Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fortuna ma smak szynki

Jacek Drost
Jak to jest być bogatym? Fajnie! Można wejść do sklepu i nie zastanawiając się, czy starczy na raty powiedzieć: kupuję - mówi Marek Kraśnicki z Kęt, który przed kilkoma dniami w teleturnieju TVN "Milionerzy" wygrał 250 tys. złotych. O człowieku, który niedawno przeżył eksmisję z mieszkania, a teraz odmienił swój los pisze Jacek Drost

Kraśnicki - wysoki, szczupły mężczyzna z wąsem - wrócił właśnie z pracy. Na co dzień rozwozi wędliny po Polsce. Prosi żonę, żeby zaparzyła mu kawy i opowiada, że do domu podwiózł go jakiś człowiek jadący do Kęt. Po drodze zapytał, czy to on jest tym facetem z "Milionerów"? - Tak, to ja - opowiada z uśmiechem Kraśnicki. Żona podaje mu szklankę. - W klitce, do której trafiliśmy po eksmisji ciasnota jak cholera, więc muszę uważać, żeby nie rozlać kawy-plujki - tłumaczy.

Z tarczą i czekiem

- Tydzień przed teleturniejem rozmawialiśmy z żoną o jakimś niezapłaconym rachunku. Chciałem powiedzieć, że pojadę do "Milionerów" i wygram, ale ugryzłem się w język - wspomina pan Marek.

- Przed wejściem do studia bałem się, że podczas odpowiedzi inni mnie wyprzedzą i wrócę z niczym. Przyjadę do Kęt, a ludzie powiedzą: "No, Marek, byłeś tak blisko", a w duchu będą się ze mnie śmiali. A tak wróciłem i z tarczą, i z czekiem.

Mimo że Kraśnicki skończył tylko podstawówkę i nieco liznął szkoły średniej, to w teleturnieju nie dał szans pozostałym uczestnikom. Jako pierwszy i jedyny odpowiedział poprawnie na pytanie, w którym w porządku chronologicznym trzeba było ułożyć cztery rozdziały z "Pana Tadeusza. Nie zawahał się, gdy prowadzący program Hubert Urbański spytał go o to, które drzewo gubi uskrzydlone owoce. - Proszę, zaznacz klon polny - powiedział do Urbańskiego. Trafił z odpowiedzią w pytaniu "Kto zagrał na saksofonie tenorowym na sławnej płycie "Kind of Blue" Milesa Davisa". - John Coltrain - powiedział Kraśnicki.

I wreszcie pytanie za 500 tys. zł. Niby banalne, a w istocie podchwytliwe. Brzmiało: "W programie "Lekcja stylu TVN" Jolanta Kwaśniewska przedstawia sposób jedzenia pewnego ciastka. Jakiego? Napoleonki, ptysia, wuzetki czy bezy?". Kraśnicki nie był pewien odpowiedzi. Nie pomogło koło ratunkowe w postaci tzw. telefonu do przyjaciela. Emocje sięgnęły zenitu. Wtedy powiedział Urbańskiemu, że dalej nie gra. - Nie kusiło mnie, żeby ryzykować. Za duża kasa - mówi kęczanin. Wycofał się, odbierając czek na 250 tys. zł.

- Byłem w szoku. Ja, Marek Kraśnicki, wygrałem. Przecież tam przychodzą ludzie z tytułami. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje - opowiada. Gdy wracali z córką do domu, nie mógł ochłonąć. W okolicach Krakowa nawet pobłądzili. - Tata, nie przejmuj się - powiedziała mu wtedy 20-letnia córka Kasia. Towarzyszyła ojcu podczas nagrania programu. Bardzo go wspierała.

Weszli do bramy domu tacy smutni. No i co? Nie udało się? Może innym razem się uda... - pomyślała żona. I wtedy jej mąż nagle wyciągnął z marynarki czek.

- Z nerwów nie mogłam policzyć tych zer. Myślałam, że to 25 tysięcy złotych. Koleżanka miała łzy w oczach. Popłakałyśmy się ze szczęścia. Długo nie mogłam dojść do siebie. Do teraz w to wszystko nie mogę uwierzyć - wspomina pani Alina, która na czas nagrania programu została w domu z młodszą córką, 8-letnią Anią.

Eksmisja była straszna

Pani Alina do tej pory nosi w torebce dwa pomięte i pożółkłe artykuły z "Dziennika Zachodniego". Powstały przed pięcioma laty, kiedy Kraśniccy byli eksmitowani z mieszkania komunalnego.

