Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do lata piechotą będę szła... Cotygodniowy felieton Przemysława Miśkiewicza

Przemysław Miśkiewicz
Kiedyś wyczekiwane od początku września, obecnie zauważalne tylko przez tych, którzy mają dzieci w wieku szkolnym. Wakacje, słowo - klucz, odpowiednik pełnej szczęśliwości. Wszyscy czekaliśmy na nie od pierwszego dzwonka szkolnego, kiedy wydawały się wręcz nieosiągalne. Czas leciał tak strasznie powoli, najpierw w październiku były dni prac społecznych - trzy albo cztery dni bez lekcji - na ogół jechaliśmy na wykopki. W gruncie rzeczy to pomaganie w pracach rolniczych to była fikcja, głównie sprowadzało się do imitacji pracy i integrowania klasy przy zupełnie innych zajęciach. Potem oczekiwanie na Święta Bożego Narodzenia, przy okazji których było dwa tygodnie wolnego, z czasem skrócone do kilku dni. Jednak wtedy dodano dodatkowo ferie zimowe w styczniu. Dla nas to było fajniejsze, bo summa summarum wolnego było więcej.

Po feriach, które były po zakończeniu pierwszego semestru (wcześniej były cztery okresy, każdy zakończony ocenami, po reformie w pierwszej połowie lat 70. tylko dwa) zaczynało się oczekiwanie na Wielkanoc. W latach 60. i początkiem 70. były ferie wiosenne, potem już nie, ale kilka dni wolnego jednak się trafiało. Maj tworzył perspektywę, że to już niedługo, w czerwcu po wystawieniu ocen zaczynała się fikcja szkoły i wszyscy wiedzieli, że to już tuż, tuż...

I wreszcie przychodziły wyczekane, upragnione. Wraz z początkiem szkolnej laby zaczynała się kultowa audycja Lato z Radiem, której słuchali praktycznie wszyscy, z charakterystycznym sygnałem - poleczką „Dziadek”, który chyba wszyscy powyżej 50-ki do dziś pamiętają. Piosenką najbardziej letnią, jaką pamiętam z końcówki lat 70, jest opolski debiut Bajmu:

Znów przyjdzie maj
A z majem bzy
I czekać mam na lepsze dni
Znów przyjdzie mi
Nosić przykrótkie sny
Do lata, do lata, do lata
Piechotą będę szła

„Piechotą do lata” towarzyszyło mi przez lata, żeby zniknąć na jakiś czas i wrócić znów, kiedy już do szkoły zaczęły chodzić moje dzieci. Jednak wakacje to przede wszystkim wyjazdy. W czasach komuny większość moich kolegów jeździła na kolonie, jednak ja miałem szczęście wyjazdów z rodzicami. I to były nieprawdopodobnie długie wakacje, gdyż mama, będąc nauczycielką, miała wolne całe wakacje. Pierwsze lata dzieciństwa to Gdańsk Stogi i ulica Sówki. Przyjeżdżaliśmy końcem czerwca, powrót był po dwóch miesiącach. Można powiedzieć, że w ciągu pierwszych siedmiu lat życia spędziłem tam około roku. Znałem wszystkie okoliczne dzieciaki, chodziliśmy razem na plażę, na grzyby, na spacery. Do morza był kawał drogi, dzisiaj odległość wykluczyłaby to miejsce, no chyba, że ktoś ma samochód, ale my nie mieliśmy. Zresztą dojazd to była nie lada wyprawa. Najpierw pakowanie walizek, przejście do dworca w Częstochowie, kuszetki kupione kilka tygodni wcześniej, potem kilkanaście godzin w pociągu i taksówka z dworca w Gdańsku na Stogi.

Na plażę wychodziliśmy po śniadaniu i szliśmy piechotą do tramwaju, do którego czasami nie udało się wejść ze względu na tłok. Była też droga alternatywna, przez las, ale to jak już miałem wprawę w chodzeniu czyli po ukończeniu czterech lat. Trzykilometrowa trasa była wyzwaniem dla małego człowieka. Ale warto było iść, bo plaża to nie tylko piasek i morze, ale też smażalnie ryb, które uwielbiałem od dzieciństwa i budka z ciastkami, gdzie były ptysie z ...bitą śmietaną, a nie z kremem, jak gdzie indziej - pycha. Ogólnie było cudnie i mimo, że przez pierwsze lata nie chodziłem do szkoły ani do przedszkola, to powrót zawsze kojarzył mi się ze smutkiem - takie pierwsze smuteczki małego człowieka.

W 1971 roku pojechałem z rodzicami do Bułgarii - to była prawdziwa wyprawa, do której przygotowania trwały kilka miesięcy. Najpierw wkładki paszportowe, taki dziwny twór, który upoważniał do wjazdu na teren krajów socjalistycznych, chyba bez Jugosławii i na pewno bez Albanii. Dopiero po dostaniu wkładek można było kupić bilety, odstane w kolejce w biurze Orbis i zakupić bułgarską walutę czyli leva. W dzień wyjazdu byłem nieprawdopodobnie podekscytowany, perspektywa blisko czterdziestu godzin w pociągu wydawała mi się super przygodą. I tak też było. Pojechaliśmy wieczornym pociągiem „Polonia” i po półtorej doby byliśmy w Warnie, skąd taksówką pojechaliśmy do Sozopola. To blisko 200 kilometrów, ale Bułgaria była nieprzyzwoicie tania i było nas na wszystko stać. Super wakacje, upały, ciepłe morze, śniadania i kolacje pod figą na ulicy Strandża. Dla dziewięciolatka niewyobrażalne przeżycie, a słowa „mliako” czy „chliab” śmieszyły mnie nieprawdopodobnie, tak jak i moich kolegów, kiedy opowiadałem im o tym po powrocie.

Przez kolejne lata była Jastarnia, potem malutka, wtedy nikomu nieznana wioska na Suwalszczyźnie Becejły nad Szelmentem. Praktycznie trzech czy czterech gospodarzy wynajmowało pokoje letnikom, atmosfera sielska, szansa na spotkanie kogoś znajomego teoretycznie zerowa, co nie zmienia faktu, że rodzice spotkali znajomych ze studiów. W liceum zaczęły się wyjazdy z kolegami, głównie na rajdy górskie w Beskidy, ale i tak miesiąc spędzałem z rodzicami w różnych miejscach.

Wiele z tych miejsc odwiedziłem ze swoimi dziećmi, które tak jak wcześniej ja, również cały rok czekały na wakacje, słuchając już innych piosenek. Teraz do szkoły idzie mój wnuk, który jeszcze nie wie, że jego też czekają tortury oczekiwania. Czas płynie nieprawdopodobnie szybko, zmierzamy do... no na razie do wakacji. Precz z komuną.

PS: tydzień temu był ingres nowego Arcybiskupa Adriana Galbasa. Ciężkie zadanie przed nim, ale też ogromna nadzieja. Oby się spełniła.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera