Co powoduje, że nie zdarzyło się to, co mogło się zdarzyć, co mogłoby całkowicie inaczej „ustawić” nasze życie? Przypadek, los, ślepy traf, przeznaczenie? A co z kolei czyni, że spośród wielu filmów jedynie zdecydowana mniejszość trafia na kolejne festiwale i zachwyca się nimi i wzrusza coraz większa rzesza publiczności?
Bo oto debiut Celine Song „Poprzednie życie” znalazł się najpierw w Sundance, wziął udział w Konkursie Głównym w Berlinie, „przeszedł” przez Karlowe Wary, a ja widziałem go w pierwszym tygodniu września na węgierskim CineFest w Miszkolcu. Taka „wędrówka” po znanych festiwalach to po części zapewne efekt „śnieżnej kuli”, ale przede wszystkim to dobrze opowiedziany film, który „cieszy oko” widza. Choć wielu z nas oglądało filmy o niespełnionym uczuciu, o pierwszych miłościach, o rozstaniach i powrotach, to w pamięci zostanie ten ostatni. A „Poprzednie życie” właśnie gości na naszych ekranach. To historia pozornie prosta, praktycznie z trójką bohaterów (dwóch mężczyzn i kobieta), z których para zna się od dziecka, ale gdy „dojdzie” ten drugi, jednemu z nich miłość przyniesie jedynie rozczarowanie i smutek oraz nostalgiczne wspominanie: „Co by było, gdyby…?”.
Na Young i Hae Sung mają po 12 lat, wychowują się w Korei Południowej, uczęszczają do tej samej klasy. Chłopiec odprowadza do domu dziewczynkę, która ociera cieknące łzy. „Na Young, czemu płaczesz? Bo miałaś dopiero drugi wynik na kartkówce i jesteś zła, że byłem najlepszy?” - pyta Hae Sung. I pojednawczo pociesza milczącą koleżankę: „Ty jesteś najlepsza, ja zawsze mam gorszy wynik, a nie płaczę”. Czujemy jakąś wyjątkową więź między tą dwójką dzieciaków, rodzące się uczucie, które ona potrafi już skonkretyzować w rozmowie z matką: „Kto ci się teraz podoba?”. Mała kobietka odpowiada stanowczym głosem: „Hae Sung, bo jest męski. I pewnie wezmę z nim ślub”. - „A on chce?” - „Jak mu każę…?!” - jest pewna swego Na Young. Oboje „młodzi” nie wiedzą jeszcze, że los zdecyduje inaczej, bo kiedy oni bawią się w parku, a obok na ławce siedzą ich rodzicielki, matka dziewczynki informuje mamę chłopca, że wkrótce emigrują do Kanady. „Nie żałujecie wyjazdu?” - matka Hae Sunga pyta przyjaciółkę. - „Zawsze coś tracisz, a coś zyskujesz” - otrzymuje odpowiedź.
Dzieciaki wracają samochodem, siedzą na tylnym siedzeniu przytuleni głowami. Gdy dziewczynka informuje klasę o wyjeździe, Hae Sung (nic wcześniej o tym nie wiedząc) odprowadza dziewczynkę bez słowa, smutno odbijając piłkę. Krótkie „pa!” ze strony Na Young, bez reakcji ze strony chłopca i rozstają się bez poprzedniego przytulenia. Dwójka przyjaciół z dzieciństwa odnajduje się po 12 latach, choć to raczej on wykazał się inicjatywą, szukając jej na Facebooku; łatwo nie było, bo ona z angielska jest Norą, studiuje w Nowym Jorku dramatopisarstwo, zaś on - inżynierię. Dochodzi do „zobaczenia się” na skypie, ciągłych rozmów o różnych porach z racji różnicy czasowej, zrazu nieporadnych, nieśmiałych, z czasem pełnych wspomnień z dzieciństwa. Ją wchłonął już odległy kontynent (Hae Sung żartuje: „koreański masz nieco zardzewiały”), ale zaprasza go do siebie, on woli udać się do Chin, aby uczyć się mandaryńskiego czy też spotykać się w Seulu z kolegami na piwie. Ambitna Nora czuje, że rozmowy z przyjacielem z dzieciństwa wzbudzają w niej tęsknotę za ojczystym krajem i oddalają ją od zawodowych marzeń („Chcę coś osiągnąć, a tymczasem przeglądam codziennie loty do Seulu”), więc proponuje przerwać te internetowe rozmowy. On jest rozgoryczony: „12 lat szukałem przyjaciółki”. - „To tylko na jakiś czas” - pociesza Nora i przeprasza. „Za co? Przecież nie byliśmy parą” - puentuje gorzko mężczyzna. Nora udaje się do rezydencji artystycznej w Montauk na Long Island, gdzie wśród innych adeptów będzie rozwijać swoje talenty dramatopisarskie i tam poznaje Arthura, równie początkującego pisarza…
Po kolejnych 12 latach Hae Sung jedzie w końcu do Ameryki, gdzie nareszcie zobaczy się z Norą. Ale ona od 4 lat jest już żoną Arthura, a on wciąż jest sam, rozstał się niedawno z dziewczyną. Jak będzie wyglądać to spotkanie po 24 latach, tym razem już bezpośrednie? Motywem przewodnim „Poprzedniego życia” jest In-Yun, zaczerpnięte z buddyzmu koreańskie przekonanie, że ludzie zbliżają się do siebie, bo ich dusze poznały się w poprzednich wcieleniach. Czy kobieta ma na myśli siebie i przyjaciela z lat dziecięcych? Gdyż takie rozważania snuje przed mężem Nora w obliczu mającego nadejść spotkania z Hae Sungiem. Arthur bowiem wie, że musi być tolerancyjny wobec żony: „Leciał 13 godzin i nie zabronię ci spotkać się. Przecież nie uciekniesz z nim?”. Ale czy jest to takie pewne, zwłaszcza że po spotkaniu pierwszego dnia, po powrocie do domu Nora mówi do Arthura: „Miałeś rację, przyjechał tu dla mnie”. Ale ona nie czuje się już Koreanką („Jestem tu, gdzie mam być”), choć mąż wspomina, że w nocy mówi po koreańsku i zapewne śni po koreańsku. „To jakby była jakaś przestrzeń w tobie, do której nie mogę się dostać” i zapewnia, że nauczy się jej języka ojczystego. Ona zaś głęboko rozważa, mając na myśli Hae Sunga: „Był dzieckiem, potem obrazkiem w internecie, a teraz - to żywa postać. Dziwne uczucie…” . I dalej, bardziej pyta siebie niż stwierdza: „Zakochane w sobie dzieci uznają po ponad 20 latach, że są dla siebie stworzeni”. - „A gdybyś innego spotkała w rezydencji? Mnie by nie było” - z kolei bardziej stwierdza niż pyta Arthur. Szereg pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi, stawia też wobec Nory Hae Sung podczas ich spotkania ostatniego dnia: „Gdybym tu przyjechał 12 lat temu, albo gdybyś ty nie wyjechała, czy bylibyśmy razem?”. „Ta, którą znałeś, nie istnieje. Ale tamta została z tobą. Myślę, że było coś między nami w poprzednich życiach” - sprowadza go „na ziemię” Nora.
Pochodząca z Korei reżyserka Celine Song opowiada tę historię na podstawie osobistych doświadczeń: też opuściła swój kraj i kolegę lat dziecięcych, wyszła za mąż i realizuje się w Stanach. Nie dając żadnych rad, w sentymentalny sposób, zrobiła piękny film o miłości, wspomnieniach, tęsknocie za krajem lat młodości, niespełnionych marzeniach i cierpieniu. Bo w miłości dwóch mężczyzn do jednej kobiety zawsze któryś z nich będzie przegranym.
W mojej wrześniowej relacji z Festiwalu Cinefest w Miszkolcu do „Dziennika Zachodniego” krótko wspomniałem także o „Poprzednim życiu”, kończąc w następujący sposób: Pokrewny z polskim przysłowiem „Stara miłość nie rdzewieje” jest francuski zwrot „on se revient toujours à ses premiers amours”, który znaczy dosłownie: „Zawsze wracamy do pierwszych miłości”. I to jest według mnie sednem całego filmu.
Nie przeocz
- Nowy pomnik stanął na grobie skatowanego Kamilka z Częstochowy
- Zaduszki 2023. Oni odeszli w 2023 roku. Zmarli artyści, dziennikarze, politycy...
- Tysiące ludzi bez prądu w województwie śląskim. Sprawdź miasta i ulice bez zasilania
- Co kojarzy się ze Śląskiem? Sztuczna inteligencja wymienia same buble? Sprawdźcie!
Musisz to wiedzieć
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?