Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak się pobrudzić, to tylko przy dobrym samochodzie

Katarzyna Kapusta
Numer modelu nie jest przypadkowy. 348 to zaszyfrowane dane pojazdu. 34 oznacza 3,4 l pojemności silnika, 8 to liczba cylindrów
Numer modelu nie jest przypadkowy. 348 to zaszyfrowane dane pojazdu. 34 oznacza 3,4 l pojemności silnika, 8 to liczba cylindrów Marzena Bugała-Azarko
Rosso Corsa to odcień czerwieni i karoserii zarezerwowany tylko dla modeli Ferrari. W Sławkowie w Alda Motorsport wiedzą, jak obchodzić się z tymi pięknymi samochodami. To tu odrestaurowano Ferrari 348 TB z 1989 roku z numerem seryjnym 0004.

Specyficzne brzmienie i piękny wygląd czynią samochody Ferrari obiektem pożądania. Są niesłabnącym synonimem luksusu. Nieoficjalny rekord wartości auta produkcji Ferrari padł we wrześniu 2013 roku. Wówczas za Ferrari 250 GTO z 1963 roku z numerem nadwozia 5111 nowy właściciel zapłacił 52 miliony dolarów.

Tę niebotyczną kwotę udało się osiągnąć, ponieważ samochód ten brał udział w wyścigu Tour de France w 1963 roku, a za jego kierownicą siedział Jean Guichet, który rok później wygrał dwudziestoczterogodzinny wyścig Le Mans. To oczywiście niejedyny model, który został sprzedany za tak wielką kwotę.

Za 35 milionów dolarów sprzedano w 2012 roku Ferrari 250 GTO w charakterystycznym jasnozielonym kolorze i numerze podwozia 3505GT. Samochodem tym w 1962 roku w wyścigu jechał sir Stirling Moss, żywa legenda sportów motorowych. Był on właścicielem tego egzemplarza.

Ciekawostką jest fakt, że w 1996 roku za ten samochód właściciel zapłacił 3,5 miliona dolarów, a sześć lat później sprzedano go za 8,5 miliona dolarów. Samochód kupił człowiek, który sprzedał go właśnie za 35 milionów dolarów. Z kolei za Ferrari 250 Testa Rossę z 1957 roku zapłacono 16,4 miliona dolarów. Samochód ten debiutował na torze Nürburgring. Dlaczego zapłacono za niego tak dużo? Ponieważ był to pierwszy egzemplarz Testa Rossy, jaki powstał. Był on jednocześnie prototypem serii 250TR. W sumie wyprodukowano ich tylko 34 egzemplarze, a 22 z nich sprzedano za 12 milionów dolarów.

Ferrari 348 swoim designem nawiązuje do Testa Rossy i jest nazywane „Małą Testarossą”. Ma centralnie ulokowany ośmiocylindrowy silnik generujący moc 300 koni mechanicznych. Piękną linię nadwozia z charakterystycznymi wlotami powietrza i wysuwanymi reflektorami z przodu. Skrzynia biegów w tym aucie wzorowana jest na tej z bolidów Formuły 1. Pod koniec lat 80. i na początku 90. wyprodukowano 8844 egzemplarze tego modelu. Ten z numerem seryjnym 0004 jest pierwszym egzemplarzem, który trafił do sprzedaży. Trzy poprzednie znajdują się w oficjalnych muzeach Ferrari.

Numer modelu 348 również nie jest przypadkowy. To zaszyfrowane dane pojazdu: 34 oznacza 3,4 l pojemności silnika, a 8 to liczba pracujących w nim cylindrów. Ten piękny klasyk z numerem 0004 znajduje się w Polsce i przeszedł gruntowną renowację w Sławkowie, w rodzinnej firmie Alda Motorsport. Zajęli się nim ojciec i syn - Andrzej i Piotr Dziurka.

Na początku była pasja, która przerodziła się w miłość do motoryzacji
Biznes, który dziś razem prowadzą, powstał z pasji do motoryzacji. Alda Motorsport jest serwisem specjalizującym się w markach premium.

Panowie stawiają na Ferrari, ale też restaurację youngtimerów oraz obsługę samochodów wyścigowych. Lata doświadczeń sprawiły, że mechanikę samochodową w motorsporcie mają opanowaną do perfekcji. Andrzej Dziurka jest bowiem ośmiokrotnym wyścigowym mistrzem Polski. Swoją przygodę ze ściganiem zaczynał jednak od zawodów kartingowych. To było w 1972 roku. Parę lat później ścigał się już w klasie samochodów turystycznych fiatem 126p.

- Moim pierwszym samochodem był gokart, którego sam zmajstrowałem w garażu w latach głębokiej komuny. Startowałem w eliminacjach do Mistrzostw Polski w Kartingu. Chodziłem wtedy do szkoły średniej. Później były inne samochody, veloreks, miałem też mikrusa - wspomina z błyskiem w oku. Dziurka w 1979 roku zaczął się ścigać w klasie samochodów turystycznych fiatem 126p.

- Zbudowałem niejednego fiata 126p, to był mój pierwszy samochód wyścigowy. Wtedy nie było innej możliwości. Trzeba było samodzielnie sobie zbudować, mnie się to udało zrobić. Wtedy już prowadziłem warsztat samochodowy. Po raz pierwszy zresztą pojechałem na wyścigi się ścigać - nigdy wcześniej nie byłem na wyścigach, jedynie oglądałem w telewizji, czytałem - samochodem zrobionym przez siebie. Byłem wtedy młodym chłopcem i wymyśliłem sobie, że będę startował w Mistrzostwach Polski i zdobędę mistrzowski tytuł. Tak jak pomyślałem, tak zrobiłem. Co prawda nie sprawdziło mi się to do końca, bowiem w tych zawodach zdobyłem tylko wicemistrzostwo Polski. Pierwszy był Wojtek Smorawiński, ale to przez przypadek, bo coś mi tam nie poszło - śmieje się.

Rok później sięgnął po tytuł mistrzowski.
- To była głęboka komuna, nic nie było. Wszystko trzeba było zdobywać, trzeba było samodzielnie sobie zrobić. Dzisiejsze wyścigi a wtedy... ogromna różnica. Kiedy zaczynałem, na starcie stała setka samochodów w jednej klasie. Tor miał pojemność 30 samochodów, więc musiały być dwie, trzy eliminacje, żeby móc zrobić bieg finałowy. Pierwsza dziesiątka z każdego biegu półfinałowego wchodziła do finału - wspomina. Andrzej Dziurka od 1993 roku ścigał się w zespole Alda Motorsport. Brał udział w rajdzie Paryż - Dakar, w którym zajął 3. miejsce w klasie Toyota Cup. W 2002 r. wziął udział w wyścigu z cyklu FIA GT Championship 2002 na torze w Magny-Cours samochodem Porsche 911 GT2 oraz na belgijskim torze w Spa w wyścigu 25-godzinnym w klasie Volkswagen Fun Cup. Dziś Andrzej Dziurka łączy swoje doświadczenie z fantazją syna. Wspólnie zajęli się samochodami premium.

- To był pomysł mojego syna. Chciał robić dobre samochody, a wiadomo, jak się już pobrudzić, to przy dobrym aucie - zauważa. Jego syn Piotr samochody kocha od dzieciństwa, dlatego teraz poświęca uwagę każdemu najdrobniejszemu elementowi odnawianego samochodu.

- Uważam, że tylko klient z wysokiej półki jest w stanie docenić poziom naszej pracy. Poświęcamy ogrom czasu i zaangażowania, żeby wszystko odbywało się w schludnych warunkach, żeby to było porządnie zrobione - tłumaczy Piotr Dziurka, a jego ojciec dodaje, że samochody tej klasy wymagają większej troskliwości, przede wszystkim czystości i odpowiedniego poziomu obsługi.

- Przy tych wszystkich zabytkowych samochodach mamy coś, czego nie mają w autoryzowanych serwisach. We wszystko wkładamy serce. Tu nie ma miejsca na masówkę.

1200 godzin pracy, 10 miesięcy i części z różnych krajów
Do warsztatu w Sławkowie trafiły dwa samochody. Były to Ferrari 348, jeden z nich miał numer seryjny 0004 . Wtedy zapadła decyzja, by samochód wyglądał tak, jakby właśnie wyjechał z fabryki. To była duża odpowiedzialność i praca, która trwała 10 miesięcy. Każdy element był bardzo trudno dostępny, niektórych już po prostu nie było. Partię części Alda Motorsport sprowadziła z Anglii, Niemiec, niektóre elementy pochodziły nawet z Hongkongu.

- Niby naprawa samochodu, a trzeba było szukać części po całym świecie i to zajmuje ogrom czasu - mówi Piotr Dziurka.

Przy projekcie spędzili łącznie 1200 godzin. - Cała praca, jaką wkładałem w ten samochód - tego wszystkiego nauczyłem się od taty. Przyglądałem się mu, jak pracował. Dobrze się uzupełniamy z tatą. On jest ze starej szkoły. Ma precyzję, dokładność, a ja mam dużo bieżącej wiedzy. Cały czas edukuję się w tym kierunku. Nigdy nie mam dość. Potrafię cały dzień spędzić w pracy, rozmawiając z klientami, a wieczorem pojechać do taty na kawę i pół wieczoru rozmawiać o samochodach - mówi Piotr Dziurka. Ferrari, które przyjechało do sławkowskiego warsztatu, było mocno zaniedbane.

- Było widać, że zajmowali się nim „dziwni mechanicy”, w różnych miejscach. Mieliśmy sporo pracy, żeby odtworzyć oryginał. Sporo czasu zajęło znalezienie części. Praca przy tym akurat samochodzie była bardzo czasochłonna, ale także dała bardzo dużo satysfakcji już na samym końcu. Na początku jednak jest po prostu stary samochód. Każdą śrubkę trzeba wziąć do ręki, wyczyścić i zamontować na nowo - opowiada Piotr. - Każdy samochód jest inny, trzeba obserwować, co się rozbiera. To jest bardzo ważne. Bardzo dużo fotografii robię w trakcie pracy.

- Cały czas sprawdzam też informacje w internecie. Udało mi się także zdobyć część oryginalnej dokumentacji. Ferrari nie jest bardzo restrykcyjnym producentem. Samochody tej marki bardzo się zmieniały na przestrzeni lat. Z jednej strony to ułatwienie w pracy, z drugiej utrudnienie. Trzeba się wstrzelić w dobre lata, a także pamiętać o różnicach. W przypadku tego konkretnego modelu Ferrari 348 były śruby z zabezpieczeniami żółtymi, a już dwa lata później były z niebieskimi - tłumaczy Dziurka.

Ojciec z synem starali się zadbać o każdy najdrobniejszy element samochodu. Chodziło o to, by samochód w 100 procentach był oryginalny.

- Skupialiśmy się naprawdę na każdym elemencie. Do tego stopnia, że podkładki pod śruby fabryka dawała cieńsze niż są obecnie dostępne na rynku. Wszystkie czyściliśmy, dawaliśmy do ocynkowania i dawaliśmy oryginalne - opowiada.

Rosso Corsa to odcień czerwieni zarezerwowany tylko dla modeli Ferrari, i właśnie od zdjęcia starych powłok lakierniczych i karoserii rozpoczął się proces renowacji. Wnętrze pojazdu zostało całkowicie odnowione. Elementy mechaniczne samochodu zostały poddane procesom między innymi czyszczenia, mycia, szlifowania, piaskowania. Zdecydowanie najbardziej czasochłonnym etapem jest sama renowacja, która jednocześnie daje najwięcej satysfakcji. Bardzo dużą rolę odgrywa tu precyzja w dopasowaniu do siebie elementów. Muszą pracować razem we właściwy sposób. Później przychodzi czas na testy i ostatni przegląd, nim samochód ponownie trafi do właściciela. Ile kosztowała renowacja tych dwóch modeli Ferrari 348?

- To tajemnica - mówią zgodnie ojciec i syn. - Ten model był niezwykły ze względu na numer seryjny. Po drugie, klient chciał mieć wszystko dobre, oryginalne, dlatego budżet na ten samochód był dość wysoki. Wszystko tak naprawdę zależy od indywidualnych rozmów - zaznacza Andrzej Dziurka. - Najważniejsze jest to, że klient jest zadowolony z efektu - dodaje Piotr.

Klient z górnej półki jest w stanie zapłacić niemal każdą cenę
- Są projekty, w których mamy bazę po 100 tysięcy euro i są projekty, w których baza kosztuje milion sto tysięcy euro. Wszystko zależy od zakresu renowacji. Trzeba też pamiętać o tym, że to są samochody, które już więcej nie zostaną wyprodukowane. Dlatego ludzie inwestują, ponieważ odrestaurowujemy kawał historii. Czasami te auta mają ciekawą historię, więc właścicielom bardzo zależy - tłumaczy Piotr. Nie podejmują się każdych prac. - W tej chwili zajmujemy się bieżącymi sprawami, czekamy na kolejny fajny projekt - zapewniają.

Projekt Ferrari z numerem seryjnym 0004, odrestaurowany w Alda Motor-sport, dostał najwyższą ocenę renowacji A1, potwierdzoną niemieckim certyfikatem Dekry.

Wpisz miejscowość i sprawdź wyniki wyborów

POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:

Wybory samorządowe 2018: Jak wyglądała kampania wyborcza

Jak głosowaliśmy w wyborach samorządowych: Incydenty + wydarzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo