MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Graniczny dług wciąż aktualny

Grażyna Kuźnik
Chciałbym, aby moje pole było wreszcie w jednym państwie - mówi Lothar Wittek
Chciałbym, aby moje pole było wreszcie w jednym państwie - mówi Lothar Wittek fot.Mikołaj suchan
Od 50 lat Czesi są nam winni 368 hektarów. Mimo że zobowiązali się do szybkiego uregulowania długu, wciąż mnożą trudności. Ostatnio nawet przerwali prace polsko-czeskiej komisji, której zadaniem jest doprowadzenie do zwrotu należnych nam gruntów. Krok ten tłumaczyli zbliżającymi się wyborami do władz wojewódzkich.

Upominając się o swoje, strona polska skierowała do sąsiadów z południa notę dyplomatyczną. - Chcemy jednorazowego, całościowego rozwiązania kwestii - mówi Piotr Paszkowski, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. - Ale mając na względzie stanowisko strony czeskiej, dopuszczamy zwrot długu w dwóch fazach, jednak na mocy jednej umowy . Oczekujemy na odpowiedź, która uwzględni nasze sugestie.

Odpowiedzi jednak brak. Vladimir Repka, rzecznik resortu spraw wewnętrznych Republiki Czeskiej, pytany dlaczego tak się dzieje stwierdził jedynie, że prace nad długiem terytorialnym zostały odroczone do czasu po wyborach i wznowione zostaną po 26 października.

Ziemie, które nam się należą, straciliśmy podczas tzw. prostowania polsko-czeskiej granicy w 1958 roku. U naszych południowych sąsiadów kwestia zwrotu gruntów "od zawsze" była tematem bardzo niepopularnym. Najpierw wcale nie chcieli rozmawiać o przygranicznych hektarach, potem zgadzali się na rekompensatę finansową. Dopiero po wejściu do Unii Europejskiej obiecali, że do 30 czerwca 2008 roku zaproponują tereny do oddania. Jednak dotychczas przedstawili jedynie niekompletny wykaz ziem, obejmujący 132 ha, i to po terminie.
- Gdy rozeszły się pogłoski, że Czesi będą oddawać ziemie Polsce, na terenach przygranicznych naszych południowych sąsiadów rozpoczęły się protesty. W czeskiej prasie pojawiały się tytuły: "Nie chtem byt Polakom! A sem Cechom!" Opory są tam bardzo duże - mówi poseł Henryk Siedlaczek (PO) z okręgu rybnickiego.

Odwlekanie rozwiązania kwestii długu terytorialnego wynika także z pozapolitycznych czynników. - Tereny przygraniczne są coraz atrakcyjniejsze. Zwłaszcza w naszym regionie, przez który będzie przebiegać międzynarodowa autostrada - uważa Andrzej Adamczyk, wicewójt gminy Godów.

Polscy rolnicy posiadający ziemie po obu stronach granicy zwracają jeszcze uwagę na inną bardzo ważną kwestię. - Tracimy finansowo, bo za nasze grunty w Czechach nie dostajemy unijnych dopłat - skarży się Antoni Szuścik z Łazisk koło Wodzisławia.

Czesi wstrzymali prace nad inwentaryzacją gruntów, które nadają się do przekazania Polsce w ramach długu terytorialnego. Są nam winni 368 ha, ale na razie oficjalnie wskazali tylko 132 ha.

Prace wciąż się opóźniają. Według danych polskiego ministerstwa rolnictwa, strona czeska twierdziła wcześniej, że ma w wykazie już 317 ha ziemi, którą może przekazać nam jako rekompensatę. Większość, bo 176 ha, to grunty należące do obywateli polskich, 121 ha należy do państwa, a właściciele 20 ha są nieznani.

Polska reprezentacja Stałej Polsko-Czeskiej Komisji Granicznej jest zaskoczona, że prace znowu zostały przerwane.

- Poinformowano nas, że dalsze prace będą kontynuowane po zakończeniu wyborów do władz wojewódzkich. Powodem jest obawa, że sprawa długu terytorialnego mogłaby stać się problemem politycznym - potwierdza kpt. Jacek Sońta, rzecznik Komendanta Głównego Straży Granicznej. Nie wiadomo, czy i ten termin nie zostanie przedłużony. Polacy z przygranicznych miejscowości nie mogą doczekać się zwrotu swoich ziem.
W 1958 wojsko wyznaczyło nową granicę, nie przejmując się, że przebiega przez środek pól uprawnych czy nawet przez czyjeś podwórko, jak to się stało u rodziny Wittków z Rudyszwałdu. Władze obu państw chciały skrócić linię graniczną o 80 km, żeby jej można było łatwiej pilnować. Od tej chwili polscy rolnicy musieli zdobywać przepustki i stać na przejściach granicznych, żeby dostać się na swoje grunty. Dopiero w tym roku pojawiła się nadzieja, że ziemie wrócą do Polski.

- Nie ma strzeżonych granic, ale wciąż są kłopoty. Kiedyś żyłem w nerwach, bo dostawałem przepustkę późno, kiedy już inni kończyli robotę w polu. Teraz za ziemię po stronie czeskiej nie mam dopłat unijnych. Nic tam nie można postawić, nawet szopki, bo Czesi się nie zgadzają - mówi Antoni Szuścik z Łazisk.
W tej wsi koło Wodzisławia wielu rolników ma ziemię w Czechach. Nie mają dopłat, bo nie są to ziemie polskie.

Ale też nie płacą podatku gruntowego, bo nie wiadomo komu. Nie podoba im się taka niejasna sytuacja.

- Chciałbym w końcu, żeby moje gospodarstwo było całością w jednym państwie. Żeby o nas nie zapomniano - denerwuje się Lothar Wittek z Rudyszwałdu. To on napisał do premiera Czech Mirka Topolanka, żeby nareszcie rozwiązał problem. I ten premier pierwszy obiecał, że dług odda w hektarach, a nie w gotówce. Kwestie długu granicznego omawiane są na najwyższym szczeblu, do gmin obu stron dochodzą szczątkowe informacje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!