Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kocynder, kultowe miejsce dla studentów w Chorzowie. Kto pamięta?

Jolanta Król
Budynek dawnego „Kocyndra”, Chorzów, ul. Powstańców (dawniej Sądowa), maj 2018 r.
Budynek dawnego „Kocyndra”, Chorzów, ul. Powstańców (dawniej Sądowa), maj 2018 r. Jolanta Król
14 listopada chorzowski „Kocynder” świętuje pięćdziesiątą rocznicę powstania. Chociaż klub formalnie nie istnieje, dawni kocyndrowcy wciąż o nim pamiętają. To był jeden z najważniejszych klubów studenckich nie tylko na Śląsku, ale i w Polsce

Pomysł utworzenia klubu studenckiego w Chorzowie pojawił się jesienią 1970 roku. W naturalny sposób zaczął powracać w rozmowach, kiełkował w głowach, by w końcu wywołać konkretne działania: najpierw list otwarty do tygodnika „Goniec Górnośląski”, później tzw. zebranie założycielskie, w końcu pismo do Wydziału Kultury Miejskiej Rady Narodowej. A wszystko w jednej sprawie – by w Chorzowie mógł powstać klub studencki. I w końcu stało się.

W sobotę, 14 listopada 1970 r., w sali Związku Nauczycielstwa Polskiego przy ulicy Powstańców odbyło się uroczyste spotkanie inauguracyjne. Tego dnia narodził się Regionalny Ośrodek Studencki „Kocynder”. Czy jego założyciele (a byli nimi studenci Politechniki Śląskiej, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Śląskiego) mogli przypuszczać, że stworzą ośrodek kultury, nie dość że znany w całej Polsce, to jeszcze mający niezaprzeczalny wpływ na kulturę „miasta węgla i stali”, jakim był wówczas Chorzów?

Oczywiście, że nie. Zofia Nogaj, Krystyna Kozioł, Elżbieta Strażyńska, Marian Banach, Jerzy Gregorczyk, Jan Kopiec i Michał Wilk (bo to oni utworzyli pierwszą Radę Klubu) zaplanowali wieczory muzyki poważnej i poezji, spotkania z ciekawymi ludźmi i dyskusje, wystawy, konkursy, wieczorki taneczne i bale. To byli normalni młodzi ludzie, studenci pełni energii i chęci działania. Chcieli się bawić, rozwijać, tworzyć. Tańczyć i śpiewać. Ale nie mieli swojego kąta, więc powołali do życia klub. I tak się zaczęło…

Górny Śląsk, mimo posiadania kilku uczelni na swoim terenie, przez wiele lat nie miał zorganizowanego i zinstytucjonalizowanego życia kulturalnego studentów. Przy uczelniach działały wprawdzie kluby studenckie (najczęściej w akademikach), ale zasięg ich oddziaływania był bardzo ograniczony, bo dotyczył tylko tych, którzy zakwaterowani byli w domach studenckic, bądź mieszkali w sąsiedztwie uczelni. Reszta po zajęciach wracała do domów rodzinnych, oddalonych nawet 30-40 kilometrów. Konurbacja była wprawdzie nieźle skomunikowana, bo liczne linie tramwajowe i autobusowe oraz tzw. wahadłowy ruch kolejowy pozwalały na stosunkowo wygodne przemieszczanie się, ale ok. godz. 22.00 wszystko zamierało i spóźnionym żakom pozostawały wyłącznie taksówki lub „waletowanie” w akademiku. Pamiętajmy, że mówimy o świecie bez Internetu i telefonów komórkowych, a przede wszystkim o świecie z nielicznymi samochodami prywatnymi. Student z własną syrenką, trabantem lub maluchem to była prawdziwa rzadkość.

I w takich właśnie warunkach zewnętrznych, grupa młodych i zdeterminowanych ludzi postanowiła, że w Chorzowie powstanie klub studencki. Jak mówi pierwszy prezes Kocyndra, Michał Wilk, wszystko co robiliśmy, robiliśmy dla siebie. Ale zostawiliśmy to następcom. Trudno dzisiaj przecenić wartość tamtej działalności. Praca społeczna (bez wynagrodzenia) i chęć poszerzania swojej wiedzy (edukacja kulturalna na wysokim poziomie) była uzupełniana przez działalność rozrywkową. I tutaj też nie było komercji. Potańcówki organizowano ze szczególną dbałością o materiał muzyczny, a własne spektakle kabaretowe lub poetyckie znakomicie wpisywały się w nurt studenckiego ruchu teatralnego i literackiego. Powszechnego wówczas zjawiska, którego bezskutecznie szukać w uczelniach wyższych od dziesiątków już lat…

„Kocynder” zmieniał się, rozwijał, kładł akcenty na różne przejawy aktywności. To ludzie decydowali, jaki będzie ich klub. Ale ludzi kształtowała też zwykła rzeczywistość – stosunki społeczne, sytuacja polityczna, wreszcie warunki gospodarcze. Kilkunastoosobowa grupa członków-założycieli stworzyła podwaliny przyszłej, silnej instytucji upowszechniania kultury, lecz droga do tego trwała kilkanaście lat. Pełni inicjatywy i zapału studenci pokończyli studia, pozakładali rodziny (nierzadko zawierając małżeństwa w gronie kocyndrowym) i powoli zaczęli przekazywać klub młodszym od siebie. Ci z kolei musieli zmierzyć się z nowymi wymaganiami – sprzętowymi, technicznymi, organizacyjnymi. „Kocynder” rozrastał się i zaczął być zauważany przez mieszkańców Chorzowa, nie tylko studentów. Warto podkreślić, że mimo zmieniających się realiów, klub cieszył się zawsze przychylnością władz miasta.

Idea integracji środowiskowej, zawarta w nazwie „Regionalny Ośrodek Studencki”, była oczywista dla kocyndrowców od początku: wszystkie działania kierowano również do młodzieży pracującej, której w Chorzowie była przecież oszałamiająca większość. Zresztą, taki był właśnie sens powoływania do życia regionalnych ośrodków studenckich, które w latach 60. i 70. powstawały i działały w miastach nieakademickich, m.in. w Siemianowicach Śląskim, Zawierciu, Leszczynach, Rudzie Śląskiej czy Będzinie. Członkowie „Kocyndra” chyba nie do końca zdawali sobie sprawę z roli edukacyjnej, jaką pełnili. Lepiej przygotowani od swoich rówieśników do odbioru kultury, prowadzili działania uświadamiające mieszkańcom Chorzowa ich potrzeby kulturalne. To dzięki kocyndrowcom zaistniał w Chorzowie jazz, później blues. To dzięki klubowi miasto zyskało miejsce cyklicznych spotkań z artystami najwyższej klasy – aktorami, wokalistami, muzykami i kabareciarzami. To również dzięki „Kocyndrowi” wielu młodych ludzi odkryło swoją tożsamość – działo się to dzięki imprezom popularyzującym historię i kulturę regionu, kulturę Górnego Śląska.

– Działanie w „Kocyndrze” było wspaniałą przygodą, ale nie tylko – wspomina Rafał Stefański, trzeci z kolei prezes ROS „Kocynder”. – Dawało możliwość spotkania ciekawych ludzi i zawierania wieloletnich przyjaźni. Lecz był to też czas nauki, zbierania doświadczeń, które procentowały w dalszym okresie życia.

Z czasem „Kocynder” stał się instytucją upowszechniania kultury, która wprawdzie straciła swój twórczy charakter, ale wychowała i ukształtowała całe pokolenie młodych ludzi, zdobywających praktyczną wiedzę w logistyce i organizacji imprez, ich obsłudze elektroakustycznej i organizacyjnej. Przemiany społeczno-gospodarcze w kraju związane z tzw. transformacją spowodowały konieczność zmian w statusie prawnym „Kocyndra”. Klub musiał stać się spółką z o.o., później funkcjonował jako tzw. indywidualna działalność gospodarcza, by wreszcie na powrót przyjąć formę spółki prawa handlowego. Niestety, nie przetrwał. W roku 2018 ostatecznie zakończył swoją działalność.

Co pozostało? Wspomnienie tysięcy imprez, spotkań, prelekcji, przeglądów. Cykli „Jazz w Kocyndrze”, „Manewry kabaretowe”, „Studenton”, „Ciut dżeziku przy stoliku”, meetingów poetyckich, słynnych w regionie dyskotek, później imprez hip-hopowych i techno, czy przeglądów teatralnych „Dzieci dzieciom”. Ale co najważniejsze – przetrwały przyjaźnie, małżeństwa, koleżeństwo trwające do dziś. I ta wspólna cecha – nieobojętność, zaangażowanie, chęć pomocy i współtworzenia kultury. „Kocynder” stał się furtką do kariery wielu ludzi, którzy są dzisiaj znanymi biznesmenami, dziennikarzami, aktorami, muzykami czy literatami. Są wśród nich również lekarze, architekci, inżynierowie i nauczyciele, emerytowani górnicy czy hutnicy. Zawsze jednak są to ludzie, którzy wyrastają ponad przeciętność.

– Dzisiaj „Kocyndra” przy ul. Sądowej nie ma – podsumowuje Michał Wilk, współzałożyciel i pierwszy prezes klubu. – Kronik, archiwum (nagrań, filmów oraz innych dokumentów) też nie ma, ale Duch „Kocyndra” żyje, póki my żyjemy. Wiele materiałów udało się znaleźć w archiwach prywatnych. Facebook też pomaga nam w kontaktach. A więc jesteśmy, mimo, że tak wielu z nas już odeszło. My kształtowaliśmy „Kocynder”, a on nas. A co najważniejsze, Regionalny Ośrodek Studencki „Kocynder” ma swoje ważne miejsce w historii Chorzowa.

To prawda. Edukacja mieszkańców miasta, uświadamianie i rozbudzanie potrzeb obcowania z kulturą, organizacja pożytecznego spędzania czasu, to tylko niektóre „zasługi” kocyndrowców. Chorzów jest dziś miastem akademickim, miastem artystów i kultury. W niczym już nie przypomina zapyziałego „miasta węgla i stali” sprzed półwiecza. W ukształtowaniu takiego wizerunku w dużej mierze pomógł Regionalny Ośrodek Studencki „Kocynder”. I chociaż nie ma dzisiaj szans na wznowienie działalności klubu w tamtym wymiarze, to jednak warto pamiętać o tym kultowym dla wielu pokoleń miejscu.
Stanisław Bartosik, były redaktor Dziennika Zachodniego opowiada, czym dla jego pokolenia był Kocynder
Autorka tekstu, Jolanta Król była czwartym z kolei prezesem Kocyndra

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera