Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czas na nowe otwarcie. Fundacja Brama Cukermana od 15 lat promuje żydowską historię regionu

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
fot. Roman Łuszczki
Z Karoliną i Piotrem Jakoweńkami, założycielami Fundacji Brama Cukermana w Będzinie, która obchodzi 15-lecie istnienia, rozmawiamy o sukcesach i problemach, planach, najnowszej książce "Nie damy się wysiedlić", którą wydała Fundacja, a także o tym, jak postrzegana jest historia Żydów w naszym regionie i co można zrobić, aby nie zapominając o przeszłości, zadbać także o przyszłość relacji polsko-żydowskich.

Piętnaście lat temu, 11 marca 2009 roku w Będzinie, oficjalnie działalność rozpoczęła Fundacja Brama Cukermana. Szukałam w Internecie swoich artykułów na temat początku Waszej działalności, znalazłam z sierpnia 2009, kiedy mogliście już pochwalić się pierwszym sukcesem – zabytkowe polichromie w dawnym domu modlitwy, siedzibie Fundacji, będą odnowione! Potem sukcesów przybywało, chociaż łatwo nie było. Ale cofnijmy się w czasie bardziej.

Karolina Jakoweńko: W 2006 roku wróciłam po studiach do rodzinnego Będzina, Piotra (męża – przyp.red) ściągnęłam z Bytomia i wspólnie zastanawialiśmy się, co w życiu robić. Z racji wykształcenia miałam parcie na kulturę i na tym polu chciałam działać. I wtedy „pojawili się” w moim życiu Żydzi. Oczywiście metaforycznie. To był szok. Bo chociaż przed wojną tworzyli sporą społeczność Będzina, byli zasymilowani, związani z tym miastem, to nasze pokolenie o tym nie wiedziało. Nie uczyliśmy się tego w szkołach, nie rozmawiano o tym w domach…

Generalnie nie było ani nacisku, ani też trendu na pokazywanie lokalnej żydowskiej historii, zwłaszcza, że to trudna karta. Jeśli nawet temat się pojawiał, to nie na wielką skalę

KJ: Pomyśleliśmy, że naszą chęć działalności kulturalnej, możemy wykorzystać właśnie na przybliżenie tematyki żydowskiej. Skoro my, mieszkając tutaj, tak mało wiemy o ich historii, kulturze, wkładzie w tworzeniu dziejów Będzina, to inni wiedzą jeszcze mniej. W tamtych czasach poza Adamem Szydłowskim z Fundacji Jona, który tej sfery dotykał, nie było zbyt wielu innych, chcących się w nią zagłębić bardziej.

Fundacja narodziła się z potrzeby ratowania żydowskiego domu modlitwy i jego zabytkowych polichromii. Przez wiele lat miejsce to pełniło rolę zwykłego mieszkania lokatorskiego. W 2004 roku aktualny lokator skontaktował się z Adamem Szydłowskim (Fundacja Jona, obecnie dyrektor Fundacji im. Rutki Laskier w Będzinie ) dając znać, że spod warstwy farby ukazują się niezwykłe malowidła. DZ napisał o tym odkryciu. Adam Szydłowski z lokatorem odsłonili fragmenty polichromii. W 2007 roku Urzędowi Miejskiemu udało się nakłonić najemcę do przekwaterowania. Na fali tych wydarzeń miejsce wzbudziło zainteresowanie, m.in. Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Katowicach. Niestety, mieszkanie ponownie zostało wynajęte lokatorom i wszystko wskazywało na to, że to, co zostało odkryte, odejdzie w zapomnienie – tym razem już na zawsze. Aż pojawiliście się wy – Karolina i Piotr Jakoweńkowie, którzy postanowili to miejsce uratować.

KJ: Uprosiłam właściciela kamienicy, pana Balińskiego, abym mogła wejść do środka. Weszłam, spojrzałam na te ściany i poczułam w sobie...złość. Niezgodę na to, że tak niezwykłe miejsce pójdzie zaraz pod młotek. I to był ten impuls do założenia Inicjatywy, która potem została przekształcona w Fundację Brama Cukermana. Z potrzeby ocalenia tego miejsca. Postanowiliśmy lokal wynająć i nie dopuścić, aby dawny dom modlitwy znowu zmienił się w zwykłe mieszkanie, żeby odsłonięte polichromie poszły w zapomnienie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli chcemy ochronić to miejsce, musimy je wpisać do rejestru zabytków, a żeby tak się stało, musi być powołana organizacja, która będzie pozyskiwała środki na utrzymanie.

I tak w 2009 roku Fundacja zaczęła swoją działalność, udało się ochronić dom modlitwy, ale był to dopiero początek tego, co chcieliście robić, aby propagować żydowską historię i kulturę w Będzinie, ale też poza jego granicami. I chociaż jak wspomnieliście, mieszkańcy Będzina może nie byli aż tak zachłyśnięci i zafascynowani tym tematem, to spotkaliście się z odzewem z całego świata. Od tych, których rodziny tu mieszkały wiele, wiele lat temu…

Piotr Jakoweńko: Będzin z pewnością jest miastem, które budzi sentyment wśród tych, którzy stąd wyjechali, ale też wśród pokoleń, którym ten sentyment przekazano, mimo że to ludzie, urodzeni często nawet nie w Polsce. Dzięki działalności Fundacji udało nam się przywrócić Będzin w ich rodzinnej pamięci. Najwięcej tych osób mieszka obecnie w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu. Krótko przed pandemią, przyjeżdżało ich naprawdę sporo i to z całego świata. Mieliśmy nawet osobę z Japonii. Były też żydowskie grupy młodzieżowe z Argentyny, Kolumbii, co ciekawe, bez będzińskich korzeni, ale historia o Będzinie, którą opowiadaliśmy tak zauroczyła przewodnika, że te grupy chciały odwiedzać Będzin.

Staliście się przysłowiową nitką, łączącą dawnych mieszkańców pochodzenia żydowskiego z Będzinem. Tych, którzy tu mieszkali, tych, których rodzice tu żyli, ewentualnie dziadkowie. Ale co z kolejnymi pokoleniami? Bo tu już chyba nie da się przyciągnąć na samym sentymencie?

KJ: Też zadajemy sobie pytanie o następne pokolenie i traktujemy to jako wyzwanie. Pojawiliśmy się w momencie, kiedy to pierwsze jeszcze przyjeżdżało do Będzina. Dziś to ludzie wiekowi, wielu odeszło. Przyjeżdżały też dzieci osób, które przeżyły Holocaust, ale ich też jest coraz mniej. Pojawił się pomysł, aby ściągnąć tu i zorganizować wyjazd dla ludzi z trzeciego pokolenia. To osoby w wieku 40-50 lat, ale na razie żyją jeszcze w ferworze wielu obowiązków, nie mają czasu na takie podróże. Natomiast mamy zapewnienie ze strony ich rodziców, że im to zaszczepili i przyjdzie ten moment, kiedy będą chcieli tu przyjechać.

PJ: To jest ten rodzaj turystyki, który pojawia się w momencie, kiedy nasze życie jest już ułożone i zaczynamy pytać o swoje korzenie, ciągnąć do miejsc z nimi związanych. Bo jest na to czas. Ważne, aby mieć przewodnika w tych miejscach. To, że w Polsce mają partnera, który jest na to otwarty, a nawet motywuje, jest dla nich ważne.

Z jakich działań Fundacji jesteście najbardziej dumni?

KJ: Było ich naprawdę dużo. Nie będę wyliczać projektów na różnych polach: historii, turystyki, edukacji, literatury. Za największy sukces poczytujemy sobie jednak wytrwałość, to, że nie zniknęliśmy, a przecież w przypadku wielu fundacji, organizacji tego typu, tak się właśnie stało. Sukcesem jest konsekwencja. A nie mieliśmy zbytniego wsparcia ze strony miasta. Przez te piętnaście lat nie czuliśmy, że nasze działania są doceniane.

Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju?

