Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem mściwy i wredny w tym kręgu morderców

Teresa Semik
Sprawa Sebastiana R. z Katowic. Część II. Był skazany za potrójne morderstwo, w więzieniu przyznał się do czwartego. Dostał łączną karę 25 lat pozbawienia wolności. W czasie odbywania wyroku ożenił się i rozwiódł - pisze Teresa Semik

Jest wytatuowany od stóp po same uszy. Niski, krępy, ma wysokie czoło i wystające kości policzkowe. Gdy zabił cztery osoby, nie skończył nawet 18 lat. Polskie prawo nie przewiduje jednak kary dożywotniego pozbawienia wolności dla nieletnich morderców.

"Jak wyjdę, to znowu mnie zamkną, bo pierwsze moje kroki skieruję do twojej siostry i jej męża, żeby ich zabić. Mają to obiecane" - pisze w liście do znajomej. "Ja im to powiedziałem na sali rozpraw, że żyją tak długo, jak długo ja siedzę. Z dziećmi ich zmasakruję, bo jestem mściwy, wredny i bez serca".

Za groźby karalne i za zniewagę sądu Sebastian R. z Katowic też został już skazany, ale przede wszystkim usłyszał wyrok 25 lat więzienia za zabicie trzech osób (o szczegółach tego morderstwa pisaliśmy tydzień temu na łamach DZ - przyp. red.), a kilka lat później - 25 lat za kolejne zabójstwo. Niespełna rok temu sąd penitencjarny ogłosił wyrok łączny - 25 lat. W polskim prawie kar się nie sumuje. A szkoda. Normalne społeczeństwo oczekuje stanowczości, a nie łagodności wobec sprawców brutalnych przestępstw.

"Tu jest zajebiście" - pisze Sebastian z więzienia. "Wy na wolności musicie się martwić jak opłacić mieszkanie i kupić coś do domu, a ja nie mam takiego problemu. Za mnie płacą i przynoszą mi jedzenie pod sam nos".

Za potrójne zabójstwo w 1998 roku w Katowicach Sebastian R. wpadł w ręce policjantów bardzo szybko. Od razu przyznał się, że razem z wujkiem zadźgali ciotkę, jej 14-letniego syna i znajomego. Już po wyroku, z więzienia napisał list do katowickiego prokuratora i do komendanta głównego policji, że zabił jeszcze jedną osobę: "Zabiłem starszego mężczyznę przy ul. Krasińskiego w Katowicach, obok garaży. Chcę się do tego przyznać, bo gryzie mnie sumienie. Zabrałem życie człowiekowi, a mu go nie dałem. Proszę o szybkie powrócenie do tego morderstwa . Za pozytywne rozpatrzenie mojego oświadczenia z góry bardzo dziękuję. Z poważaniem Sebastian S."

Wtedy już nie był Sebastianem R., bo przyjął nazwisko żony. Ślub odbył się w katowickim areszcie. Mają córeczkę.

"Ona jest taka słodka, kochaniutka i ładniutka. No i cały tata. Ma mój charakter" - chwali się w listach. "Nawet facet z takim wyrokiem może założyć rodzinę i być szczęśliwym mężem i ojcem, chociaż jestem mściwy i wredny". Zachwala też swoje nowe tatuaże, a to znaczy, że "nie jestem byle kim w naszym kręgu morderców".
Pierwotnie śledztwo o zabójstwo mężczyzny przy ul. Krasińskiego w Katowicach zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Policja przesłuchiwała wówczas Sebastiana, ale on sprytnie wymknął się śledczym, wprowadzając ich w błąd. Być może to go rozzuchwaliło i dwa miesiące później zabił trzy osoby. Teraz jednak był skory do rozmowy.

- Kopnąłem go i on się wywrócił - wyjaśniał bez emocji. - Wtedy wziąłem cegłówkę i uderzyłem nią kilkakrotnie w głowę. Gdy zobaczyłem, że się nie rusza, wsiadłem na rower i odjechałem.

Oskarżył wtedy kuzyna o to, że brał udział w pobiciu. Razem pili piwo pod sklepem, kiedy pojawił się ten mężczyzna.

- Marudził, żeby mu kupić piwo - wyjaśniał Sebastian. - A kiedy ruszyliśmy w stronę ul. Krasińskiego, on szedł za nami i dalej nas zaczepiał. Chciał papierosa. Jak znaleźliśmy się koło garaży, ze zdenerwowania zacząłem go bić. To znaczy pierwszy uderzył go mój kuzyn. Bił i kopał, a ja patrzyłem, co będzie dalej. Gdy usłyszeliśmy czyjeś kroki, kuzyn zaczął uciekać. Zawołałem do niego: "Chcesz to tak zostawić?". Miałem na myśli tego leżącego mężczyznę, ale kuzyn przeskoczył przez płot i biegł dalej. Wtedy wziąłem cegłę i uderzyłem nią leżącego w głowę. Nie ruszał się już".

Swoją wersję przedstawił także podczas wizji lokalnej. Zakuty w łańcuchy, ogolony do "zera", pozował do zdjęć.

Został oskarżony o zabójstwo i to mu się nie spodobało. Owszem, pobił starszego mężczyznę, ale nie chciał go zabić, twierdził przed katowickim sądem. - Najpierw go rypnąłem pięścią - wyjaśniał. - Pokrzywdzony był słaby, nie było co kopać. Jak się podniósł, przetarł pysk i szedł za nami dalej, marudząc.

- Ile razy uderzył go oskarżony - pytał sąd?

- Jak kogoś biję, nie liczę, to jest chyba nienormalne pytanie - odpowiedział. - Nie wiem, po co biłem go tą cegłą. Po prostu przyszło mi coś do głowy i tak się stało. Ja się niczego nie boję. Że on był starszy i wypity, to nie było ważne.

Co się dzieje, jak się bije człowieka cegłą w głowę - dociekał jeszcze sąd, ale Sebastian nie był już chętny do rozmowy. Wyznał tylko, że z tego bicia nie miał żadnych korzyści. Ot, coś mu wpadło w głowę. Według niego ktoś, kto zabija, nie może być poczytalny, musi mieć jakieś "jazdy". - Dla przyjemności tego nie robiłem - dodał.
Lekarze uznali Sebastiana za w pełni poczytalnego. Sąd skazał go więc na 25 lat i dodatkowo orzekł, że o przedterminowe warunkowe zwolnienie może się starać po odsiedzeniu 20 lat.

Sebastian był zły. Pisał listy gdzie tylko się dało, ale nie z powodu wysokiego wyroku. "Co to jest, 25 lat!" - chwalił się w listach. Ci, co go znali jeszcze z czasów na wolności, mówią, że zawsze szukał zaczepki, cwaniakował.

"Proszę wysokiego sądu o wgląd w akta przed rozprawą apelacyjną, co zapobiegnie ewentualnym niejasnościom" - pisze do sądu . Będzie odwoływał się od wyroku. Zna swoje prawa oskarżonego i sprytnie tę wiedzę wykorzystuje. Pisze skargi do ministra sprawiedliwości i do wszystkich świętych. Prosi, żeby go przenieść z aresztu w Bytomiu, gdzie czuje się niebezpiecznie, do Mysłowic, bo "odważył się zeznawać przeciwko grupie pruszkowskiej". Potem domaga się odszkodowania za złe warunki w areszcie w Mysłowicach.

Przypomina ministrowi, że sam zgłosił o przestępstwie, że domagał się zmiany składu orzekającego, ale nikt go nie chce wysłuchać. "Jest karygodne jak sąd podchodzi do takich spraw, jakim jest morderstwo. Wskazywałem na wspólnika tego pobicia, a nawet go nie zamknęli. Czy na takim podejściu polega sprawiedliwość? To jest śmieszne" - tłumaczy ministrowi.
Prokurator nawet nie przedstawił zarzutów kuzynowi Sebastiana, z którym rzekomo zabił starszego mężczyznę. Uznał, że to są pomówienia, jakieś ich stare zatargi. Razem mieszkali u babci, a teraz te kontakty się urwały. Być może Sebastian jest zły, że kuzyn go nie odwiedza, dlatego go pomawia, zresztą nie pierwszy raz. Poza tym świadkowie widzieli jednego młodego mężczyznę, który odchodził z miejsca zdarzenia, a nie dwóch.

Apelacja Sebastiana zostaje odrzucona. Sąd nie znalazł żadnej okoliczności łagodzącej i utrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po 20 latach. Kara jest surowa z powodu demoralizacji skazanego, braku skruchy, poczucia winy. Nie ma motywu, dlaczego zabił, co nie oznacza, że nie chciał zabić, skoro walił ofiarę cegłą po głowie.

Zła opinia przyszła także z zakładów karnych, w których siedzi za potrójne morderstwo - wielokrotnie karany dyscyplinarnie, pobił współwięźnia, sam się wielokrotnie okaleczał, zniszczył instalację sanitarną. Roszczeniowy i agresywny wobec przełożonych. Nie wykazuje żadnych zainteresowań, czas spędza biernie. Chyba że właśnie pisze długi list.

Jego skargi jednak przyniosły skutek. W 2010 r. prokurator generalny wystąpił do Sądu Najwyższego ze skargą kasacyjną na korzyść Sebastiana. Katowickie sądy popełniły błąd stosując wobec niego przepisy nowego Kodeksu karnego z września 1998 r., a on zabił cztery osoby w marcu i maju 1998 r., a więc pod rządami starego kodeksu. Wystąpiła kolizja prawa. Jeżeli w czasie orzekania obowiązuje ustawa inna niż w czasie popełnienia przestępstwa, stosuje się nową. Jednak należy stosować starą, gdy jest dla sprawcy łagodniejsza. Tak było w tym przypadku. Stare przepisy nie zezwalały na orzeczenie, że Sebastian może się ubiegać o przedterminowe zwolnienie po odsiedzeniu 20 lat. Sąd w 2011 r. poprawił błąd. Skazany może, teoretycznie, wyjść w każdej chwili, ku przerażeniu rodziny i znajomych.

Prosi teraz o widzenie z nową narzeczoną. Już jest po rozwodzie i wrócił do swojego starego nazwiska. Zamierza ożenić się po raz drugi. Martwi się tylko, czy sąd nie wymierzy mu kary łącznej - dożywocia.

"Proszę sąd o wytłumaczenie mi, jak mam 25 lat i dostałem drugie 25 lat i będę pisał o wyrok łączny, to czy może zostać orzeczona kara dożywotniego pozbawienia wolności? Z czym ja się nie zgadzam, bo się nie orzeka dożywocia wobec sprawcy, który nie ukończył 18 lat. Każde z przestępstw popełniłem, gdy miałem 17 lat".

Nieletni skazani są pod szczególną ochroną prawa, choć nie zawsze na tę ochronę zasługują. Prawo ma być sztuką dobrą i sprawiedliwą, ale nie pobłażliwą dla kogoś z taką pogardą dla życia: "Siedzę w celi dla niebezpiecznych, bo chciałem zabić takiego chłopaczka , ale tylko podciąłem mu gardło i zdążyli go uratować. Będzie miał pamiątkę na całe życie, żeby nie zaczepiał nikogo takiego jak ja, komu na niczym nie zależy".


*Marsz Autonomii 2012 ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Wielki koncert Guns N'Roses w Rybniku ZOBACZ ZDJĘCIA, WIDEO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!