Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daszewski: Gigant, który miał pecha

Blog marynistyczny
"Great Eastren" największy statek XIX wieku
"Great Eastren" największy statek XIX wieku Kolekcja Adama Daszewskiego
Jego historia trwała kilkadziesiąt lat i przez cały czas był… pływającym cmentarzem. Nic dziwnego, że okazał się jednym z najbardziej pechowych statków nie tylko epoki pary.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Pełnomorski blog dla ssaków lądowych i morskich

Nazywał się Isambard Kingdom Brunel . Nie słyszeliście? Więc może pozwolę sobie na malutką prowokację. Był Brunel Stevem Jobsem XIX wieku (a raczej Jobs był Brunelem XX i XXI w.), tyle że przerastał tego ostatniego pod każdym względem o głowę. Wyjąwszy rozumienie dosłowne tego stwierdzenia. Był bowiem Brunel, jak się to wtedy mówiło, nikczemnego wzrostu. Ten genialny inżynier, konstruktor i wynalazca pchnął jednak niemal wszystkie sfery - gwałtownie rozwijającej się w wieku pary techniki - na nowe tory. A Jobs (oddając cesarzowi co cesarskie) dokonał tylko rewolucji komputerowej i to często korzystając z talentów współpracowników.

Wróćmy jednak do Isambarda. Interesuje nas tu dzisiaj tylko jedna ze dyscyplin, którymi się fascynował - budowa statków. I tu dochodzimy do jego ostatniego dzieła, które okazało się tak nowatorskie, że przerosło nie tylko epokę, ale i umysły współczesnych i poniosło klęskę.

Pora wreszcie podnieść kurtynę. Oto statek o którym wspominałem od kilku tygodni. "Great Eastern" największa jednostka XIX wieku, pomimo, że powstała w 1860 roku. Był wyraźnie większy od naszego słynnego "Batorego", który był przecież o 76 lat młodszy. Przerastał też nieskończenie wszystko co przed nim pływało po morzach. Jak ktoś obliczył gdyby dziś miał powstać taki (proporcjonalnie do największych istniejących) statek musiałby mieć, bagatela niemal 800 metrów długości.

Dla porządku dodam, że olbrzym miał ich 211 i był dwukrotnie dłuższy (i niemal sześciokrotnie większy) od poprzedniego rekordzisty. Nie sposób tu przytoczyć nawet w najogólniejszych zarysach jego historii, bo musiałby powstać w tym celu odrębny blog. Więc tylko kilka faktów. Od urodzenia był krnąbrny , ale i okrutny. W listopadzie 1857 nie dał się zwodować w stoczni pod Londynem. Kadłub zablokował się na bocznej pochylni i dwóch ludzi poniosło śmierć. Po miesiącu kolejna próba też była nieudana. Zginęli kolejni ludzie . Tym razem widzowie na przeładowanym pomoście, który się zawalił.
Te wydarzenia spowodowały chorobę konstruktora i upadek pierwszego z licznych armatorów statku. Ostatecznie niemal dokładnie przed 155 laty (31 stycznia 1858) "Great Eastern" zwodował się sam podczas przypływu i wichury.

Miał 6 masztów i pięć kominów (po paru latach jeden zlikwidowano) oraz śrubę i gigantyczne koła łopatkowe (średnica 17,7 m). Dwie parowe siłownie miały łączną moc 11 tys. koni mechanicznych. Miał więc ten niezwykły statek trzy rodzaje napędu (trzecim były oczywiście żagle) Chory Brunel przybył na jego pokład 5 września 1859 roku tuż przed próbnym rejsem. Doznał na pokładzie ataku serca i wkrótce potem zmarł.

Podczas próbnego rejsu doszło - w wyniku błędu człowieka - do wybuchu w kotłowni i pożaru. Zginęło 5 palaczy. Nieco później, po kosztownym remoncie, gdy olbrzym stał na redzie jego pierwszy kapitan, wybrany spośród 200 chętnych, świetny fachowiec - William Harrison zginął wraz z synem i bosmanem jednostki, gdy płynął z e statku na brzeg…
W dziewicza podróż wyruszył "Great Eastern" dopiero 16 czerwca 1860 roku. Załoga liczyła ponad 400 osób. Statek, który mógł przewozić nawet 4 tysiące pasażerów, miał ich na pokładzie 35 (nie licząc płynących za darmo oficjeli). Czyżby opinia o jego pechu była już tak mocno ugruntowana?

Pech z reszta nie opuszczał olbrzyma przez cały niemal morski żywot. Pewne bardziej znaczące wpływy wciąż zmieniający się właściciele (aż siedmiu z nich splajtowało!) uzyskali tylko, gdy pełnił funkcję kablowca na przełomie lat 60. I 70, oraz pod koniec jego istnienia, gdy przez rok stał w Liverpoolu i stał się pływającym lunaparkiem…

Tak naprawdę zarobił na nim tylko ostatni właściciel firma złomowa Henry Bath i Synowie, która kupiła statek z a 16 tys. funtów, a pamiątki z olbrzyma (m.in. meble, fragmenty maszyn i wyposażenia) sprzedała kolekcjonerom za niemal 60 tys. funtów.

Właściwe złomowanie rozpoczęto 1 stycznia 1889 roku. Dopiero 18 miesięcy później robotnicy dotarli do podwójnego dna. W jednym z jego przedziałów znaleziono ludzki szkielet. Jak udało się ustalić były to szczątki nitera, który zaginął w trakcie budowy.

Przez całe swoje istnienie był więc "Great Eastern" w istocie pływającym cmentarzem. I zawsze miał nieprawdopodobnego pecha. Jak tu się dziwić, że marynarze są przesądni…

Większy od tego wyprzedzającego swoją epokę - dosłownie i w przenośni - olbrzyma, statek powstał dopiero w 1906 roku. Nosił nazwę "Lusitania". Ale to już zupełnie inna historia, którą zapewne niedługo opowiem.

Pełnomorski blog dla ssaków lądowych i morskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!