Sprawa będzie z pewnością drobiazgowo analizowana - z jednej strony dlatego, że wskutek zaniechania szybkiej reanimacji 14-letnia Sylwia Marchewka doznała trwałego uszkodzenia mózgu, z drugiej dla wypracowania takich procedur, by w przyszłości podobne wypadki się nie powtórzyły.
Prokuratura zarzuca Oldze K. nieudzielenie pomocy w stanie zagrożenia życia
Prokuratura zarzuca Oldze K., nauczycielce wychowania fizycznego gimnazjum w Opatowie, nieudzielenie pomocy uczennicy znajdującej się w stanie zagrożenia życia i nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Dziś Sylwia na nowo uczy się mówić, jeść i poruszać rękami.
Przed sądem zeznawali świadkowie - dyrektorzy gimnazjum i lekarka z przychodni w Opatowie. Wicedyrektor szkoły Bożena K. zeznała, że nauczycielka spanikowała, robiła Sylwii zimne kompresy i była całkowicie roztrzęsiona. Ona natomiast wezwała karetkę pogotowia. Przed sądem odtwarzano przebieg zdarzenia, do którego doszło w maju 2007 roku.
Sylwia chodziła wtedy do pierwszej klasy gimnazjum w Opatowie, wychowanie fizyczne miało być ostatnią godziną lekcyjną. Podczas rozgrzewkowego biegu, po kilkudziesięciu metrach przewróciła się i straciła przytomność. Olga K. wysłała uczennice po pomoc do pobliskiej przychodni i do sekretariatu, by wezwano pogotowie. Niestety nie zaczęła samodzielnie reanimacji. Po 20 minutach lekarka z przychodni przywróciła krążenie nastolatce, potem pojawiło się pogotowie ratunkowe.
- Kiedy dotarłam do szkoły, dziewczyna była już w stanie krytycznym, nikt nie udzielał jej pomocy, próbowałyśmy ją z pielęgniarką reanimować, po 15 minutach przyjechało pogotowie - zeznawała lekarka.
Nieprzytomna Sylwia trafiła do szpitala. Na skutek niedokrwienia mózgu ma nieodwracalne zmiany neurologiczne. Wymaga stałej opieki medycznej. Ma sparaliżowane ręce, przez cały czas poddawana jest rehabilitacji.
- Przez pięć godzin uczy się mówić razem z logopedą, dopiero rok po zdarzeniu powiedziała pierwsze słowo mama - opowiada Małgorzata Marchewka, matka 16-latki. - Mam żal, że nauczycielka w tych pierwszych minutach spanikowała, że nie udzieliła jej pomocy, tylko szukała jej w przychodni. A teraz uczy dzieci nadal, bez żadnych konsekwencji.
Biegli lekarze nie mieli wątpliwości, że zmiany w organizmie nastolatki nastąpiły na skutek zaniechania reanimacji.
- Najważniejsze w takich sytuacjach są pierwsze trzy, cztery minuty. Nauczyciele byli przeszkoleni z zasad udzielania pierwszej pomocy teoretycznie. Natomiast dopiero rok po wypadku praktycznie, na manekinach - mówi matka nastolatki. - Nauczycielka nie reanimowała Sylwii, a wicedyrektorka była zajęta wzywaniem karetki.
Oldze K. grozi do trzech lat więzienia i w przypadku prawomocnego wyroku skazującego także utrata prawa wykonywania zawodu. Kobieta nie przyznaje się do winy. Przed sądem odmówiła zeznań. - Miałam zacząć reanimację, gdy na salę wpadła lekarka z przychodni i kazała nam się odsunąć. Nie wiem, ile minut do tego czasu upłynęło - mówiła kilka tygodni po zdarzeniu dziennikarzom.
Pani Małgorzata zamierza walczyć o odszkodowanie i rentę dla córki. Teraz rehabilitacja Sylwii kosztuje ją 3 tys. zł miesięcznie. - Nauczycielka nas unika, nigdy nie zadzwoniła i nie zapytała o zdrowie Sylwii - zdradza pani Małgorzata. - Sylwia miała plany i marzenia, chciała skończyć turystykę, a dziś uczy się życia od podstaw - dodaje po chwili.
Kolejna rozprawa w listopadzie. Sąd zapozna się z opinią biegłego kardiologa i przesłucha ratownika medycznego z pogotowia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?