Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kim ja jestem?" czyli kradzież tożsamości na potrzeby wywiadu. Recenzja filmu „Doppelgänger. Sobowtór”

Adam Pazera
Plakat filmu „Doppelgänger. Sobowtór”
Plakat filmu „Doppelgänger. Sobowtór” mat. prasowe
Definicja szpiegostwa za Wikipedią brzmi: „Forma działalności wywiadowczej polegająca na zdobywaniu informacji stanowiących tajemnice i przekazywaniu ich instytucji wywiadowczej". A ponieważ jednym z charakterystycznych elementów tej tajnej roboty jest maskowanie się szpiega, działanie w konspiracji pod przykrywką innej, ale legalnej działalności, toteż jednym ze sposobów takiego kamuflażu może być wcielenie się w inną postać, słowem - kradzież tożsamości. I o tym, jak i innych metodach szpiegowskich mówi intrygujący, obsypany nagrodami na ostatnim festiwalu w Gdyni film - o jakże wymownym tytule - „Doppelgänger. Sobowtór” w reżyserii Jana Holoubka (nagrody za: reżyserię, zdjęcia, kostiumy, scenografię i drugoplanową rolę męską Tomasza Schuchardta).

Akcja filmu toczy się na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, łącznie z 15-miesięcznym okresem „karnawału Solidarności". Ale pierwsze kadry filmu to powojenny Grudziądz roku 1946. Do mieszkania w obskurnej kamienicy, gdzie przebywa kobieta z niemowlęciem dobija się mężczyzna: „Helga, szybciej, otwieraj, musimy uciekać". Kobieta tuli dziecko do siebie i szepcze: „Mamusia wróci, obiecuję", zostawiając jednocześnie rozpalonym nożem trwały ślad na ciele oseska. Po tym wstępie przenosimy się do Strasburga, jest październik 1977 rok. Wysiadającego na dworcu młodego, jasnowłosego mężczyznę wita miejscowy: „Hans, to ja, wujek Helmut. Witamy w wolnym świecie". Wkrótce Hans spotyka się z matką, która płacze i ubolewa, że 30 lat temu porzuciła syna, ale wciąż myślała o odnalezieniu go, dlatego ma on bliznę na ciele. A na pytanie skąd tak mówi świetnie po niemiecku, Hans ma prostą odpowiedź: przybrany ojciec był profesorem germanistyki i uczył go języka Goethego.

Za chwilę – jeśli chodzi o uważnego widza, który to dostrzeże - pewną symboliką w filmie staje się scena, kiedy Hans jedzie z wujem przez miasto, na ulicach odbywa się festyn, parada przebierańców, pojawia się arlekin o „dwóch twarzach" (maski z przodu i tyłu głowy) i mężczyzna jakby z zastanowieniem przygląda się temu „podwójnemu" licu. I znajdziemy za chwilę stopniowe rozplątywanie fabularnej zagadki, wytłumaczenie tej myśli, bo oto równolegle w tym samym czasie w Polsce (Gdańsk październik, 1977) niejaki Jan Bitner - inżynier, żonaty, dwie córki - odprowadza na cmentarz matkę. Po pogrzebie, przeglądając dokumenty gromadzone przez rodzicielkę w szufladzie trafia na pożółkłe archiwalia z sprzed 30 lat: zdjęcia, papiery adopcyjne z domu dziecka. Po wizycie w sierocińcu w Grudziądzu i opowieści emerytowanej pracownicy tej placówki, która pamięta okres powojenny i porzucane dzieci, wszystko układa mu się w smutną całość: jest synem Niemki, która została zgwałcona przez rosyjskiego sołdata. Mąż Helgi, po powrocie z wojny nie zamierzał brać z sobą na zachód bachora.

Janowi wali się świat na głowę, wszystko, co było dotychczas, nie istnieje: „Nie wiem kim jestem, nie jestem ich synem (dotychczasowej rodziny), a szwabskim bękartem, nawet nie Polakiem”. Kochająca żona, Olga uspokaja: „Nie zadręczaj się". Tymczasem jego alter ego, jako Hans Steiner w Strasburgu rozpoczyna pracę w - jakże ważnym - wydziale do spraw imigracji, mając w ten sposób orientację, kto z opozycjonistów chce „czmychnąć” z kraju. Tak oto historia połączyła dwóch mężczyzn, wykorzystano skomplikowany życiorys prawdziwego Hansa (Jana), aby polski szpieg - pod przykrywką - mógł pojawić po latach u domniemanej rodziny na „zgniłym" Zachodzie i rozpocząć pracę wywiadowczą dla PRL-u. Tymczasem Jan Bitner (dzięki pomocy francuskiego dziennikarza) chce odnaleźć prawdę o sobie, dotrzeć do biologicznej matki w Niemczech. Ale bezpieka chroni swego agenta i nie może dopuścić do konfrontacji ich obu. Choć z kolei fałszywy Hans zaczyna mieć wątpliwości czy rozterki moralne i chciałby wiedzieć jak wygląda osobnik w którego wszedł skórę.

Film kładzie nacisk nie tyle na metody wywiadowcze i techniki operacyjne (zostawianie zaszyfrowanej wiadomości w wazonie na rodzinnym grobowcu Steinerów, to zgrany motyw rodem z „Hansa Klossa"), ile na psychikę obu bohaterów. Agent-wywiadowca, przygotowywany od lat na takie „stanowisko" ma łamany moralny kręgosłup: nie może mieć żadnego życia uczuciowego, wszystko podporządkowane jest „sprawie"! Kiedy bohater zaangażuje się w romans z kokieteryjną córką „wuja", Niną, otrzymuje bezwzględny rozkaz od oficer prowadzącej (centrala wie o nim wszystko!): „To karygodne łamanie procedur. Nie chodzi o nią, chodzi o całokształt. Spławisz tę małą i weź się do roboty, inaczej - może być różnie! Bez nas nie masz żadnych szans". Z tej drogi nie można już zejść, chyba że... kilka metrów pod ziemię przy „nieszczęśliwym wypadku" lub pozostając przy swoim fachu. Wiadomym jest bowiem, że często po przemianach ustrojowych nowe służby przejmują „starych" agentów: z taką wiedzą i doświadczeniem szkoda ich na „zmarnowanie"! A tymczasem fałszywy Hans pod przykrywką, jako opozycjonista, z polecenia centrali ma wejść w politykę francuską. I nie może dziwić, że jest on „resortowym dzieckiem": jego ojciec też pracował w przeszłości w wywiadzie, od małego przygotowywał go do tej roli, a teraz wobec wątpliwości syna podtrzymuje go na duchu: „Nie możesz teraz tego zmarnować, jesteś moją dumą. Szpieg jest jak dobre wino - żeby dojrzeć, potrzebuje czasu". Tę intrygującą specyfikę działalności służb specjalnych puentuje reżyser Jan Holoubek: „Jeden drugiemu ukradł tożsamość, drugi jej poszukuje, jednak to ten pierwszy orientuje się, że właściwie nie wie, kim jest, i że zatracił się w udawaniu kogoś innego".

Agent pod przykrywką Hansa Steinera nie jest przykładem Jamesa Bonda, nie ma tam gromadki pięknych kobiet, pościgów samochodowych, kaskaderskich popisów. Jeden raz Steiner ratuje z opresji swą przyjaciółkę rozprawiając się kilkoma ciosami z czterema opryszkami. Ale jest film solidnym dreszczowcem szpiegowskim z siecią dezinformacji i podstępów, który ogląda się bardzo dobrze. Świetna, sugestywna jest scenografia z siermiężnym i ponurym pejzażem głębokiego PRL-u, która kontrastuje z kolorowymi ujęciami Zachodu końca lat 70. Fabuła szpiegowska „Doppelgängera” oparta została na prawdziwych wydarzeniach. Pierwowzorem człowieka, który skradł tożsamość innej osoby jest postać Jerzego Kaczmarka (w filmie: Józef Wieczorek), polskiego oficera wywiadu w dawnym bloku wschodnim, wiele szczegółów z jego biografii jest wręcz tożsamych z filmowym Hansem Steinerem. Z czasem Steiner/Wieczorek też zadaje sobie pytanie, podobnie jak prawdziwy Hans: „Kim ja właściwie jestem? Człowiekiem bez tożsamości”. Mimo, iż większość akcji toczy się wokół agenta (Jakub Gierszał), to bardziej trafia w pamięć postać Jana Bitnera (Tomasz Schuchardt), jako tragicznej postaci nieświadomej gry, która toczy się wokół niego. Warto też wrócić uwagę na zimną, wyrafinowaną oficer prowadzącą (Katarzyna Herman) oraz cynicznego ojca Wieczorka (Andrzej Seweryn).

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera