Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Damian B., prezydent Bytomia, czyli przedstawienie z milionami euro w tle

Marcin Zasada
Tak było: Polonia Bytom wśród najlepszych, a jej prezesem jest Damian Bartyla (jeszcze z wąsem). Czy sukces Bartyli (awans od III ligi do ekstraklasy) może przekreślić sprawa korupcji?
Tak było: Polonia Bytom wśród najlepszych, a jej prezesem jest Damian Bartyla (jeszcze z wąsem). Czy sukces Bartyli (awans od III ligi do ekstraklasy) może przekreślić sprawa korupcji? collage Marek Michalski
Wydawało się, że po Piotrze Koju Bytom nie będzie już miał prezydenta o krótszym nazwisku. Ale co jakiś czas rządzący miastem Damian Bartyla zamienia się w Damiana B., człowieka oskarżonego o korupcję w futbolu. Jego proces, przypominający od początku polityczną pokazówkę, to dla Platformy Obywatelskiej gra o 400 milionów złotych. Na razie wszyscy rywale Bartyli w przyszłorocznych wyborach prezydenckich z wypiekami na twarzy oglądają kolejną odsłonę tego spektaklu.

Trzy lata i to nie koniec

Właśnie dowiedzieliśmy się o akcie oskarżenia przeciwko niemu, który trafił do Sądu Rejonowego w Nowym Mieście Lu-bawskim. Prokuratura zarzuca mu wręczenie 1,5 tys. zł łapówki sędziemu prowadzącemu trzecioligowy mecz Polonii Bytom z Polarem Wrocław w 2005 roku. Inne, społeczne zarzuty krążą w internecie.

Ten najbardziej widowiskowy, zamieszczony na stronie jednego z opozycyjnych ugrupowań w Bytomiu, brzmi: "Nawet gdyby nie został pan kiedyś tam skazany, to teraz szkodzi pan interesowi i wizerunkowi Bytomia najbardziej ze wszystkich ludzi na świecie". Pod tym absurdem może się podpisać nasz apolityczny wymiar sprawiedliwości.

Nikt z nas nie wie, czy Bartyla jest faktycznie winny, czy nie. Wiemy, że jego udział w aferze korupcyjnej najpierw winien być udowodniony, zaś do sądu należy ewentualne uznanie tych dowodów za wystarczające. Do tego jeszcze daleka droga, bo polska prokuratura i sądownictwo działają tak, a nie inaczej. W cywilizowanym kraju na rozstrzygnięcie tak błahej, wydawałoby się sprawy czekalibyśmy góra kilka miesięcy.

U nas sprawa Bartyli po 3 latach ląduje w sądzie i definitywnie to jeszcze nie koniec. Zatrzymanie, doprowadzenie przed oblicze prokuratora, śledztwo, zarzuty - taką kampanią, rozciągniętą w czasie, można metodycznie dyskredytować człowieka na każdym stanowisku, które podlega społecznej ocenie. Bywa że ewentualne uniewinnienie u kresu tej procedury to już wiadomość tylko dla koneserów, która nie jest w stanie odbudować zniszczonego wizerunku.

Tak było choćby ze Zbigniewem Szandarem, byłym prezydentem Siemianowic Śl., który dopiero po 7 latach, w maju br., został przez sąd oczyszczony z oskarżeń o działanie na szkodę miasta.

Polityka i proste instynkty

Bartyla został zatrzymany we wrześniu 2010 roku, tuż po tym, jak został kandydatem PiS na prezydenta Bytomia i kontrkandydatem dla Piotra Koja z PO. Niezwykły zbieg okoliczności, ale prawdopodobnie to dzięki temu incydentowi, Koj wygrał w drugiej turze. Gdy przed rokiem Bartyla po raz drugi walczył o prezydenturę, tym razem w przedterminowych wyborach po odwołaniu Koja w referendum, można było dowolnie szafować insynuacjami z korupcją w tle i nazwiskiem skróconym do jednej litery. Tym razem Bartyla wygrał. Może dlatego, że bytomianie mieli dość nieudolności PO. A może po prostu drugi raz nie dali się nabrać na to przedstawienie.

Bytom, na swoje nieszczęście, od dawna jest ziemią niczyją z punktu widzenia politycznego interesu. O ile w Gliwicach, Katowicach czy Tychach wykształcili się naturalni liderzy lokalnego samorządu, niezależni od partyjnych sympatii na scenie ogólnopolskiej, tak najstarszy ośrodek aglomeracji władzę dostawał w spadku od opcji rządzącej (Krzysztof Wójcik - SLD, Koj - PO). W przyszłym roku ta batalia o stołki w Bytomiu będzie mieć bezprecedensową stawkę. Chodzi o 100 mln euro, czyli ok. 400 mln złotych, jakie miasto ma otrzymać z Unii na rewitalizację.

Polska polityka oparta jest na prostych instynktach, dlatego firmowanie planu ratunkowego dla Bytomia z pomocą prezydenta spoza platformerskiego kręgu zaufania nie jest na rękę szefom PO. Najprawdopodobniej niebawem partia przedstawi człowieka, który stanie się ambasadorem programu "400 milionów", a w dalszej perspektywie - kandydatem dającym nadzieję na odbicie Bytomia. Nie zdziwmy się, jeśli nominacja zbiegnie się w czasie z kolejnym aktem spektaklu z udziałem Damiana B. Jest jeszcze idealny scenariusz PO: szybki proces, wygaszenie mandatu, wprowadzenie komisarza przez premiera. Kto wie, może w takich okolicznościach wróciłby nawet Piotr Koj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!