Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bracia Szeja uczą Ślązaków, jak bezpiecznie poruszać się na drodze. I robią to po mistrzowsku!

Redakcja
Jarosław i Marcin Szeja Rally Team / Facebook
Ich działania edukacyjne przynoszą wiele dobrego. Potwierdzają to nie tylko komentarze mieszkańców Śląska, ale i statystyki. O kończącym się sezonie edukacyjnym oraz planach na przyszły rok rozmawiamy z Jarosławem Szeją z zespołu rajdowego braci Szejów.

Mamy grudzień, miesiąc podsumowań całego roku. Nie unikniemy więc tego pytania – jak podsumowałby Pan mijający sezon edukacyjny ekipy Szeja Rally Team?

Przyznam, że ten rok był dla nas bardzo pracowity. Zorganizowaliśmy sześć pikników edukacyjno-rozrywkowych z Bebokiem Rajdusiem na terenie Katowic, w sześciu różnych dzielnicach. Uczestniczyli w nich mieszkańcy miasta, ale nie tylko. Wiadomo, że Śląsk jest taką aglomeracją, w której miasta leżą jedno obok drugiego. Gdzie jedno się kończy, drugie od razu się zaczyna. Dlatego z pikników korzystali też mieszkańcy miejscowości ościennych. Frekwencja wydawała nam się duża. I nawet, kiedy czasem pogoda nie dopisała, dochodziły do nas komentarze, z których bił bardzo pozytywny oddźwięk. Muszę też wspomnieć o projekcie „Katowice Motorem Bezpieczeństwa Śląska”, w ramach którego odwiedziliśmy kilkanaście placówek edukacyjnych. Między innymi przedszkola oraz szkoły podstawowe i średnie. W jednym takim spotkaniu uczestniczyło zawsze kilka klas, a to daje kilkaset dzieci. Gdyby to wszystko podsumować, to staraliśmy się wyedukować łącznie kilka tysięcy osób.

Jak wyglądają takie spotkania z dziećmi i młodzieżą?

Na spotkaniach w ramach projektu „Katowice Motorem Bezpieczeństwa Śląska” dzieciaki mogą wsiąść do naszej rajdówki. Zobaczyć, jak wyglądają profesjonalne pasy bezpieczeństwa i jak powinny być zapięte. Mogą też sprawdzić, jak wygląda fotel kierowcy. Rozmawiamy z nimi o bezpiecznym poruszaniu się po naszej aglomeracji. Jak uchronić się przed różnymi groźnymi sytuacjami. Dzieci dzielą się też własnymi doświadczeniami w tym temacie. Jedna taka wypowiedź szczególnie utkwiła mi w pamięci. Chłopiec, który uczestniczył w spotkaniu, przytoczył smutną historię. Pewnego razu przechodził przez przejście dla pieszych razem ze swoim dziadkiem. Mieli wypadek, w którym dziadek – niestety – zginął. Nasze spotkania i przesłanie, które one za sobą niosą, mają służyć temu, aby do takich sytuacji w przyszłości już nie dochodziło.

Czy w czasie spotkań są tematy, na które kładziecie większy nacisk?

Staramy się poruszać wszystkie możliwe tematy związane z bezpieczeństwem na drodze. Nie tylko z perspektywy pieszego, ale również kierowcy czy rowerzysty. Uważnie obserwujemy statystyki wypadków, zmiany w prawie o ruchu drogowym i to wszystko daje nam materiał do rozmów na tych spotkaniach. Kiedy weszło prawo dające pieszemu pierwszeństwo na pasach, zauważyliśmy 40-procentowy wzrost śmiertelnych wypadków. No to na spotkaniach podkreślaliśmy, że jako piesi nie jesteśmy niezniszczalni. Żadni z nas superbohaterowie, bo w zderzeniu z samochodem nie mamy szans. I po dwóch latach tych działań statystyki są coraz lepsze. Nie wiem, w jakim stopniu to my się do tej poprawy przyczyniliśmy. Wiem jednak, że działania policji oraz nasze bardzo pomogły.

Poza tym zawsze przed sezonem jesienno-zimowym przypominamy o noszeniu odblasków. Mówimy o wydłużonej drodze hamowania, kiedy jezdnia jest mokra i śliska, o kinetyce samochodu. To informacje ważne dla młodzieży, która wchodzi w pełnoletniość i zdaje egzaminy na prawo jazdy. Po ostatnich tragicznych wypadkach, jak na przykład ten w Krakowie, gdzie zginęło czworo młodych ludzi, chcemy więcej rozmawiać na temat prędkości. Przypominać, że ulica to nie tor wyścigowy. Dzisiaj dostęp do szybkich aut w miarę tanim kosztem jest łatwiejszy. Często są to samochody w złym stanie technicznym. A jeśli dodać do tego młodego kierowcę, bez umiejętności, który chce zaimponować rówieśnikom – tragedia niemal pewna.

Z Waszym programem edukacyjnym odwiedzacie również przedszkola. Macie jakieś specjalne sposoby na to, by skutecznie dotrzeć do takich maluchów?

Nasze spotkania różnią się w zależności od grupy docelowej. Wiadomo, że inaczej się rozmawia z przedszkolakami, których uwagi nie da się skupić przez dłuższy czas. Dlatego dla nich zajęcia są krótsze, bardziej kolorowe, podzielone na etapy. My nawet opracowaliśmy specjalny program z psychologami dziecięcymi. Ustaliliśmy w nim całą ścieżkę przebiegu takiego spotkania z maluchami.

Będziecie kontynuowali swoją edukacyjną misję w przyszłym roku?

Tak, spotkania na pewno będą kontynuowane w przyszłym roku. Ale szczegółowy harmonogram dopiero ustalimy. Tematy powstają na gorąco. Patrzymy lokalnie, czy gdzieś jest więcej wypadków. Albo policja otrzymuje sygnały, że na jakimś terenie jest grupa młodzieży organizującej nielegalne wyścigi. Na pewno proces edukacji nie może się zatrzymać. Bo, kiedy jednych uda się wyedukować, to wciąż przybywa kolejnych, młodych uczestników ruchu drogowego, którzy dopiero poznają zasady.

A jak w ogóle do tego doszło, że z szybkiego rajdowego samochodu przenosicie się do szkół, by uczyć dzieci?

Wiąże się to z historią, której byłem uczestnikiem. Trzy lata temu, wracając do domu, złapałem pijanego kierowcę. Miał ponad trzy promile alkoholu we krwi i wiózł ze sobą dwójkę małych dzieci. Po tej akcji powstał spory szum medialny. Zrobiło się głośno, że kierowca rajdowy złapał pijanego za kółkiem. Zaczęliśmy się więc zastanawiać, jak wykorzystać wizerunek rajdowca. Bo przecież możemy dawać przykład i naszą pasję, którą jest ściganie i udział w rajdach, przekuć na coś lepszego. Miesiąc po tym zdarzeniu poznałem osobiście prezydenta Katowic, Marcina Krupę i zaczęliśmy rozmawiać o problemach z bezpieczeństwem na drogach w naszym mieście. I wtedy właśnie zrodził się pomysł edukacji dzieci i młodzieży. Że działać możemy wspólnie z policją i innymi służbami. Bo o ile do jednego dziecka dotrze to, co mówi do niego rajdowiec, to drugie bardziej posłucha się policjanta. Zaczęliśmy więc działać. Najpierw w Katowicach, potem na całym Śląsku. Wszystko zaczęło się rozrastać do tego stopnia, że w pierwszym roku zorganizowaliśmy kilka eventów, a w kolejnym już kilkanaście! Policja zapraszała nas do udziału w swoich projektach, np. „Bezpieczne wakacje”, czy do akcji ustawiania świateł w samochodach. Do tego doszły pikniki rozrywkowo-edukacyjne. Wciąż zgłaszają się kolejne miasta z pytaniem, czy u nich też się pojawimy. Projekt będzie się rozwijał i ja się z tego bardzo cieszę. To pokazuje, że jako Szeja Rally Team jesteśmy zespołem wiarygodnym i rzetelnym.

A propos pikników edukacyjnych. Te z udziałem Beboka Rajdusia przyciągają mnóstwo ludzi. Atrakcje znajdą tam nie tylko dzieci, ale też dorośli?

To prawda. To są naprawdę świetne imprezy, w których stawiamy na edukację poprzez rozrywkę. Można poczuć się jak rajdowiec dzięki symulatorowi rajdowemu. Wsiąść do naszego samochodu treningowego, zobaczyć czym się różni od zwykłego auta, sprawdzić systemy bezpieczeństwa. Jest też symulator zderzeniowy, czy symulator dachowania. Policjanci przywożą swoje alkogogle, robią konkursy. Straż miejska przyjeżdża ze sztucznymi pasami, które „udają” przejście dla pieszych. Pokazują znaki drogowe i tłumaczą, jak bezpiecznie przechodzić przez jezdnię. Jest też szkolenie z pierwszej pomocy. Na naszych piknikach mamy również coś na wzór miasteczka rowerowego. Taką jezdnię z rondem i skrzyżowaniem, gdzie dzieci mogą symulować ruch. No i wiadomo, maskotka Rajdusia, z którym można zrobić sobie zdjęcie to również wielka atrakcja dla dzieciaków. Pikniki są świetną okazją na aktywne spędzenie czasu przez weekend. Rodzic może z dzieckiem przyjść za darmo, skorzystać z atrakcji, coś wygrać, czegoś się nauczyć.

Jesteście rajdowcami, jeździcie w zawodach. Do tego jeszcze napięty grafik spotkań edukacyjnych. A przecież macie też rodziny. Jak udaje się Wam to wszystko pogodzić?

Właśnie największy problem mam z żoną, która się denerwuje, że prawie co weekend mnie nie ma (śmiech). Jeśliby podliczyć wszystkie działania, to można powiedzieć, że w roku nie ma mnie około 20-25 weekendów. Ale na pikniki edukacyjne żona jeździ ze mną, pomaga nam, więc uczestniczymy w tym razem i spędzamy wspólnie czas. Działania edukacyjne to taka, jak to się u nas mówi, fajna fucha. Jest miło i przyjemnie jak możemy komuś pomóc, zrobić coś dobrego. To nie jest obowiązek, robimy to, bo chcemy i sprawia nam to wiele radości i satysfakcji.

Można się z Wami spotkać głównie na terenie Śląska. A czy myślicie o tym, żeby rozszerzyć te działania na całą Polskę?

Docelowo tak. Już teraz zgłasza się do nas wiele miast ościennych z prośbą o to, żeby coś u nich zorganizować. Byliśmy gościnnie w Zamościu, który jest miastem partnerskim Katowic. Zaczęło się lokalnie, a może zakończy się ogólnopolsko? Kto wie.

Rozmawiała: Anna Wańczko

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera