Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Sarna: Profesor Religa wciąż jest wśród nas

Marlena Polok-Kin
Dr Jan Sarna
Dr Jan Sarna Mikołaj Suchan
Dr Jan Sarna, dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. Z. Religi w Zabrzu w rozmowie z Marleną Polok-Kin

Wieczory z koncertem "Serce za serce" zawsze należały do wyjątkowych wydarzeń. W Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu już po raz dziewiętnasty spotkali się przyjaciele, entuzjaści, znamienici goście i najhojniejsi darczyńcy Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi, zaśpiewała gwiazda mediolańskiej La Scali, Aleksander Teliga. Ale i data tegorocznego koncertu ze wszech miar szczególna, bo upływa ćwierć wieku od pierwszego udanego przeszczepu serca. Piękny dzień, zaprosiliście państwo wszystkich, których udało się odnaleźć, ludzi, związanych z tamtym wydarzeniem, ale przecież zabrakło tej najważniejszej osoby - prof. Zbigniewa Religi. Ale podobno nie ma ludzi niezastąpionych?
To twierdzenie nie dotyczy jednak ludzi wybitnych, autorytetów. Dla nas, w fundacji, profesor Zbigniew Religa był zawsze punktem odniesienia. Teraz szukamy autorytetu zbiorowego, omawiamy zagadnienia dotyczące naszych prac z kilkunastoma kierownikami klinik. Wciąż myślimy - jak on by to rozwiązał? A ja do dziś pamiętam całonocną rozmowę z nim sprzed z górą dwudziestu lat, jakby to było wczoraj. Byłem zaszokowany. Religa miał wszystko dokładnie przemyślane. Zaprezentował mi całą wizję fundacji, czyli krótko mówiąc - tak jak ją wówczas skroił, tak ona dotąd dobrze leży i wystarczy nam tych wyznaczonych zadań na pokolenie. Dlaczego? Ponieważ profesor zawsze sięgał daleko w przyszłość i dotąd ani jeden z tych elementów, które uważał za ważne z punktu widzenia pacjenta i rozwoju medycyny się nie zdezaktualizował.
Tak sobie dziś myślę, że on to wszystko, także przeszczep, krok po roku obmyślił i wykonał wcześniej w głowie, siedząc z wędką nad Bugiem. To dlatego potem wszyscy mówili, że operował tak, jakby to robił już dziesiątki razy wcześniej.

Był wizjonerem? Tak się wielokrotnie o nim mówiło.
Pewnie, że był wizjonerem, ale w takim rozumieniu, że miał niezwykły, otwarty umysł, ale i dokładnie wiedział, czego chce. To była determinacja i siła, poparta wielkim talentem i wiedzą. Czuł w sobie tę moc, którą czuje w sobie człowiek świadomy swej wiedzy, umiejętności. I potrafił w tym zapale jednoczyć i gromadzić wokół siebie ludzi. Gdyby po pierwszych niepowodzeniach odstąpił od idei przeszczepów - wie-lu chorych na serce ludzi straciłoby życie. Ile trzeba mieć w sobie mocy, woli, odpowiedzialności, żeby spróbować po raz kolejny? A dziś, gdy o tym mówimy, bodaj z tysiąc ludzi jest po przeszczepach. Był odważny, ale i cholernie odpowiedzialny za to, czego się podjął, za ludzi. To także jego testament dla nas. Wprowadził standardy, których się trzymamy.

Jakie było największe zawodowe marzenie profesora?
Polskie, w pełni implantowalne sztuczne serce. O tym marzył i do ostatnich chwil jego życia mówił mi o tym. Umarł z tym marzeniem. Ale wiedział, że spełnienie jest bardzo blisko.
Dziś możemy już powiedzieć, że prace są niezwykle zaawansowane i pewnie prototyp polskiego sztucznego serca będzie gotowy pod koniec nadchodzącego roku.
Sami mieliśmy wątpliwości. Bo przecież nie mieliśmy kompletnie pojęcia jak się za to zabrać, z czego. Ale profesor wierzył - w swoich ludzi przede wszystkim, w ich potencjał. Dziś dr Roman Kustosz, szef Pracowni Sztucznego Serca mówi - oczywiście, że polskie sztuczne serce będzie, obiecaliśmy to przecież prof. Zbigniewowi Relidze.

Uporem i zaangażowaniem profesor zarażał?
Z pewnością tak. Religa miał silną wolę, to zawsze było coś, co go wyróżniało na bloku operacyjnym, a potem cechowało w działaniach, których i my byliśmy uczestnikami. Dopóki była szansa na ratowanie pacjenta - nie było mowy o tym, żeby powiedział koniec, odchodzimy od stołu. Pewnie, zamęczał swoich asystentów - Bochenek, Zembala - dziś sławy polskiej medycyny - wtedy patrzyli na to inaczej. Ale dziś wiedzą, że tak trzeba było, ponieważ rzeczy wielkie powstają wyłącznie z wielkiego zaangażowania. I my, w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii, także to dziś wiemy. Po dwudziestu latach fundacja jest znaczącym instytutem naukowo-badawczym nie tylko w kraju. A zaczęło się od 4 tysięcy 200 zł zebranych do kapelusza pani Ingeborgi Kuczy plus czegoś, co już wówczas było niezwykle cenne, a była to "Marka Religa". Z naszych dokonań skorzystało już w różnej formie kilka tysięcy pacjentów. I to nie tylko chorych na serce, ratowanych komorami wspomagania serca, ale także ortopedycznych (przypomnę niedawną operację łąkotki w Żorach, do której przygotowywaliśmy materiał w jednej z naszych pracowni), czy też do operacji okulistycznych, dzięki którym pacjenci widzą. To jest nauka, ale i praktyka w służbie pacjenta, dokładnie tak, jak wymarzył to sobie prof. Religa.
A jak spełniają się wielkie marzenia, może zobaczyć w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii każdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!