Był trafnym obserwatorem rzeczywistości, bliższej tej bieruńskiej i dalszej, tej polskiej, śląskiej. Trafnie analizował wszelkie patologie społeczne - wszak był ekonomistą i znakomitym analitykiem (ach te Jego wnikliwe pytania, czasem to trudno było na nie odpowiedzieć). Rozumiał jak nikt samorządy i zasady - polityczne i ekonomiczne - nimi rządzące. Przyjaciel Śląska i śląskości (wspomnę, że zafascynowany był "Listami z Rzymu" prof. Zbigniewa Kadłubka), rozmowa z nim na każdy temat była rzeczowa i konstruktywna, choć czasem zauważał żartobliwie, że zagadywał rozmówcę, usprawiedliwiając się, iż to taka "belferska przypadłość".
Zmarł dr hab. Jan Czempas, ekonomista, samorządowiec, społecznik. To ogromna strata
Właśnie wybierałem się do Niego na kolejną pogawędkę, kolejną - bo kiedyś, kiedyś bywałem u niego częściej, a to z racji zawodu dziennikarskiego. Potem, gdy osiadłem w zawodzie dziennikowego archiwisty (to już lat kilkanaście), rzadziej, bo pisywałem do miesięcznika "Śląsk". Ale od święta i na wspólnych imprezach powiatowych zawsze nasze ścieżki się krzyżowały. Ostatnio, jesienią było mi dane zamienić kilka słów na parkingu koło Starostwa, skąd wywoziłem porcję mojej świeżej książki, o śląskim westernie, twórczości filmowej Józefa Kłyka i wspomagającej go społeczności Bojszów. Była to jak zwykle rozmowa konstruktywna i ciekawa, która z kilku minut przedłużyła się do kilkunastu, a potem chyba już sięgała pół godziny, w każdym razie zamierzaliśmy ją dokończyć w najbliższym czasie. Zamierzaliśmy...
Pamiętam, że wręczyłem mu książkę, jedną z kilku które miałem, miałem się pojawić u Niego w domu, by wpisać dedykację. Pan Jan zrewanżował mi się swoją książką, wręczył mi ją przelotem, gdzieś później - ale nie mogę w tej chwili sobie przypomnieć, odświeżyć pamięci. Ta informacja, że odszedł, dosłownie mnie sparaliżowała, przeraziła. Pewno jak wiele osób, które Go znały.
Bo przecież jeśli uświadomimy sobie, co straciliśmy, czego mógł jeszcze dokonać - w działaniach, nauce, polityce, pisaniu - to naprawdę strata jest to niepowetowana. To smutne, że brakuje słów, by wyrazić brak Człowieka takiego formatu. Bo przecież nic nie zastąpi jego inteligencji, humoru, ciepła, twórczej wymiany myśli. Nie zastąpi żadna książka, żaden pomnik, żadna fotografia... Człowiek jest ulotny. Niestety… Zostaje tylko w naszej pamięci.
Wyobrażam sobie, przypominam, że Pan Jan pomaga mi właśnie, jako początkującemu redaktorowi tygodnika "Nowe Echo" z Tychów poznawać dziennikarski teren, obwozi mnie samochodem po zaułkach Bierunia. Potem siadamy na kawie w jego gabinecie. Pokazuje mi stare zdjęcia ukochanego miasta, które ocalił. Przechodzimy na kolejne tematy. Rozmawiamy o lokalnym samorządzie, a ludzi tu rządzących znał jak nikt. I ich potencjał również...
Mimo wielu obowiązków, zawsze śledził moje literackie poczynania, był moim wiernym Czytelnikiem, zwłaszcza tekstów publikowanych w "Śląsku", często odbierałem gratulacje - mam nadzieję zasłużenie. Było to miłe, że zwłaszcza Człowiek takiego formatu, naukowiec, potrafił zauważyć i docenić trud człowieka, który dopiero wstępował na ścieżkę poważniejszej życiowej kariery, który dopiero szlifował swoje pióro. Zawsze mi kibicował i mnie wspierał. Jako autor, naukowiec znał, wiedział, ile serca, czasu i potu kosztuje każde słowo, zdanie, artykuł, czy książka. Nad wszystkim trzeba się napracować, natrudzić, nad słowem pisanym zwłaszcza. On wiedział, ile to kosztuje i że ten trud nie zawsze jest doceniany...
Dzięki takim Ludziom jak dr hab. Jan Czempas, czy kardynał Stanisław Nagy, których miałem okazję poznać, Bieruń pokochałem, może nawet i bardziej niż Bojszowy. A może tak samo. Nieważne. Szkoda, że tych ludzi z nami już nie ma. Pożegnajmy ich godnie...
I jeszcze jedno, jakby ostatnie Słowo Zmarłego, które odczytałem w dniu, kiedy informacja o jego odejściu do mnie dociera, w sobotnie popołudnie, dochodzi piętnasta. Właśnie, wczoraj, w piątek, zdobyłem świąteczną bieruńską „Rodnię”, wziąłem ją z sekretariatu Starostwa, bo na pierwszej stronie zobaczyłem twarz dr hab. Jana Czempasa. Przemawiał (a mówcą był świetnym)... I podpis pod zdjęciem - wspomnienia stanu wojennego. "Po co mi to było" - pyta nasz Bohater na jedenastej stronie wspominając swoją samotną, samodzielną (bo poza strukturami „Solidarności”) działalność opozycyjną, a konkretniej swoją bogatą bibliotekę, zaopatrzoną w tytuły z drugiego obiegu, które chętnie udostępniał (nierzadko i partyjnym). Wspomina swoje perypetie na całej kolumnie. Jednak to, co mnie uderza jest na końcu. I to jest odpowiedź na tytułowe pytanie: "I po co mi to było?". I te słowa czytam teraz, kiedy Profesora już nie ma, kiedy zaskoczyłem informacją o Jego odejściu dyrektora Biblioteki Śląskiej, filozofa, Ślązaka, prof. Zbyszka Kadłubka (którego Pan Jan tak cenił). Pisze Czempas, i chyba jest to jedna z nauk, którą warto zapamiętać:
"Co zyskałem? Pogodne spojrzenie na siebie w lustrze czasu. Chodzę wyprostowany, z godnością wśród koleżanek i kolegów z pracy i pośród lokalnej społeczności. Ten czas obywatelskiej próby zaliczyłem. Na ile? Niech to oceniają ci, którzy mnie znali wtedy i znają teraz. A do tego samozadowolenia jeszcze dochodzą budujące, usłyszane przed laty słowa dorastającego Syna: Tato, szkoda, że ja nie jestem tak odważny, jak ty".
Chyba wielu z nas nigdy nie było tak odważnych jak On...
Świeć Panie nad Jego duszą...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?