Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znajdź swojego agenta. Możesz jednak przeżyć niemiłe chwile

Krzysztof Karwat
Od razu ostrzegam. Ta zabawa nie jest przyjemna. Nie tylko dlatego, że doznasz rozczarowania, gdy okaże się, że donosił twój kolega. Jest moralnie niejednoznaczna, bo najpierw musisz rzucić podejrzenie na kogoś, kto tego się nawet nie domyśla. Cóż z tego, że nikt się o tym nie dowie?

Taki jest mechanizm niedawno otwartego do powszechnej wiadomości „inwentarza” Instytutu Pamięci Narodowej. Wstukujesz w komputerze imię i nazwisko, a po sekundzie już wiesz: ten był tajnym współpracownikiem, tego namierzali, ale się postawił lub z jego usług zrezygnowano, ten jest pokrzywdzony, a na tamtego nic nie uzbierano. Szczegółów nie poz-nasz. Tylko sygnaturę, niekiedy krótki opis sprawy ukrytej za kryptonimem oraz miejsce, gdzie dokumenty są przechowywane. Dostęp do nich mają wyłącznie osoby inwigilowane, naukowcy i dziennikarze.

Dokonał się akt sprawiedliwości? Być może, choć nie wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Znawcy tematu przez lata twierdzili, że funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa nie gromadzili zmyślonych informacji i nie kreowali wirtualnych agentów. Skoro tak, to jak wytłumaczyć orzeczenie, że pewien Bardzo Ważny Polityk swego czasu nie musiał z niczego się spowiadać, bo uznano, że jego teczka jest fałszywką? Uwierzyć, że był tylko jeden taki przypadek? A co zrobić z tymi, którzy w procesach auto- i lustracyjnych zdołali się oczyścić? Niby jasne: „uniewinnić”.

W tym kontekście osoby ujęte w „inwentarzu”, a z mocy ustawy niepodlegające lustracji, są w trudnej sytuacji. Jeśli pozostawią swe papiery w archiwach i nie zdecydują się na sądową obronę, pozostaną napiętnowane. Inaczej niż ci, których teczki wyparowały.

Wiemy, że archiwa zostały przetrzebione. Czy to znaczy, że wszyscy, którzyśmy żyli w tamtym ustroju, pozostajemy „podejrzani”? Krytycy babrania się w brudach z przeszłości powiadają, że historycy i publicyści, a szczególnie politycy, zbyt często traktują esbecką dokumentację jak prawdę objawioną. Na pewno tak jest, co - moim zdaniem - nie znaczy, że powinniśmy zamknąć oczy i udawać, że tych archiwów nie ma. One pozostają źródłem wiedzy o systemie komunistycznym, które jednak należy konfrontować z innymi materiałami.

Korci, by sprawdzić, co kilku moich kolegów ze środowisk dziennikarskich i literackich wygadywało, pewnie i o mnie. Nie wiem, czy to zrobię, bo w paru przypadkach jest mi po prostu przykro. Ja tych ludzi lubiłem, bywało, że nawet z nimi biesiadowałem. Od dawna wiem, że byli szantażowani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!