- Oboje jesteśmy na rencie. Ja choruję na epilepsję. Mąż jest chory na astmę. W sądzie usłyszeliśmy, że nie trzeba było dawać na leki, tylko płacić za mieszkanie. Eksmisja była straszna. Przyszli tak nagle. I powiedzieli, że do tego a tego dnia mamy się wynosić - wspomina Kraśnicka.

Gmina dała im lokal socjalny na parterze bloku przy ul. Kościuszki. W fatalnym stanie. Na ścianach nie było tynków, dziurawe podłogi, umywalka rzucona w kąt. Po ukazaniu się artykułów w naszej gazecie, lokal socjalny szybko został doprowadzony do jako takiego stanu. Mieszkanie Kraśnickich ma jednak zaledwie 28 m kw. powierzchni. Jeden pokój przedzielony jest wiekową meblościanką. W większej części stoi tapczan, w kącie piec kaflowy, umywalka, niewielki stolik, pufy i trochę drobnych sprzętów. W drugiej swój kącik znalazła młodsza córka, bo starsza po nagraniu "Milionerów" wyjechała do pracy w Londynie.

- Cieszę się, że nie będę musiała już palić w tym piecu kaflowym. Jest nieszczelny, już nieraz słyszeliśmy, że przez niego możemy się potruć - cieszy się Kraśnicka.

Spłacić komornika

Pan Marek patrzy na żonę i uśmiecha się pod wąsem. Mają już plan jak wydadzą wygrane pieniądze. Najpierw chcą spłacić zadłużenie u komornika, zostało tego jeszcze jakieś 10 tys. zł. Część odłożą dla młodszej córki. W gminie chcą załatwić mieszkanie komunalne. Jednopokojowe już mogłoby być, ale wolą poczekać, bo chcą dwupokojowe z osobną kuchnią i łazienką.

- Kupimy też samochód. Peugeota 307 SW. Nie nowego! Raczej dwu- lub trzyletniego, sprowadzonego z zagranicy. Pojedziemy też do córki do Londynu w odwiedziny. Resztę odłożymy na konto - mówi Kraśnicki popijając kawę. Jego żona dodaje: - Na tzw. czarną godzinę.

Pan Marek chciałby jednak spełnić jedno swoje chłopięce marzenie, o którym wspominał w programie - mieć makietę kolejki elektrycznej. Na pewno ją kupi.

Pieniądze na konto jeszcze nie wpłynęły. TVN wypłaca wygraną w ciągu dwóch miesięcy od emisji programu. Ale w torebce pani Aliny jest czek z podpisem Urbańskiego.

- Jedna dziennikarka spytała mnie, jak smakuje fortuna. Jak kilka deko szynki parmeńskiej za sto złotych za kilogram, którą pójdę sobie kupić, jak tylko dostanę pieniądze - uśmiecha się Kraśnicki. Świadomość posiadanych pieniędzy daje mu teraz poczucie bezpieczeństwa. Niedawno zadzwoniła do niego pani, bo nie zapłacił jakiegoś abonamentu. Powiedział jej, że to się zmieni. Spytała, że niby dlaczego. A on na to: - Oglądała pani "Milionerów". Wygrałem - opowiada.

Z pracy nie odejdę

Znajomi i rodzina ślą gratulacje. Sporo wpisów pojawiło się na profilu pana Marka na Naszej-klasie. Telefon dzwoni non-stop. W mieście mówią na nich "Milionerzy".

- Zastanawiałem się, skąd ten rozgłos. Znajomy mi powiedział: "Marek, tam startują doktory, filozofy, a ty zwykły robol jesteś. I pokonałeś ich - mówi Kraśnicki, który mimo że skończył podstawówkę, a w życiu imał się różnych zajęć (był spawaczem, motorniczym, operatorem wózków, kierowcą, bezrobotnym), to zawsze lubił czytać. Nauczył się sam. Były czasy, że pochłaniał książki, ale trochę wysiadły mu oczy. Może teraz sprawi sobie lepsze okulary...

Co chwilę ktoś pyta go o udział w"Milionerach". Nagrał już dziewięć płyt z programem i rozdał je ekspedientkom sklepów, do których dowozi wędliny. Życia bez pracy jednak sobie nie wyobraża. - Nawet jakbym wygrał milion, to bym się nie zwolnił. A co bym robił w domu? Można siedzieć tydzień czy miesiąc. Ale całe życie! Co to, to nie - mówi Kraśnicki.

I tylko martwi go, że niektórzy sąsiedzi z bloku socjalnego w ostatnim czasie jakby ciszej mówią im "Cześć" czy "Dzień dobry", a są tacy, co w ogóle przestali się odzywać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!