonariuszy. W 1927 r. PP została zlikwidowana, a jej zadania przejęły starostwa, WUB, Urząd Śledczy w Komendzie Głównej PWŚl. Cenieni fachowcy znaleźli się w administracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!