Puchar Narodów po raz pierwszy w historii trafił do rąk polskich skoczków. Indywidualnie Kamil Stoch był drugi, a w czołowej dwudziestce finiszowało aż czterech Biało-Czerwonych. Na mistrzostwach świata Piotr Żyła sensacyjnie sięgnął po brąz, a drużyna nie miała sobie równych i stanęła na najwyższym stopniu podium.
Stoch wygrał Turniej Czterech Skoczni, zostając piątym skoczkiem w historii, który ma w dorobku złoto igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, Kryształową Kulę i właśnie TCS. Nieoficjalny - bo FIS nie uznaje tej rywalizacji ze względu na bezpieczeństwo zawodników - rekord Polski był poprawiany trzykrotnie i ostatecznie wyśrubowany przez Stocha do 251,5 metra.
Już tylko te fakty mówią same za siebie. Zakończony w niedzielę w Planicy sezon był w wykonaniu skoczków znad Wisły najlepszym w dziejach, a Stefana Horngachera uznano niemal za cudotwórcę. Udało mu się bowiem coś, co było niewykonalne dla poprzedników - zbudował znakomitą drużynę, bez słabych punktów.
Nawiasem mówiąc 48-letni Austriak już obejmując posadę deklarował taki właśnie cel. I chociaż droga nie była prosta - w dodatku wymagała łamania wieloletnich nawyków (na przykład słynnego „garbika i fajeczki” u Żyły) - to szkoleniowiec prowadził nią zawodników wyjątkowo konsekwentnie.
Kwintesencją stylu jego pracy okazała się między innymi decyzja związana z powołaniem kadry na zawody finałowe. Horngacher po raz kolejny zaufał skoczkom, na których stawiał przez cały sezon i nie wykorzystał pełnej puli miejsc, chociaż na przykład zabranie do Słowenii Stefana Huli oznaczałoby dla zawodnika ze Szczyrku udział w elitarnym konkursie zamykającym zmagania (Hula zajął w klasyfikacji 32. miejsce, ale dwóch z poprzedzających go rywali na Letalnicy zabrakło - przyp. red.).
Horngacher prowadził kadrę w ciekawym stylu. Generalnie zostawiał ekipie dość dużo swobody, ale potrafił też uderzyć pięścią w stół, gdy przeszarżowali. Tak było chociażby wtedy, gdy Żyła z Ziobrą przed inauguracją Turnieju Czterech Skoczni nagrali żartobliwy filmik przypominający klipy promujące walki bokserskie, a także, gdy wiślanin na Vikersund przestał wykonywać polecenia i na treningu niemal spadł z progu.
Teraz przed skoczkami wakacje, a kolejne poważne zawody czekają ich 14 lipca, gdy w Wiśle zostanie zainaugurowana Letnia Grand Prix. Sezon zimowy powinien natomiast rozpocząć się 24 listopada. Jego głównym punktem programu będą igrzyska olimpijskie w Pjongczangu (od 9 lutego). Już można przewidywać, że obecne wyczyny Stocha i spółki będą miały efekt uboczny w postaci nieprawdopodobnie wyostrzonych oczekiwań kibiców.
Przedsmak mieliśmy już podczas MŚ, gdy trzech reprezentantów w czołowej dziesiątce, ale bez wisienki w postaci medalu, potraktowano w kategoriach porażki.
Znakomite występy przełożyły się oczywiście także na pieniądze. Stoch zgarnął 187.400 franków szwajcarskich premii od FIS, ustępując pod tym względem tylko Kraftowi (zaledwie o 1100 franków). Czwarty w tym zestawieniu był Kot - 132.500, dziewiąty Żyła - 98.050, czternasty Kubacki - 69.500, trzydziesty trzeci Ziobro - 12.150, tuż za nim Hula - 11.000. Na liście nie zabrakło również Aleksandra Zniszczoła - 900 i Klemensa Murańki - 400.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?