KJ: Chyba niestety idealnie wpisujemy się w to powiedzenie. Jesteśmy jedną z najbardziej rozpoznawalnych organizacji z Będzina w Polsce. Zawsze podkreślamy związek z tym miastem i czujemy się jego reprezentantami. Jesteśmy w Sieci Forum Dialogu. Za swoją działalność otrzymaliśmy wiele nagród – ale w Krakowie, Warszawie. To trochę przykre. Bo tak na końcu, ktoś nas zawsze pyta: jaką macie współpracę z miastem? Na tym polu niczym nie możemy się pochwalić. A chcielibyśmy! I nie chodzi o fundusze, nagrody, ale o dobre słowo, otwarcie na pewne tematy…

PJ: To sporo ułatwiłoby w naszych projektach, bo choćby pewne kwestie związane z działaniami w obszarach przestrzennych, wymagają pozwoleń, uzgodnień z miastem. Udałoby się wtedy dużo więcej razem zmienić.

Może za mało o tym mówicie? Może trzeba wyjść naprzeciw?

PJ: Wysłaliśmy przez te lata wiele maili, dawaliśmy wyraźne sygnały. Odpowiedzi na razie nie mamy. Ale nie poddajemy się, nie obrażamy i nie unosimy dumą. Pomyślimy, może jednak w końcu się uda. Zrobimy kolejny krok.

KJ: Miłość we mnie do tego miasta cały czas istnieje, mimo iż ostatecznie zamieszkaliśmy w Bytomiu, czyli rodzinnym mieście Piotra. Wciąż jednak poważnie podchodzimy do pracy w Fundacji, której serce bije w Będzinie. Ale jest chyba nawet – wbrew pozorom – trudniej niż kiedyś. Wtedy szliśmy na fali entuzjazmu, jaką daje młodość wierząc, że będziemy jednymi z tych, którzy to miasto otworzą. Tymczasem obecnie jest w Będzinie jest impas.

Wróćmy do historii Fundacji i jej sukcesów

KJ: No to oczywiście uratowanie domu modlitwy. Zabezpieczyliśmy go w ten sposób, że gdyby nawet Fundacja przestała istnieć – czego oczywiście nie zakładamy, to polichromie nie znikną. Są chronione przez polskie prawo. Myślę też, że byliśmy tu prekursorami w tego typu działaniach właśnie prawnych, pokazując i motywując innych do podjęcia takich kroków. Wypracowaliśmy doskonałe kontakty ze Światowym Związkiem Żydów Zagłębiowskich. Przyjeżdżają do Będzina, traktują nas jak partnerów, przyjaciół, którzy dbają o to dziedzictwo kulturowe i pamięć o ich przodkach. Wiedzą przy tym, że nie jesteśmy Żydami i cenią to podwójnie. Co jeszcze? Wydaliśmy cztery książki.

Ostatnią całkiem niedawno. „Nie damy się wysiedlić” to historia bojowników i bojowniczek żydowskiego ruchu oporu w Będzinie i w Sosnowcu.

KJ: Przyczynkiem do tej książki była 80.rocznica likwidacji getta w obu tych miastach. Ma formę leksykonu, który powstał w hołdzie dla tych ludzi – zwyczajnych i niezwyczajnych bohaterów. Jedynie Warszawa może pochwalić się taką publikacją. Pracowało nad nią wiele osób, ale przede wszystkim Tomek Grząśliewicz, z którym razem ją promujemy. Myślę, że można ją też potraktować jako takie symboliczne podsumowanie działalności Fundacji Bramy Cukermana z jednoczesnym otwarciem jej na kolejny etap.

A sytuacja polityczna, która się pojawiła, w związku z eskalacją izraelsko-palestyńskiego konfliktu zbrojnego, nie wpływa na wasze działania?

KJ: Nie. My nie jesteśmy organizacją żydowską, tylko polską. Pracujemy tu, lokalnie. Skupiamy się na tym, aby opowiadać historię przez pryzmat lokalności, związków z naszymi miastem, regionem. Żydzi, którzy do nas przyjeżdżają, znają tę historię, my pokazujemy jak o nią dbamy. A tak naprawdę, z przekazem docieramy do Polaków – do mieszkańców, ale też innych osób, zainteresowanych tą tematyką.

PJ: Oczywiście wojna na Bliskim Wschodzie prywatnie, osobiście, jest dla nas trudna, przez to, że dotyka osób, które poznaliśmy, z którymi weszliśmy w pewne bliskie relacje. To naturalne, że się o nich martwimy. Jedna z bliskich nam osób została porwana i uwięziona w Gazie. Komplikuje to w oczywisty sposób część naszej pracy, jest wyzwaniem dla przyszłości wymiany, bo wiadomo, że obecnie mieszkańcy Izraela skupiają się na innych sprawach. My jednak, co podkreślam zajmujemy się historią Żydów w Polsce, nie historią Izraela. Przyjaźnimy się na gruncie historycznym.

To jednak wyzwala po raz kolejny pytanie o antysemityzm w Polsce – tu i teraz.

PJ: Myślę, że gdyby przez ostatnie 30 lat, wiele organizacji w Polsce, bo oczywiście my tylko dokładamy swoją cegiełkę, nie wykonało pracy w przywracaniu przeszłości, pokazywaniu historii, ten „stary” antysemityzm w połączeniu z obecnym, na bazie tego, co się rozgrywa, byłby straszliwy, a jest, naszym zdaniem, zniuansowany. Europa Zachodnia nie miała tej historii, tej pracy nie wykonywała i w wielu krajach stosunek do kwestii żydowskiej jest obecnie o wiele bardziej negatywny niż w Polsce.

KJ: Chociaż czai się pod skórą w Polsce także... czasami.

Rocznice są zwykle okazją do podsumowań, wasza „piętnastka” to bardziej moment na nowe otwarcie

KPJ: Tak! Nie skupiamy się na tym co zrobiliśmy, wolimy być w ruchu, myśleć o przyszłości. Jesteśmy też otwarci na innych, bo historia Będzina jest tak bogata pod tym względem. Dla każdego jest w niej miejsce do działania.

W domu modlitwy ta historia miała początek, teraz idziecie w stronę, gdzie się tragicznie kończyła, na teren dawnego getta. Ale to będzie też miejsce nie tylko wspomnień.

KJ: Nowy rozdział chcemy otworzyć przy domu, który nazwaliśmy Domem Bojowników Getta, przy ul. Rutki Laskier, kiedyś Podsiadło. Na terenie ogrodu przy tym domu był bunkier, w którym zginęli niektórzy z bohaterów naszej ostatniej książki. Ten dom jest unikatowy. Z autentycznymi murami, które były świadkami tej ostatniej walki. W 2012 roku poznaliśmy bliżej historię tego miejsca, którą opowiedziała nam pani Maria Polak. Jako nastolatka mieszkała w tym getcie razem z żydowskimi rodzinami. Obecnie rozmawiamy z potomkami właścicieli o zakupie domu. Chcemy w nim stworzyć miejsce dialogu i rozmów o historii, połączyć upamiętnienie ze współczesnością. Będzie się to też wiązało z przejściem od etapu fundacji do instytucji kultury zajmującej się pamięcią. To miejsce znajduje się na szlaku ruchu edukacyjnego z Izraela. Chcemy jeszcze szerzej otworzyć drzwi.

A zaczęło się od Bramy...

KPJ: O Bramie Cukermana oczywiście nie zapomnimy. Chcemy tam stworzyć stałą wystawę o religii w żydowskim Bendi

Fundacja Brama Cukermana założona została w marcu 2009 roku w Będzinie z inicjatywy Karoliny i Piotra Jakoweńko. Impulsem do jej powstania była potrzeba uratowania żydowskiego domu modlitwy znajdującego się w tzw. Bramie Cukermana, w którym zachowały się zabytkowe polichromie. Głównymi celami naszej działalności są: Ochrona zabytków kultury żydowskiej oraz upamiętnianie wielowiekowej obecności Żydów w Będzinie i regionie; Edukacja lokalnej społeczności oraz działania na rzecz tolerancji i porozumienia między kulturami, Badania nad historią i życiem Żydów w Będzinie i regionie. Więcej na http://www.bramacukermana.com/new/fundacja/

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera