Bombardowanie Drezna 1945: Prawie 800 samolotów lotnictwa brytyjskiego (RAF) nadleciało nad Drezno w nocy 13 na 14 lutego 1945 r. Za ciężkimi bombami rozrywającymi domy, z powietrznej armady sypały się bomby zapalające. Zabytkowe miasto, z barokowym śródmieściem, w którym schroniło się wielu uciekinierów, także ze Śląska, stanęło w ogniu.
Według ostatnich obliczeń, od bomb i ognia zginęło 21 tys. osób. Pierwsze szacunki były nawet dziesięciokrotnie większe.
Ta operacja wojskowa do dziś prowokuje pytania: dlaczego 630-tysięczne miasto niemieckie, nic nieznaczące z punktu widzenia militarnego, zasypano gradem bomb, gdy los tej wojny był już przesądzony?
Bomby poszły!
W jednym z brytyjskich Lancasterów z polskiego Dywizjonu 300 był bombardier Czesław Blicharski, dziś 96-letni mieszkaniec Zabrza. Leżał, jak zawsze, w dziobie samolotu, z głową przy celowniku i naprowadzał pilota na cel.
Każda załoga miała własny plan lotu i czas zrzucenia bomb. Z powodu zmiany siły wiatru ciężki Lancaster Blicharskiego z dwoma tonami bomb dotarł na miejsce nieco wcześniej i trzeba było jakoś zagospodarować ten czas. To nie była komfortowa sytuacja. Mogli zwrócić uwagę Niemców. Mogło dojść do kolizji z innymi samolotami podczas wykonywania dodatkowych rund.
Nad Drezno nadleciały najpierw lekkie i szybkie maszyny typu Mosquito, które zrzuciły olbrzymie flary mające oświetlać cele dla bombowców.
- Kierowaliśmy się tym, co wskazywały flary - przypomina Blicharski. Kiedy nadeszła ich kolejka, myślał tylko o tym, by naprowadzić samolot na miejsce wskazane w planie lotu. Nie wiedział, czy ten cel to jest centrum Drezna, czy jakieś konkretne obiekty. Słyszał wybuchy ładunków zrzuconych przez poprzedników. Po chwili sam meldował: - Bomby, poszły!